Bezwarunkowy dochód podstawowy to eksperyment osiągalny tylko dla państw bogatych i tych, które zgromadziły odpowiednio dużą nadwyżkę budżetową na trudne czasy. Dla nich będzie to furtka na czas kryzysu popytowego. Być może skuteczna na teraz, co nie oznacza, że problem nie pojawi się później – mówi prof. Krzysztof Piech. W rozmowie z naTemat.pl ekonomista rozwiewa nadzieje, które z tzw. nową normalnością po pandemii wiążą środowiska lewicowe.
Poniższy artykuł jest częścią cyklu "Świat po pandemii". To akcja zainicjowana przez Sebastiana Kulczyka i jego platformę mentoringową Incredible Inspirations, w której wspólnie publikujemy 21 tekstów wyjaśniających, jak będzie wyglądała nasza rzeczywistość i "nowa normalność" po kwarantannie i koronawirusie. Czytaj więcej
Wielu przekonuje, że kryzys wywołany pandemią koronawirusa to dobry czas, by rządzący na całym świecie rozważyli wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego. Podziela Pan tę opinię?
Prof. Krzysztof Piech: Koncepcja dochodu podstawowego mówi, że powinien być to dochód dla każdej osoby, niezależnie do tego czy osoba ta pracuje czy nie. Co z kolei oznacza, że trzeba zrezygnować z całej sieci bezpieczeństwa socjalnego, która została stworzona przez dziesiątki lat na świecie, a zwłaszcza w Europie.
Na przykład w Polsce mamy program Rodzina 500+, który w pewnym sensie jest uniwersalnym dochodem podstawowym. Tymczasem wprowadzenie tych koncepcji proponowanych przez niektóre środowiska lewicowe oznaczałoby, iż rezygnujemy z 500+ tylko dla rodzin z dziećmi na rzecz podobnego świadczenia dla każdego obywatela.
To niespecjalnie dobrze będzie wypływało na zachęcanie ludzi do pracy. Wyobraźmy sobie człowieka, który nauczy się żyć bez pracy i uzna, że nie musi pracować, bo to minimum egzystencji mu wystarcza. Problem z takim podejściem nie polega tylko na tym, że utrwala się bezrobocie. Wpływa się także na postawy dzieci wychowywanych w rodzinach, w których obie osoby są bezrobotne.
A jednak renomowana amerykańska edycja "Business Insider" wyliczyła ostatnio, że już kilkanaście państw w związku z kryzysem rozważa wprowadzenie jakiejś wersji dochodu podstawowego...
Tego typu rozważania wynikają z poszukiwania dróg wyjścia z kryzysu. Państwa pracujące nad takimi rozwiązaniami zakładają, że popyt konsumpcyjny znacząco spadnie, więc szuka się tam wszelkich narzędzi, którymi popyt ten można pobudzić.
Same rozważania przywódców nad wprowadzeniem czegoś w rodzaju dochodu podstawowego nie są niczym nowym – tak było podczas poprzednich wielkich kryzysów. I niektóre państwa rozdawały wówczas pieniądze.
Oni rozważają UBI jako receptę na kryzys
W tych państwach wprowadzono lub planuje się zastosowanie pewnych form dochodu podstawowego:
Hiszpania
Niemcy
Królestwo Niderlandów
Dania
Wielka Brytania
Belgia
USA
Japonia
Malezja
Irlandia
Australia
Włochy
Korea Południowa
Teraz próbuje się to jedynie ubrać w koncepcję bezwarunkowego dochodu podstawowego, ale nie ma to większego uzasadnienia teoretycznego. To wciąż bardziej poglądy polityczne niż mechanizmy potwierdzone naukowo, z których wynikałoby, iż UBI (ang. universal basic income) jest długofalowo korzystne dla funkcjonowania państwa.
Zatem, ilu z rządzących, którzy snują dziś rozważania nad dochodem podstawowym, od słów przejdzie się do czynów?
To eksperyment osiągalny tylko dla bogatych i tych, którzy zgromadzili odpowiednio dużą nadwyżkę budżetową na trudne czasy. Dla nich UBI będzie furtką na czas kryzysu popytowego. Być może skuteczną na teraz, co nie oznacza, że problem nie pojawi się później.
Co będzie, gdy społeczeństwo przyzwyczai się do czegoś, co było zasiłkiem tylko na czas bezrobocia? Co będzie, gdy przyjdzie wreszcie dobra koniunktura i ludzie nie zrezygnują tak łatwo z gwarantowanego dochodu? Odpowiedzi zdają się proste. W państwach, które teraz zdecydują się na wprowadzenia jakiegoś rodzaju UBI, razem z ustaniem kryzysu pojawi się szereg negatywnych zjawisk, takich jak histereza bezrobocia.
W Polsce kilkanaście lat temu widzieliśmy na własne oczy, jak to wygląda. Mieliśmy przecież długotrwałe i systemowe bezrobocie. I wówczas nie brakowało dzieci, które na pytanie o to, kim chcą zostać w przyszłości odpowiadały: "bezrobotnym, jak mama i tata".
Właśnie takie są długofalowe koszty bezwarunkowego dochodu podstawowego, których lewicowi działacze i publicyści niestety nie przewidują. Chcą czynić dobro, ale zupełnie nie biorą pod uwagę konsekwencji w postaci zastępowania aktywności postawami biernościowymi.
Wszyscy o dochodzie podstawowym mówią teraz w kontekście działań antykryzysowych. Czy jednak aktualne rozwiązania mają wiele wspólnego z tą ideą UBI, o której mówiono jeszcze przed wybuchem pandemii?
No właśnie... Wygląda na to, że nie. Pandemia zdaje się jedynie stwarzać możliwości, by na poziomie politycznym jakiś rodzaj dochodu podstawowego wprowadzić przez furtkę działań antykryzysowych. Co nie oznacza, że okrojona lub wprowadzona jedynie czasowo wersja UBI uchroni niektóre gospodarki przed negatywnymi konsekwencjami, o których wspomniałem.
Znowu warto spojrzeć na polskie 500+, które jest formą UBI na przykład dla tego, iż jest niezależne od dochodu rodziny. W Polsce widać już potwierdzone danymi negatywne konsekwencje. Widać, jak wiele młodych matek wyszło z rynku pracy pod wpływem tego programu. Co więcej, mowa głównie o kobietach młodych, słabo wykształconych i ze wsi.
Pan mówi tylko zagrożeniach, tymczasem niedawno intelektualiści wystosowali apel do instytucji Unii Europejskiej, by bezwarunkowy dochód podstawowy uczynić normą. Twierdzi pan, że są oni w głębokim błędzie?
Postulować "rozdajmy ludziom pieniądze" może każdy i w każdym czasie. Niestety, nigdy za tym postulatem nie idzie odpowiedź na pytanie, skąd wziąć pieniądze. Z dodrukowywania gotówki? Czyli z późniejszej inflacji, która z reguły najmocniej uderza najbiedniejszych? Rozdawanie pieniędzy biednym, bym im je następnie zabrać za sprawą inflacji makroekonomicznie się nie spina...
Dla dochodu podstawowego widzę naprawdę tylko jedno uzasadnienie. Mianowicie chodzi o to, o czym mówią Elon Musk czy Mark Zuckerberg w kontekście nastąpienia w przyszłości głębokich procesów robotyzacji pracy. Wówczas UBI może być uzasadnione, ale poza tą kwestią pozostaje czystym populizmem.
Czy bezwarunkowy dochód podstawowy ma kiedykolwiek szansę zaistnieć nie tylko jako rozwiązanie kryzysowe?
Nie sądzę. Zawsze to jakiś kryzys będzie wyzwalaczem dla ewentualnego wprowadzenia w życie takich idei. W sytuacji pomyślnej koniunktury żaden rząd sam z siebie raczej nie będzie chciał czegoś takiego wprowadzić. Te pomysły mogą mieć szansę na realizację tylko w czasach kryzysów.
Wprowadzenie dochodu podstawowego – z czysto technicznej strony – byłoby skomplikowane?
Nie ma z tym większego problemu. Przecież Polska pokazała, że w ciągu kilku miesięcy można wprowadzić program taki, jak Rodzina 500+ . Nasz kraj może być akurat wzorem do naśladowania w sprawie tego, jak działać od strony technicznej.
Za pomocą rozwiązań w dużej mierze informatycznych i sprawnym współdziałaniu Ministerstwa Cyfryzacji z bankami udało się pewną formę UBI wprowadzić. W naszym przypadku pozostawałoby więc de facto rozszerzenie 500+ na wszystkich. A inne państwa mogłby polskie schematy kopiować.
Załóżmy, że w Polsce zaryzykujemy taki eksperyment. Jak wysoki powinien być wówczas ten bezwarunkowy dochód podstawowy?
W czystej postaci ideą UBI jest zapewnienie minimum egzystencji. Dziś w Polsce jest ono na poziomie nieco ponad 500 zł. Znowu pozostaje więc odniesienie do świadczenia 500+, które mogłoby zostać po prostu nieco podniesione i rozszerzone na wszystkich.
o sytuacji, w której dochód podstawowy może być koniecznością
Myślę, że w końcu będziemy musieli mieć dochód podstawowy. To będzie konieczność. Będzie coraz mniej zawodów i pracy, którą człowiek będzie w stanie wykonać lepiej niż maszyna. Chciałbym pokreślić, że to nie jest coś, o czym marzę. Po prostu wydaje mi się, że to w którymś momencie nastąpi. Automatyzacja zmieni wiele, niemal wszystko będzie bardzo tanie....