
Reklama.
Senat odrzucił w całości projekt ustawy o głosowaniu korespondencyjnym podczas wyborów prezydenckich 10 maja. Za przyjęciem stanowiska komisji o odrzuceniu projektu
zagłosowało 50 senatorów, przeciwnych było 35, a jeden się wstrzymał. Wiele osób nie wierzyło, że jeszcze we wtorek uda się rozstrzygnąć tę kwestię, bo przez cały dzień senatorowie Prawa i Sprawiedliwości starali się jak najbardziej przedłużyć procedowanie projektu tej ustawy.
zagłosowało 50 senatorów, przeciwnych było 35, a jeden się wstrzymał. Wiele osób nie wierzyło, że jeszcze we wtorek uda się rozstrzygnąć tę kwestię, bo przez cały dzień senatorowie Prawa i Sprawiedliwości starali się jak najbardziej przedłużyć procedowanie projektu tej ustawy.
Zgłaszali wnioski o przerwę, o utajnienie głosowania, a później prześcigali się w liczbie pytań zadawanych sprawozdawcom komisji senackich. Chodziło o to, żeby ustawa nie zdążyła wrócić na czas do Sejmu i z automatu trafiła na biurko prezydenta Andrzeja Dudy. Marszałek Senatu prof. Tomasz Grodzki wprost przyznał, że to próba "wepchnięcia narodu" w wybory korespondencyjne.
Prawo i Sprawiedliwość chyba już wiedziało, że Senat zagłosuje jeszcze we wtorek nad ustawą, bo marszałek Sejmu Elżbieta Witek zapowiedziała w TVP, że zapyta Trybunał Konstytucyjny o możliwość przełożenia wyborów na inny termin.
Ponadto marszałek wysłała zapytanie do Państwowej Komisji Wyborczej, czy w ogóle zdąży z organizacją wyborów 10 maja. Zaczęło się więc sondowanie alternatyw po stronie Zjednoczonej Prawicy.