Nawet prawie połowa przypadków to mogą być niewidzialne łańcuchy zakażeń. Tak twierdzi Anne-Claude Cremieux ze szpitala Saint-Louis w Paryżu. Ta profesor chorób zakaźnych zauważa, że najbardziej zastanawia w epidemii koronawirusa fakt tak wielu form bezobjawowych, co w praktyce oznacza, że wirusa można przekazywać jeszcze zanim zachoruje się na COVID-19.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
– Wiedzieliśmy, że są pewne niezauważalne łańcuchy zakażeń, ale dopiero teraz zdajemy sobie sprawę, jak bardzo są one odpowiedzialne za rozprzestrzenianie się wirusa. Może to dotyczyć nawet 40 procent przypadków – powiedziała prof. Anne-Claude Cremieux na łamach "Le Parisien".
Wniosek z tego płynie więc taki, by izolować ludzi i testować ich jak najwięcej na obecność koronawirusa w celu ograniczania epidemii. Pod tym względem "liczy się każdy dzień" – twierdzi francuska profesorka.
Jak przekonuje Frederic Tangy, szef laboratorium w Instytucie Pasteura, obecny koronawirus jest dziesięć razy bardziej zaraźliwy niż grypa. Francuski naukowiec zwraca uwagę, że po czterech miesiącach od wybuchu epidemii w Chinach, ciągle jest wiele niewiadomych.
Tymczasem według najnowszych prognoz, szczyt epidemii koronawirusa może nastąpić w Polsce 25 kwietnia. Natomiast zakażonych ma być więcej niż pierwotnie zakładano, bo aż 12 tysięcy. Tak wskazują analitycy z firmy ExMetrix, którzy przekonują, że ich dotychczasowe prognozy miały w Polsce prawie 96-proc. sprawdzalność.
Trudno jednak uwierzyć, by na tym się skończyło, gdyż już 21 kwietnia jest ich w Polsce niespełna 10 tysięcy. A to tylko oficjalne liczby podane przez rząd. Rzeczywista liczba zakażonych może być znacznie większa.