– Chciałbym kiedyś zrobić Polskę, która będzie właśnie taka. Jak będzie trzeba, to wszystko oddam, żeby właśnie taka była – mówił ze łzami w oczach Szymon Hołownia, pokazując do kamery swój egzemplarz Konstytucji RP. Wzruszenie kandydata na prezydenta odbiło się szerokim echem w mediach. Ale czy było prawdziwe? O tym w naTemat mówi Daria Domaradzka–Guzik, ekspertka od komunikacji i mowy ciała.
Anna Dryjańska: Co pani czuła patrząc na płaczącego Szymona Hołownię?
Daria Domaradzka–Guzik: To były podwójne odczucia, bo po pierwsze zareagowałam na jego wideo jak wyborczyni, a po drugie równolegle zaczęłam to analizować z perspektywy sztuki komunikacji.
Jakie wrażenia miała pani jako obywatelka?
Pomyślałam, że to, co widzę, jest przekombinowane i niepotrzebne. Wydało mi się to oderwane od rzeczywistości, mocno nie w punkt. Taki strzał w kolano. Nie kupiłam tego. Ale zaznaczam, że to są moje osobiste odczucia.
A jako specjalistka od komunikacji?
Oglądałam te kluczowe kilka minut wielokrotnie. Odtwarzałam w zwolnionym tempie, robiłam stopklatki. Moje wrażenia? Szymon Hołownia to wytrawny gracz w dziedzinie komunikacji niewerbalnej. Jest skuteczny do tego stopnia, że to inna liga w porównaniu do reszty kandydatów. Tak skuteczny, że ocieramy się tu o opiniowanie aktora.
Sugeruje pani, że wyreżyserował swoje wzruszenie od początku do końca, gdy mówił o Polsce i Konstytucji?
Tego nie wiem i nie ośmieliłabym się mu tego zarzucać. Mówię o poziomie jego umiejętności. Jego smutek, nawet jeśli udawany, wyglądał na autentyczny. Najpierw było spowolnione tempo mówienia, budowanie atencji, wygięcie ust w podkówkę. Podobnie moment, gdy pojawiły się łzy w oczach i płacz. Wykrzywiał i zaciskał wargi, zaróżowił się na twarzy… Wyglądało to przekonująco, przynajmniej na początku.
Co się stało potem?
Potem zaczął ostentacyjnie pocierać skórę pod dolnymi powiekami. Każdy, kto choć raz w życiu płakał wie, że to nie jest naturalne zachowanie.
Przecież pocieranie powiek jest normalne podczas płaczu.
Powiek – tak, cieni pod powiekami – nie. Proszę poza tym zauważyć, że Szymon Hołownia robił to w wystudiowany sposób, symetrycznie dotykając twarzy. Tak nie wygląda naturalna gestykulacja.
Czyli co, udawał?
Nie twierdzę, że to było oderwane od prawdziwych emocji, które odczuwał, ale ruchy rękami nie wyglądają autentycznie. Poza tym nienaturalnie wypadło to wyciszenie się po łzach i pożegnanie już normalnym tonem. Bardziej autentycznie wypadłoby, gdyby w momencie rozpłakania się kandydat zakończył transmisję. A tak? Dla mnie to sztuczne, nie kupuję tego.
Regularny bywalec rządowej telewizji, Jarosław Jakimowicz, ocenił, że gdyby Szymon Hołownia został prezydentem, to przywódca Rosji, Władimir Putin, wciągnąłby go nosem.
Nie ośmielę się oceniać aktorskich umiejętności pana Jakimowicza, ale każdy, kto choć trochę interesuje się polityką wie, że wejście do niej oznacza konieczność zakładania różnych masek. Nie sądzę więc, by można było przewidywać styl prezydentury po tym jednym nagraniu, zwłaszcza, że to polityk bardzo sprawny medialnie. Mówiąc krótko, po tej transmisji nie wiemy, jaki jest prawdziwy Szymon Hołownia. Przecież aktorzy na scenie potrafią zagrać najróżniejsze emocje, choć nie muszą ich tak naprawdę odczuwać.
I znowu wracamy do pytania: czy wzruszenie Hołowni było wyreżyserowane?
Nawet jeśli, to niekoniecznie w całości. Być może tak dobrze wszedł w rolę, że sam w to uwierzył. W każdym razie wyszła mu z tego cudowna kompilacja własnych emocji i zarządzania emocjami ludzi.
Słyszę podziw w pani głosie.
Obserwuję aktywność kandydatów w sieci i widzę że te łzy Hołowni w bardzo udany sposób komponują się z tym, że w ostatnich dniach wrzucał swoje zdjęcia rodzinne: z żoną, dzieckiem… A teraz prezentuje wrażliwość. To wygląda na bardzo przemyślaną strategię komunikacji. A jeśli to był przypadek, to wyjątkowo szczęśliwy.
Tyle że jedni uwierzyli w szczerość Hołowni, a inni – np. Manuela Gretkowska – wręcz przeciwnie.
Na tym etapie liczy się to, by o kandydacie było głośno. I niezależnie od tego, co się o nim mówi, Szymon Hołownia właśnie osiągnął swój cel.