Kiedy Monika Bielawska miała zaledwie półtora roku, została uprowadzona z wózka dziecięcego pozostawionego przed apteką przez babcię. Od tego momentu nie było wiadomo, co się stało z dzieckiem. Za porwanie na 15 lat więzienia skazano ojca dziewczynki. Policja z Legnicy potwierdziła, że niedawno zgłosiła się do nich 27-latka z USA, która twierdzi, że wpadła na trop wskazujący, że to jej przydarzyła się ta dramatyczna historia sprzed lat.
W 1994 roku sprawą Moniki Bielawskiej żyła cała Polska. Półtoraroczna dziewczynka zniknęła sprzed jednej z legnickich aptek, kiedy jej dziadkowie kupowali dla niej leki.
Potem sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, bo okazało się, że w sprawę porwania dziecka zamieszany jest jej ojciec, który wielokrotnie zmieniał zeznania (twierdził, że zabił córkę i zakopał jej ciało, a potem, że to nieprawda i jest zupełnie niewinny).
Mężczyznę w 2009 roku ostatecznie skazano na 15 lat pozbawienia wolności. Dotąd nie udało się jednak wyjaśnić, gdzie może przebywać porwana dziewczynka.
Zniknęła z wózka dziecięcego pod apteką w Legnicy. Odnalazła się po 26 latach w USA?
Interpol poinformował policjantów z Legnicy o zgłoszeniu od 27-latki ze Stanów Zjednoczonych, która niedawno dowiedziała się, że została adoptowana. Kobieta do "USA trafiła najprawdopodobniej przez Ukrainę".
Służby wszczęły ponownie śledztwo w tej sprawie, by można było przeprowadzić testy genetyczne, dzięki którym ostatecznie wyjaśni się, czy rzeczywiście chodzi o zaginioną przed laty Monikę Bielawską.
Babcia dziewczynki – Julia Markowska – potwierdza, że matka uprowadzonej dziewczynki, która obecnie pracuje w Niemczech, została poproszona o próbki DNA. Dopiero w ciągu kilku najbliższych tygodni mają zostać przedstawione ich wyniki, ponieważ ze względu na pandemię covid-19 przyjazd kobiety do rodzinnej Legnicy jest utrudniony.