"Opowieści z Pętli" ogląda się niczym obraz w galerii sztuki współczesnej. Nic w tym dziwnego, skoro sam serial powstał w oparciu o retro-futurystyczne dzieła szwedzkiego artysty. To jak powrót do lat 80., tyle że oprócz pierwszych komputerów domowych mamy tu też roboty, które nie budzą wśród ludzi większej ekscytacji. Podobnie jak wielkie generatory, wokół których rozpościera się tajemnicza Pętla. W jej zasięgu wszystko pozornie niemożliwe staje się możliwe.
Jaki jest cel Pętli? Już na wstępie dowiadujemy, że projekt ten ma za zadanie "odkryć i zrozumieć tajemnice wszechświata". Mało kto wie jednak, jakie badania prowadzone są wewnątrz potężnych generatorów wybudowanych gdzieś na odludziu.
Wszystko rozpoczyna się w spowitym śniegiem Mercer w stanie Ohio. Mała Loretta mieszka razem ze swoją mamą Almą, która pracuje dla Centrum Fizyki Eksperymentalnej. Pewnego dnia kobieta znika, a wraz z nią cały dom. Dziewczynka tuła się samotnie po miasteczku, po czym odkrywa, że zaburzona została czasoprzestrzeń.
Betonowe generatory, które niemalże w każdej scenie pojawiają się w tle, są ponurą zwiastunką tego, z czym przyjdzie się później zmierzyć bohaterom serialu.
Ponury świat oczami dziecka
Nie bez powodu "Opowieści z Pętli" kojarzyć się mogą ze "Stranger Things". W produkcji Amazona większość bieżących zdarzeń też ukazano z perspektywy dziecka. Nie brakuje również elementów typowych dla początku lat 80. - w kinie puszczane są "Szczęki" Stevena Spielberga, nastolatki przeprowadzają jam-session w garażu i noszą kolorowe bomberki. Klimat tego serialu jest natomiast o wiele cięższy od tego, którym widz był karmiony przez braci Dufferów.
W tle, zamiast Michaela Jacksona, leci ponura muzyka grana na pianinie, co samo w sobie skojarzyło mi się z dystopijnym filmem "Nie opuszczaj mnie". W wielu scenach przewijają się też postaci robotów, a raczej ich wraki. Każdy z bohaterów zdaje się pielęgnować w sobie swój głęboko zakorzeniony smutek - nieważne czy jest nim nieszczęśliwe dzieciństwo czy brak akceptacji któregoś z rodziców.
"Opowieści z Pętli" nie bawią tak jak "Stranger Things". To raczej podróż, w którą widz wybiera się samotnie. To kino, które na każdym kroku testuje czujność i wrażliwość swojego odbiorcy. Nie będzie przesadą, jeżeli porównam ten serial także do (być może przereklamowanego) "Interstellara" w reżyserii Christophera Nolana, gdzie mieliśmy surowe kadry, niewielką ilość dialogów oraz liczne odwołania do metafizyki, które pozostawiały więcej pytań niż odpowiedzi.
Nie tylko obrazy
Serial "Opowieści z Pętli" powstał w oparciu o książkę z grafikami Simona Stålenhaga, którego obrazy polskiemu odbiorcy mogą kojarzyć się z twórczością Jakuba Różalskiego. Swoją drogą, ciekawe byłoby zobaczyć też film inspirowany jego dziełami.
Na podstawie świata stworzonego przez Stålenhaga zrobiono również podręcznik do gry fabularnej o tym samym tytule. Dzięki niemu gracze mogą wcielać się w postaci dzieci. Zasada jest jedna - o niczym nie mówi się dorosłym, bo oni i tak w nic nie uwierzą.