Pierwszy "zapłon" silnika może być wręcz ogłupiający. Passat, który radośnie nie klekocze swoim 2.0 TDI? A jednak – są i takie. Ten samochód ze zdjęć to bowiem Passat GTE, czyli hybryda. Wbrew pozorom żadna nowość, bo pierwszy taki Passat miał premierę już w 2014 roku. Nigdy jednak nie przebił się na polskim rynku i choć to auto o niezaprzeczalnych zaletach, to… tak, wciąż wolę TDI.
Przy okazji niedawnego liftingu ósmej generacji Passata zmodernizowana została jego każda wersja, także hybrydowa. Zmiany są dokładnie takie, jak w bardziej "przyziemnych wersjach", a które pokazywaliśmy Wam już na przykładzie 240-konnego diesla oraz limitowanej edycji R-Line.
Dlatego też bez wgłębiania się w meandry zmian stylistycznych i nowych systemów (IQ.DRIVE) przejdźmy od razu do tego, co wyróżnia ten egzemplarz. Czyli zajrzyjmy pod maskę.
Szybki i czasami oszczędny
Passat GTE to typowy przedstawiciel hybryd plug-in. Poza silnikiem spalinowym i elektrycznym mamy tutaj więc baterię o pojemności 13 kWh. Możemy poruszać się zarówno na samym prądzie, jak i tylko na silniku spalinowym, bądź łącząc oba silniki w tym samym czasie.
Wreszcie możemy wymusić na silniku spalinowym ładowanie baterii (jeśli np. nie mamy dostępu do ładowarki, a potrzebujemy poruszać się w trybie bezemisyjnym), aby znowu korzystać z silnika elektrycznego. Możliwości jest tutaj multum i w pierwszej chwili naprawdę trudno się w tym wszystkim połapać.
Na pewno mogę stwierdzić jedno: dopóki Passat ma naładowane baterie, jest autem bardzo szybkim. W specjalnym trybie GTE (który w maksymalnym stopniu wykorzystuje obie jednostki napędowym) samochód potrafi przyspieszyć do 100 km/h w zaledwie 7,5 sekundy. Jak na duże i ciężkie kombi – całkiem niczego sobie.
Skąd takie osiągi? W Passacie GTE współpracują ze sobą spalinowe 1.4 (które w innych samochodach koncernu już zniknęło z oferty!) o mocy 156 koni mechanicznych i 250 niutonometrach oraz silnik elektryczny o mocy 115 KM i niebagatelnym momencie 400 niutonometrów.
Zanim jednak zaświecą wam się oczy: tych cyferek nie można po prostu do siebie dodać. Za sprawą przełożeń między silnikami a kołami ostatecznie moc systemowa to 218 koni mechanicznych. To i tak trzeci najmocniejszy Passat na rynku – po 272-konnym 2.0 TSI i 240-konnym 2.0 TDI.
Całość współpracuje z sześciobiegowym DSG. Tak więc jeśli obawiacie się typowego dla toyotowskich hybryd wycia bezstopniowych przekładni – to nie ten przypadek. Jest cicho i przyjemnie. Choć trzeba zauważyć, że GTE oferowane jest tylko z napędem na przód. Czyli jak się domyślacie, przy dynamicznym starcie jest duży problem z trakcją. I to nawet do trzeciego biegu.
Hybryda w Passacie potrafi też być dość oszczędna, chociaż słowo oszczędny w tym wypadku trzeba obwarować milionem drobnych druczków. Żeby nie było – to nie przypadłość Passata, tylko każdej hybrydy plug-in. Tylko kiedy w ofercie masz legendarne 2.0 TDI, te obwarowania są tak jakby… bardziej upierdliwe.
Prawda jest taka, że z naładowanymi bateriami można osiągnąć nawet to nierzeczywiste spalanie z norm WLTP. Producent deklaruje to 1,4 litra na 100 kilometrów i jak przejedziecie większość dystansu wyłącznie na prądzie, to jak najbardziej da się to zrobić.
Zresztą, równie dobrze może to być i zero litrów na sto kilometrów – jeśli macie możliwość ładowania auta i w domu, i w pracy. To kwestia waszych możliwości.
Tyle teoria. Dobrze wiemy, że rzeczywistość tak nie wygląda. Przede wszystkim producent więc deklaruje, że na baterii przejedziemy około 50 kilometrów. Według mnie 30-40 to maks, ale ja zawsze miałem dość ciężką nogę. Druga sprawa: na prądzie można jechać nawet z prędkością 140 km/h, ale nawet nie próbujcie. Szkoda baterii, prądu zabraknie po kilkunastu kilometrach.
Realnie w trybie hybrydowym rzeczywiście póki macie prąd w bateriach możecie liczyć na 3-4 litry na sto kilometrów i to nawet nie zaprzątając sobie głowy ecodrivingiem. Ale kiedy baterii już nie ma, Passat pali tyle co… 1.4 TSI w ciężkim aucie. Czyli może bez dramatu, ale nie tyle, ile oczekujecie od ekologicznego auta. W mieście 8-9 litrów na sto kilometrów, a na autostradzie około 8 litrów.
A gdybyście zapragnęli w trakcie jazdy doładowywać baterię dzięki silnikowi elektrycznemu, trzeba liczyć się ze spalaniem nawet 15 litrów na 100 kilometrów.
Morał: Passat GTE ma sens właściwie tylko wtedy, kiedy macie możliwość ładowania auta w domu i/lub w pracy, zwłaszcza, że nawet ze zwykłego gniazdka wypełnicie baterie w pięć godzin. Czyli przez noc czy w trakcie dnia pracy.
I odwrotnie: do naładowania tak małej baterii nie ma sensu szukać słupka na mieście, a i zauważmy, że w ostatnim czasie ładowanie "na mieście" zaczęło mocno drożeć. W każdym innym przypadku, jeśli szukacie ekologicznego auta, to potrzebna będzie jednak "tradycyjna" hybryda (czyli musicie spojrzeć na ofertę innych marek). A jeśli ma być po prostu ekonomicznie, no to… zawsze jest Passat TDI.
Ile kosztuje Passat GTE?
No cóż, tanio nie jest. Chociaż to generalnie przypadłość lepiej doposażonych Passatów, bo i diesel może kosztować ćwierć miliona.
W każdym razie ceny Passata GTE rozpoczynają się od 178 tysięcy, a testowany egzemplarz to… 230 tysięcy złotych. Sensownie skonfigurowane auto to wydatek jakichś 200 tysięcy złotych.
Czy warto? Jeśli tylko macie gniazdko w domu, a auto służy także (lub głównie) do jazdy po mieście, to jak najbardziej tak. W takim wypadku koszty eksploatacji będą niższe niż w przypadku diesla. I chodzi zarówno o cenę paliwa, jak i o mniejszy problem z serwisem (diesle użytkowane głównie w mieście bywają przecież problematyczne).
Tym bardziej, że to wciąż stary, dobry Passat. Wygodny w środku, przestronny, komfortowy, przyjazny i prosty w obsłudze. Ale jeśli nie macie jak ładować auta w domu, to… lepiej dać sobie spokój. Przynajmniej ja wciąż postawiłbym na starego, dobrego diesla. Tak zresztą uważa zapewne większość z nas, bo GTE nie widać ani na ulicach, ani w ofertach aut używanych.
Volkswagen Passat GTE na plus i minus:
+ Dobre osiągi przy naładowanej baterii + Komfortowy i prosty w obsłudze jak każdy inny Passat + Potrafi być naprawdę ekonomiczny - Na baterii nie przejedziecie tyle, ile deklaruje producent - Bez łatwego dostępu do ładowania traci sens - Potencjalnie niełatwy do odsprzedaży z racji niskiej popularności