
To jeden z najlepszych serial science-fiction 2020 roku. W Polsce przeszedł bez echa
"Devs" idealnie wstrzelił się w ogarniającą świat pandemię koronawirusa. Mamy więcej wolnego, więc stosunkowo ślimacze tempo akcji, jak na serial science-fiction, jest poniekąd zaletą. Z kolei podejmowane przed twórcę rozważania o przyszłości człowieczeństwa są bliskie rozmyślaniom, które teraz prowadzimy zamknięci w czterech kątach.

Reklama.
90 proc. treści w internecie jest zdominowane przez COVID-19, więc łatwo można było przegapić pozytywne recenzje miniserialu produkcji FX. W Polsce "Devs" można obejrzeć na HBO i HBO GO. Właśnie miała miejsce premiera ostatniego, ósmego odcinka. Zwrócenie uwagi na ten tytuł teraz ma swoje plusy - lepiej jest go oglądać w mniejszych odstępach czasu, ponieważ zagubienie w tym przypadku jest normalnym uczuciem towarzyszącym widzowi.
Kiedy miałem porzucić "Devs" po kilku odcinkach, na pierwszy plan znów weszło rasowe science-fiction. Takie bez kosmitów i laserów, bardziej realistyczne, choć wciąż przypominające magię. Jednak czyż współczesne odkrycia astronomiczne, teleportacja kwantowa, uczenie maszynowe, cząstki elementarne i inne zagadnienia nie przypominają czarodziejskich sztuczek? Dla zwykłych ludzi z pewnością tak. Reżyser i scenarzysta Alex Garland ("Ex Machina", "Anihilacja") korzysta z nich do wyjaśnienia zagadek otaczającej nas rzeczywistości oraz pokazania wręcz boskiej władzy, którą mogą posiąść korporacje informatyczne.
Taką osobą jest Forest (Nick Offerman znany z "Parks and Recreation") hippis-wizjoner, szef firmy który fanatykiem determinizmu. Uważa, że człowiek nie ma wolnej woli - jest marionetką przyczynowo-skutkową. Nie mamy wpływu na nic, nie ma żadnej losowości, a nasze działania są wypadkową miliardów lat ewolucji i zdarzeń z całego wszechświata. Forest dostrzega w tym plusy, bo mając odpowiednie dane, możemy obliczyć i symulować wydarzenia z przeszłości. I przyszłości.
W serialu toczącym się w bliżej nieokreślonej przyszłości nie ujrzymy latających samochodów. Wysoce-zaawansowane technologia - symbolizująca szczyt możliwości, mieści się bowiem w komputerze kwantowym. Dosłowne skojarzenia z sentencją deus ex machina są tu nieprzypadkowe. Zresztą debiut reżyserski Garlanda nosi tytuł "Ex Machina" i również tam grała Sonoya Mizuno – główna bohaterka "Devs". To właśnie ta maszyna pozwala zaglądać w wydarzenia historyczne (nawet… ukrzyżowanie Chrystusa) i to, co ma dopiero nadejść - jak w zaczarowaną kulę.
Dla kogo na pewno dzieło Garlanda nie jest? Dla osób lubiących wartką, efektowną akcję. Tempo "Devs" jest odwrotnie proporcjonalne do prędkości serialowego superkomputera. Aktorzy też grają dość flegmatycznie. Cierpliwość widzów jest wystawiana na wielką próbę i niektórzy z pewnością wymiękną po dwóch odcinkach. Fabuła serialu mogłaby się zmieścić praktycznie w połowie z 8. epizodów serii. Stracilibyśmy jednak wszystkie te audiowizualne przestoje, które czynią dzieło Garlanda wyjątkowym.
Jedni uznają to za brak umiejętności snucia wciągającej opowieści, drudzy będą się czuli jak na seansie medytacyjnym. Wszelkie egzystencjalne rozważania, długie monologi, ambientowa muzyka (najlepiej mieć słuchawki, by spotęgować immersję) i "kubrickowskie" ujęcia potrafią wprowadzić w trans. Jeżeli więc lubimy ambitne (w stylu "Primer", "Moon", czy właśnie "Ex Machina"), lekko pompatyczne i przeintelektualizowane science-fiction, to "Devs" okaże się doskonałym wyborem. Ten serial naprawdę skłania do rozmyślań w trakcie seansu, a nie tylko chłonięcia obrazów wzrokiem.
Może i jest to wydmuszka, bo sporo scen raczej nie ma ukrytego głębszego przesłania, ale naprawdę piękna. Sam mam z nim problem, bo z jednej strony ostatnie odcinki były fascynujące, ale pierwsze były po prostu nudne. Nie jest to miniserial, który zmieni kurs popkultury, ale na pewno jest wart uwagi - szczególnie, gdy jesteśmy zmęczeni rozrywkową, wtórną fantastyką naukową.
Pandemia koronawirusa sparaliżowała branżę filmową – odciśnie to piętno na przyszłorocznych premierach. W tym roku fani science-fiction nie mając o narzekać. Jesteśmy w trakcie 3. sezonu "Westworld”, wkrótce nadejdzie 3. sezon "Dark" i 4. "Stranger Things". Nie możemy zapominać też o nadchodzącym o "Space Force", czyli "'The Office' w kosmosie”. To seriale będą jednymi z niewielu dobrych rzeczy, które przyniesie nam 2020 rok, a "Devs" z pewnością znajdzie się w tym zacnym gronie.
Reklama.