"Devs" idealnie wstrzelił się w ogarniającą świat pandemię koronawirusa. Mamy więcej wolnego, więc stosunkowo ślimacze tempo akcji, jak na serial science-fiction, jest poniekąd zaletą. Z kolei podejmowane przed twórcę rozważania o przyszłości człowieczeństwa są bliskie rozmyślaniom, które teraz prowadzimy zamknięci w czterech kątach.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
90 proc. treści w internecie jest zdominowane przez COVID-19, więc łatwo można było przegapić pozytywne recenzjeminiserialu produkcji FX. W Polsce "Devs" można obejrzeć na HBO i HBO GO. Właśnie miała miejsce premiera ostatniego, ósmego odcinka. Zwrócenie uwagi na ten tytuł teraz ma swoje plusy - lepiej jest go oglądać w mniejszych odstępach czasu, ponieważ zagubienie w tym przypadku jest normalnym uczuciem towarzyszącym widzowi.
Miniserial nie tylko dla fanów fizyki
"Devs" zaczyna się jak technothriller, który w pewnym momencie wkracza na tory serialu szpiegowskiego. Główna bohaterka to zdolna programistka, która próbuje ustalić, co się stało z jej chłopakiem. Wszystkie tropy prowadzą do nowego, owianego tajemnicą, działu w jej firmie - tytułowego Devs. Kiedy pojawia się wątek rosyjskiego wywiadu, bardzo się zawiodłem. Nastawiałem się na coś innego – bez zimnowojennego wyścigu technologicznego i teorii spiskowych. Dobrze (i niedobrze), że mam w zwyczaju oglądanie serii do końca, bo straciłbym wiele.
Kiedy miałem porzucić "Devs" po kilku odcinkach, na pierwszy plan znów weszło rasowe science-fiction. Takie bez kosmitów i laserów, bardziej realistyczne, choć wciąż przypominające magię. Jednak czyż współczesne odkrycia astronomiczne, teleportacja kwantowa, uczenie maszynowe, cząstki elementarne i inne zagadnienia nie przypominają czarodziejskich sztuczek? Dla zwykłych ludzi z pewnością tak. Reżyser i scenarzysta Alex Garland ("Ex Machina", "Anihilacja") korzysta z nich do wyjaśnienia zagadek otaczającej nas rzeczywistości oraz pokazania wręcz boskiej władzy, którą mogą posiąść korporacje informatyczne.
Big Data, kwanty i filozofia
Odkąd nauka stała się zbyt skomplikowana i zaawansowana, tradycyjni filozofowie są na wymarciu. Do zrozumienia mechanizmów rządzących wszechświatem i snucia humanistycznych teorii, nie wystarczy już poznanie zasad dynamiki Newtona. Dlatego sens istnienia tłumaczą nam obecnie fizycy – szczególnie ci kwantowi.
Taką osobą jest Forest (Nick Offerman znany z "Parks and Recreation") hippis-wizjoner, szef firmy który fanatykiem determinizmu. Uważa, że człowiek nie ma wolnej woli - jest marionetką przyczynowo-skutkową. Nie mamy wpływu na nic, nie ma żadnej losowości, a nasze działania są wypadkową miliardów lat ewolucji i zdarzeń z całego wszechświata. Forest dostrzega w tym plusy, bo mając odpowiednie dane, możemy obliczyć i symulować wydarzenia z przeszłości. I przyszłości.
W serialu toczącym się w bliżej nieokreślonej przyszłości nie ujrzymy latających samochodów. Wysoce-zaawansowane technologia - symbolizująca szczyt możliwości, mieści się bowiem w komputerze kwantowym. Dosłowne skojarzenia z sentencją deus ex machina są tu nieprzypadkowe. Zresztą debiut reżyserski Garlanda nosi tytuł "Ex Machina" i również tam grała Sonoya Mizuno – główna bohaterka "Devs". To właśnie ta maszyna pozwala zaglądać w wydarzenia historyczne (nawet… ukrzyżowanie Chrystusa) i to, co ma dopiero nadejść - jak w zaczarowaną kulę.
Medytacja kontra nuda
Często oglądając "Devs" nie będziemy wiedzieli o co chodzi. Nie przejmujmy się tym, bo za jakiś czas będzie nam to dość klarownie wyjaśnione. Widzowie, którzy liznęli podstawowe odkrycia współczesnej fizyki nie będą mieć problemów z rozwikłaniem serialowych tajemnic. Wbrew pozorom to jednak produkcja nie tylko dla wielbicieli Stephena Hawkinga, ale wszystkich lubiących sobie porozmyślać nad metafizyką otaczającego nas świata.
Dla kogo na pewno dzieło Garlanda nie jest? Dla osób lubiących wartką, efektowną akcję. Tempo "Devs" jest odwrotnie proporcjonalne do prędkości serialowego superkomputera. Aktorzy też grają dość flegmatycznie. Cierpliwość widzów jest wystawiana na wielką próbę i niektórzy z pewnością wymiękną po dwóch odcinkach. Fabuła serialu mogłaby się zmieścić praktycznie w połowie z 8. epizodów serii. Stracilibyśmy jednak wszystkie te audiowizualne przestoje, które czynią dzieło Garlanda wyjątkowym.
Jedni uznają to za brak umiejętności snucia wciągającej opowieści, drudzy będą się czuli jak na seansie medytacyjnym. Wszelkie egzystencjalne rozważania, długie monologi, ambientowa muzyka (najlepiej mieć słuchawki, by spotęgować immersję) i "kubrickowskie" ujęcia potrafią wprowadzić w trans. Jeżeli więc lubimy ambitne (w stylu "Primer", "Moon", czy właśnie "Ex Machina"), lekko pompatyczne i przeintelektualizowane science-fiction, to "Devs" okaże się doskonałym wyborem. Ten serial naprawdę skłania do rozmyślań w trakcie seansu, a nie tylko chłonięcia obrazów wzrokiem.
Jeden z najlepszych seriali sci-fi 2020 roku
"Devs" dobrze się ogląda odrzucając samą warstwę fabularną. To prawdziwa uczta dla oczu i uszu. Estetyczny obraz i atmosferyczny dźwięk są stawiane na równi z historią. Długie, poetyckie sekwencje, w których "nic" się nie dzieje pozwalają na chwilę się zatrzymać, pokontemplować i po prostu poogarniać to, co artysta ma na myśli.
Może i jest to wydmuszka, bo sporo scen raczej nie ma ukrytego głębszego przesłania, ale naprawdę piękna. Sam mam z nim problem, bo z jednej strony ostatnie odcinki były fascynujące, ale pierwsze były po prostu nudne. Nie jest to miniserial, który zmieni kurs popkultury, ale na pewno jest wart uwagi - szczególnie, gdy jesteśmy zmęczeni rozrywkową, wtórną fantastyką naukową.
Pandemia koronawirusa sparaliżowała branżę filmową – odciśnie to piętno na przyszłorocznych premierach. W tym roku fani science-fiction nie mając o narzekać. Jesteśmy w trakcie 3. sezonu "Westworld”, wkrótce nadejdzie 3. sezon "Dark" i 4. "Stranger Things". Nie możemy zapominać też o nadchodzącym o "Space Force", czyli "'The Office' w kosmosie”. To seriale będą jednymi z niewielu dobrych rzeczy, które przyniesie nam 2020 rok, a "Devs" z pewnością znajdzie się w tym zacnym gronie.