– Poczułem przypływ bezsilności, bo nie wiemy, na czym stoimy. Epidemia koronawirusa wymaga szybkich działań – mówi dla naTemat Tymon Radzik, maturzysta z Liceum im. Stanisława Staszica w Warszawie, który pozywa ministra edukacji. Chodzi o organizację egzaminów maturalnych. Licealista nie ma wątpliwości, że w czasie epidemii koronawirusa to narażanie zdrowia i życia.
Łukasz Grzegorczyk: Dlaczego zdecydowałeś się na pozew przeciwko ministrowi edukacji?
Tymon Radzik: To jest pewnego rodzaju krzyk, forma wyrażenia sprzeciwu maturzystów, wobec zupełnego braku informacji ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej na temat egzaminów maturalnych. Nie wiemy, jakie scenariusze przewiduje ministerstwo, czy matury w ogóle się odbędą. Nie wiemy też, jak będzie wyglądała rekrutacja na studia.
Nasza przyszłość edukacyjna stoi pod wielkim znakiem zapytania. Największym problemem jest teraz brak komunikacji i brak stanowczych decyzji. Epidemia koronawirusa wymaga szybkich działań. Uczniowie i nauczyciele są zaniedbani w tej sytuacji. Tu nie chodzi tylko o matury, ale też egzamin ósmoklasisty.
Pozew, który złożyłeś, to efekt przypływu gniewu czy bardziej bezsilności?
To nie była decyzja nieprzemyślana. Obserwowałem, co działo się z petycją do Ministra Edukacji o podjęcie działań. Podpisało ją ponad 40 tys. osób. Patrzyłem na to, co dzieje się w innych krajach, bo we Francji czy Wielkiej Brytanii, egzaminy zostały odwołane. Słyszałem, jak premier Mateusz Morawiecki mówił w Sejmie, że szczyt epidemii będzie na przełomie maja i czerwca. Minister Zdrowia podkreślał, że w najbliższych tygodniach sytuacja się nie poprawi.
Poczułem przypływ bezsilności, bo nie wiemy, na czym stoimy. Postanowiłem w formie prawnej przekazać postulaty maturzystów. Pierwszym motywem jest życie i zdrowie. Ochrona nas – uczniów, naszych nauczycieli, ale też naszych rodzin. Nikt sobie nie wyobraża, by pójść na matury w środku epidemii.
To jak sytuacja z wyborami prezydenckimi. Może władza też będzie chciała za wszelką cenę zorganizować matury, mimo epidemii.
Kwestia wyborów jest kwestią polityczną. Zostawiłbym ją, bo chodzi o maturzystów, którzy mają różne poglądy polityczne. Jedni głosują na tych, drudzy na innych, a część nie głosuje wcale. My, jako młodzi obywatele, mamy możliwość wywierania wpływu na władzę. Miałem nadzieję, że wniosek o zabezpieczenie, który złożyłem w ogóle nie będzie potrzebny. Gdybyśmy jako młodzi ludzie wiedzieli, jakie są plany rządu, bylibyśmy spokojniejsi.
Co mówią o tej sytuacji twoi znajomi, których też czekają egzaminy maturalne?
Jesteśmy niepewni przyszłości. Dla wielu osób to jest trudny moment, bo nie dość, że przed nami matura, jest jeszcze stres związany z koronawirusem. To przecież dotyczy każdego człowieka. To wszystko nie są błahe sprawy i wpływają na każdy aspekt życia edukacyjnego i prywatnego.
Mam odczucie, że maturzyści w większości chcą przystąpić do matury, uczyliśmy się do niej tyle lat. Jest to obiektywny sprawdzian wiedzy przed przyjęciem na studia. Jeśli epidemia w Polsce jeszcze przyspieszy, wielu maturzystów i ich rodziców, być może stanie przed trudnym wyborem. Czy iść na maturę i ryzykować swoim zdrowiem i życiem.
Jak wyglądają twoje przygotowania do matur?
Mamy kontakt z nauczycielami przez internet, pomagają nam w miarę moliwości. To jest jednak nowa sytuacja dla wszystkich. Edukacja poza szkołą okazuje się mniej efektywna. Nie ma co ukrywać, że stracimy dwa miesiące przed maturą, kiedy jest najwięcej powtórek materiału. W tej chwili matura jest zaplanowana na maj. Nie ma żadnych decyzji, więc zakładam, że egzaminy się odbędą. To pragmatyczne zachowanie.
Nie boisz się, że trochę poszedłeś na wojnę z władzą?
To nie jest wystąpienie przeciwko państwu, tylko próba zabezpieczenia swoich praw. Każdy obywatel jest w jakichś relacjach z państwem i mogą być one oceniane przez sąd. Mój krok był typowo proobywatelski. Od dawna jestem aktywny społecznie i nie boję się występować w sprawach publicznych. A ze strony rówieśników, w tym przypadku spotykam się z pozytywnym odzewem.