– Nie, nie chcę. Nienawidzę rozmawiać o ludziach, którzy mnie zawiedli – ucina jeden z byłych pracowników Polskiego Radia, gdy pytam go o to, jak w jego pamięci zapisał się obecny dyrektor Trójki. Jeszcze kilka dni temu nieznany opinii publicznej, dziś jest kojarzony jako ten, który ocenzurował Listę Przebojów z nieprawomyślnej piosenki Kazika "Twój ból jest większy niż mój". Kim jest Tomasz Kowalczewski?
Poniedziałek, 18 maja 2020 roku. Czwarty już dyrektor Trójki za rządów PiS, Tomasz Kowalczewski, przemawia na konferencji prasowej w towarzystwie czwartej już szefowej Polskiego Radia Agnieszki Kamińskiej. Temat może być tylko jeden: znikająca piosenka Kazika"Twój ból jest lepszy niż mój".
W piątek głosami słuchaczy Trójki utwór o uprzywilejowaniu Jarosława Kaczyńskiego podczas epidemii koronawirusa znalazł się na pierwszym miejscu kultowej Listy Przebojów od blisko 40 lat prowadzonej przez Marka Niedźwieckiego. W sobotę decyzją dyrektora Kowalczewskiego notowanie zniknęło ze strony. W internecie zawrzało. Pod każdym wpisem Trójki na jej stronie na Facebooku tysiące słuchaczy z uporem wklejają wykasowaną piosenkę Kazika. O awanturze zaczynają rozpisywać się inne media.
Władze Trójki z nadania PiS twierdzą, że doszło do manipulacji podczas obliczania wyników, a Kazik szczytu nie zdobył (wersji kierownictwa zaprzeczają dziennikarze, równolegle krytycznie o zamieszaniu wypowiadają się prominentni politycy Prawa i Sprawiedliwości). Na koniec konferencji, która nastąpiła po 3 dniach burzy w mediach i internecie, zapowiadają audyt poprzednich wydań Listy Przebojów, a Kamińska zachęca młodych ludzi do przesyłania podań o pracę. Szuka chętnych, którzy zapełnią antenę po kolejnej fali odejść w Trójce.
Jeśli Tomasz Kowalczewski dążył do tego, by wokół piosenki o Jarosławie Kaczyńskim nie było rozgłosu, to osiągnął skutek przeciwny do zamierzonego. O sprawie piszą już media z całego świata.
Tomasz Kowalczewski: od reportera do korespondenta wojennego
Biogram na stronie PR III zaczyna się od zasygnalizowania, jak bardzo Tomasz Kowalczewski wpisuje się w tradycję i etos rozgłośni. "W radiowej Trójce uczył się od Mistrzów i pod ich okiem przeszedł wszystkie szczeble pracy dziennikarskiej: był reporterem, wydawcą, prowadzącym audycji publicystycznych i magazyny" – czytamy. Przyszłość dopisze własne postscriptum. Za rządów dyrektora Kowalczewskiego z Trójki znikną m.in. Marek Niedźwiecki, Wojciech Mann, Anna Gacek, Dariusz Rosiak, Gaba Kulka i Jan Młynarski.
W dalszej części sylwetki obecnego szefa Trójki robi się ciekawiej. Można się z niej dowiedzieć, że w ostatniej dekadzie XX wieku Kowalczewski był korespondentem wojennym na targanych konfliktem etniczno – religijnym Bałkanach.
"W czerwcu 1991 roku rozpoczęła się trwająca 10 lat zawodowa przygoda jego życia. Pojechał do Jugosławii, w której zaczynała się wojna. Jako korespondent Polskiego Radia w Zagrzebiu i Belgradzie był świadkiem tragicznej historii. Relacjonował m. in. upadek Vukovaru, oblężenie Sarajewa, wojnę w Kosowie i naloty NATO na Serbię" – głosi biogram.
Na zakończenie można się dowiedzieć, że relacjonował bałkańskie wizyty papieża Jana Pawła II, lubi jeździć na rowerze, a na emeryturze chce zamieszkać nad Adriatykiem.
Tyle oficjalny życiorys na stronie Polskiego Radia. Więcej do powiedzenia mają jego byli współpracownicy. Tylko jedna osoba – Anna Rokicińska–Chacińska – zgadza się wypowiedzieć pod nazwiskiem. Reszta prosi o zachowanie anonimowości.
Szacunek i zmiana
Były pracownik Polskiego Radia, nazwijmy go A., ten który początkowo nie chciał rozmawiać, daje się jednak pociągnąć za język. – Pamiętam czasy, kiedy Tomek był korespondentem, specem od Bałkanów. Wtedy oczywiście mieliśmy dla niego szacunek i podziw, bo dzięki niemu wiedzieliśmy co tam się dzieje i mogliśmy zrozumieć sytuację – wspomina.
Zmiana miała nastąpić jakiś czas po tym, gdy Kowalczewski wrócił z Bałkanów do siedziby radia przy Myśliwieckiej. – Co się potem z nim porobiło? Nie wiem, nie mogę tego pojąć. Ale to nie jest jedyna osoba, na której się zawiodłem w radiu. Kiedy wieje wiatr historii okazuje się, kto jest silny, a kto słaby – konkluduje A.
Anna Rokicińska–Chacińska, dziennikarka, której za rządów Kowalczewskiego po 11 latach nie przedłużono umowy w Trójce za rzekomy brak kreatywności, a obecnie procesuje się z Polskim Radio o uznanie, że faktycznie pracowała na umowie o pracę, a nie zlecenie, wspomina, że na początku lat dwutysięcznych uważała Kowalczewskiego za kumpla. – Razem imprezowaliśmy, chodziliśmy na wódkę, słuchaliśmy jego relacji o przygodach korespondenta wojennego. Po prostu był kolegą – wspomina dziennikarka. Dodaje, że ekipa Trójki nie miała wówczas kłopotu z tym, jak Kowalczewski się zachowywał.
Potem, za pierwszych rządów PiS (2005–2007), Kowalczewski awansował na wiceszefa. Informacyjnej Agencji Radiowej. I właśnie w IAR-ze trwał do ponownego zwycięstwa PiS. Wtedy wrócił do Trójki.
Inaczej niż Rokicińska–Chacińska sprawę widzi inna była pracownica Polskiego Radia, nazwijmy ją B., która poznała Kowalczewskiego, gdy już skończył się jugosłowiański rozdział w jego życiu. – Pamiętam go z początku lat dwutysięcznych, gdy przytulał się do zarządu radia z SLD i nawet nie pisnął w obronie innych dziennikarzy, gdy władza wprowadzała swoje porządki. Już wtedy marzył o tym, by zostać dyrektorem – opisuje B.
Jej zdaniem Kowalczewski to leniwy koniunkturalista. – To nie jest partyjny wyznawca, ale człowiek, któremu zależało na stanowisku, gdzie się nie narobi. To dlatego tak trzęsie portkami przed PiS–em. Dochrapał się stanowiska i chce je zachować – mówi kobieta.
Prawomyślne poglądy
Zdaniem dziennikarza, nazwijmy go C., który przez kilka lat pracował z Kowalczewskim w IAR–ze, obecnego szefa Trójki nie można posądzać o bezideowość. – To ewidentne, że ma poglądy zgodne z linią PiS. Nie przez przypadek jest wyławiany i awansuje właśnie wtedy, gdy partia Jarosława Kaczyńskiego dochodzi do władzy – tłumaczy dziennikarz.
Ocenia, że w przypadku Kowalczewskiego problemem jest nie tylko partyjne nadanie, ale i to, że brakuje mu kompetencji. – Zasłużył się jako korespondent wojenny w Jugosławii i na tym jechał przez następne lata. Na jego niedociągnięcia patrzyło się przez palce. Pracował na depeszach, a był bardzo powolny. Ludzie narzekali na jego tempo, ale było takie przeświadczenie, że nie należy go karać, ale chronić – wspomina C.
On również podkreśla, że Kowalczewski dał się lubić. – Jeśli nie był w dyrekcji, to był fajnym kolegą – ocenia dziennikarz. Jak mówi, transformacja Kowalczewskiego nastąpiła na jego oczach. – W 2015 roku PiS znowu go wyłowił. Zmiana była widoczna nawet na jego twarzy. Z poważną miną i papierami pod pachą zaczął przemierzać korytarze, knuł coś wytrwale z 2–3 nominatami przy stoliku kawiarni – relacjonuje C
Efekt Jugosławii
Rozmówczynie i rozmówcy naTemat są zgodni co do tego, że ważną cezurą w życiu Kowalczewskiego był pobyt na Bałkanach. C.: – Gdy wrócił, długo dochodził do siebie. Kompletnie się zmienił. Kiedyś był spokojny, potem stał się znerwicowany. Tygodniami zwlekał z podejmowaniem nawet błahych decyzji, co bardzo utrudniało pracę zespołu, którym kierował.
Podobne spostrzeżenia ma Anna Rokicińska–Chacińska. – Jak wrócił z Jugosławii, to się pogubił. Nie odnalazł się w rzeczywistości. Gdy dochodziło do konfliktów między zespołem a kierownictwem, wycofywał się. Nie wykazywał własnej inicjatywy. Jeżeli miałabym go opisać trzema słowami, to byłyby to koniunkturalizm, lenistwo i gnuśność – mówi Rokicińska–Chacińska.
Dziennikarka uważa, że to, co Kowalczewski widział w Jugosławii nie mogło nie wpłynąć na to, jakim dziś jest człowiekiem. – Czytałam kiedyś fabularyzowaną książkę o wojnie na Bałkanach. Jest tam taka scena jak zagraniczni dziennikarze popijają drinki w znanej marki hotelu, gdy za szybą lecą bomby. Wtedy pomyślałam o Tomku i jego opowieściach. Chcę powiedzieć, że bycie korespondentem wojennym nie musi oznaczać glorii, chwały i bohaterstwa. Czasami to obserwowanie z lobby luksusowego hotelu jak świat wokół nas płonie. Coś takiego morale nie podnosi – ocenia Anna Rokicińska–Chacińska.
Dla B., byłej pracownicy Trójki, jugosłowiański wątek w przeszłości Kowalczewskiego brzmi jak bajka o żelaznym wilku. – Być może był kiedyś nieustraszonym korespondentem wojennym, ale ja go znam tylko jako misia fotelowego – kwituje. Nie może zapomnieć dyrektorowi Trójki, że ukarał jedną z dziennikarek za nieprawomyślność – przeniósł ją do innej redakcji. – Cały zespół stanął w jej obronie. To dziennikarka z niepełnosprawnym dzieckiem, o czym Kowalczewski dobrze wiedział. To pokazało mi, że nie zawaha się zrobić krzywdy porządnej osobie, jeśli będzie miał z tego jakąś korzyść – mówi B.
Kazik i po Kaziku
Kolejna rzecz, w której zgadzają się ludzie związani kiedyś z Polskim Radiem, to to, że Tomasz Kowalczewski najprawdopodobniej z własnej inicjatywy unieważnił 1998. notowanie Listy Przebojów, którą wygrała piosenka Kazika.
B.: – Obstawiałabym raczej, że sam zaczął panikować.
C.: – Bardziej się przychylam do tego, że to jego pomysł. Usłyszał piosenkę i zadzwonił do Piotra Metza, żeby zrobić coś z tym Kazikiem. Gdyby naciskał na niego Czabański albo inny polityk PiS, byłby w tych działaniach znacznie bardziej stanowczy.
Anna Rokicińska–Chacińska: – Słuchałam go na konferencji, gdy zapowiedział audyt Listy Przebojów Trójki. To nie był głos człowieka, który jest pewny tego co mówi, lecz takiego, któremu głos drży, bo kłamie. To ciekawe, bo obnosi się ze swoją religijnością, a gdy przychodzi co do czego, tchórzliwie oczernia zespół.
C. zastanawia się, co się stanie Kowalczewskim i podobnymi mu ludźmi, gdy PiS się skończy. – Po 1989 roku reżimowi dziennikarze byli odsuwani od mediów. Gdy ta władza przeminie będzie pewnie podobnie – przewiduje dziennikarz.
– Nikt nie chce mu podać ręki. Z nikim już nie pójdzie na wódeczkę. Nie wiem jak może patrzeć na siebie w lustrze. Żal? Żal można mieć do człowieka, który nie wie co robi. A Kowalczewski wie. Jestem na niego wkurzona: za brak charakteru, kręgosłupa i przyzwoitości – podsumowuje Rokicińska–Chacińska.