"Finneganów tren"
"Finneganów tren" © Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Reklama.
Krzysztof Bartnicki, który nad tłumaczeniem spędził pełną dekadę, urósł do rangi kogoś w rodzaju mimowolnego bohatera. Zupełnie słusznie – dzieło (życia?) ukończył, acz nie ma wywiadu, w którym nie podkreślałby swojej niechęci i do autora, i do “Finnegans Wake”, nie piętrzył trudności, nie zdawał relacji z ruiny niemalże, w którą obróciło jego życie, głównie osobiste, to tłumaczenie. Po prawdzie to niewyobrażalna praca. W rozmowie z Katarzyną Bielas w “Książkach” wspomina, że wydał “Finneganów tren” głównie dlatego, żeby żona nie miała poczucia, że ich “wieloletnie kłótnie i wyrzeczenia” były na marne. Autorka wywiadu przytacza również pytanie córki Bartnickiego, która chce wiedzieć, czy przed jej narodzinami tata też tłumaczył Joyce'a. Cały wywiad ma znaczący potencjał anegdotyczny z uwagi na bystry humor tłumacza i trudności, z jakimi wiąże się praca nad tekstem Joyce'a, warto jednak przypomnieć sobie, dlaczego faktycznie “Finnegans Wake” nie należy do najłatwiejszych lektur, a nawet jest, być może, najtrudniejszą powieścią anglojęzyczną w historii nowoczesnej literatury.
1. Języki – Joyce miesza dziesiątki istniejących języków, tworząc neologizmy i wielojęzyczne kombinacje. Dotarcie do ich korzeni i interpretacja to dla wielu trud nie do przebrnięcia – Bartnicki sam wspomina w wywiadzie, jak wypożyczył oryginał dzieła w bibliotece na wrocławskiej lingwistyce i z przerażeniem skonstatował, że nic z niego nie rozumie mimo pięciu lat studiów. Dlatego “Finneganów tren” czyta się z tonami przypisów, które wyjaśniają znaczenie np. takich słow, jak “bababadalgharaghtakamminarronnkonnbronntonnerronntuonnthunntro-
varrhounawnskawntoohoohoordenenthurnuk” (z oryginału), które z pomocą strony zawierającej przypisy do dzieła dzielimy na części składowe: gharaghta to nawiązanie do słowa w języku celtyckim, gaireachtach (garokhtokh), oznaczającego “hałaśliwy, nieforny” plus gargarahat lub karak, co po hindusku oznacza piorun. Kolejne podkreślone słowa odnoszą się do określeń pioruna w różnych językach (kaminari po japońsku, ukkonen po fińsku, Donner i tonnerre po niemiecku i francusku, tuono po włosku, thunner w jednym z brytyjskich dialektów, trovão po portugalsku, åska po szwedzku, torden po duńsku, tornach w języku celtyckim) i do greckiej bogini Bronte oraz wedyjskiego boga zsyłającego pioruny, Waruny.

2. Kultury
– jak widać po przykładzie z piorunującym słowem, które jest tylko wtrętem w nawiasie na stronie 3 rodziału pierwszego pierwszej części, “Finnegans Wake”
wymaga również tłumaczenia w innym sensie, kulturowym, gdyż erudycyjny autor nie szczędził też odniesień do rozmaitych kosmologii, zapomnianych mitologii i humanistycznej myśli w ogóle. Ostatnia książka Joyce'a jest swoistym hymnem podświadomości, mroczną mozaiką złożoną z elementów, które nawet Roland McHughs, znany światu jako interpretator i wykładowca idei Joyce'a, który przeprowadził się do Dublina, by lepiej zrozumieć pisarza, nie zawsze jest w stanie rozszyfrować. Istnieje – tu znów przywołam Bartnickiego – cały akademicki ruch joyce'ologów, a dłuższe czy krótsze publikacje na jego temat liczą się w kilku dziennie.
3. Sny – tzw. wiedza powszechna sytuuje “Finnegans Wake” po stronie logiki snu, podświadomości, strumienia świadomości, dowolnie kształtowanego przez znane tylko autorowi, tłumaczom i interpretatorom wpływy. Nie służy to prostej interpretacji. Już “Ulisses” cieszy się opinią dzieła skomplikowanego; jeśli jednak jest on dniem, “Finneganów tren” to noc – także dosłownie, bo jej “akcja” obejmuje nocne godziny. Postaci płynnie przechodzą jedna w drugą i w kolejne, akcja w klasycznym tego słowa rozumieniu nie istnieje, a jej zalążek osnuty jest wokół skrywanej przez bohatera, H.C.Earwickera, tajemnicy, której istoty nigdy nie poznamy. Nadmienię dla porządku, że tłumaczenia nie miałam jeszcze w ręku – czekamy na przesyłkę z wydawnictwa. Nie mam jednak pewności, czy, nawet gdy już dojdzie, podołam lekturze. Uroda pewnych jej idei, jak np. cyklicznej konstrukcji, na mocy której pierwsze zdanie powieści jest również ostatnim, co zamyka dzieło Joyce'a w jego własnym skomplikowanym kosmosie, rządzącym się trudnymi do przeniknięcia prawami, wydaje mi się jednak wspaniała.

Kogo heroiczne, niemalże nieprzystające do naszych czasów (sytuujące się gdzieś na poziomie mrówczej pracy średniowiecznych kopistów przepisujących manuskrypty) dzieło Bartnickiego zaintrygowało, może porozmawiać z tłumaczem – spotkanie 14 marca w Krakowie inauguruje swoiste tournee, które potrwa do 11 maja. Będzie też można, oczywiście, kupić książkę, która zawiera – jak oryginał, co ważne dla purystów – dokładnie 628 stron i zbliżona jest szatą graficzną do pierwszego wydania z 1939 r., włącznie z okładką nawiązującą do sugestii samego pisarza. Dlaczego ukazuje się 29 lutego? Bo to tego dnia, według niektórych interpretacji, miała mieć miejsce akcja “Finnegans Wake”.

Terminarz spotkań z Krzysztofem Bartnickim - POTWIERDZONE daty
24.03, Opole
28.03, Katowice, Galeria Rondo Sztuki, Rondo im. Gen. Jerzego Ziętka 1
24.04, Bydgoszcz, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. dr. Witolda Bełzy, ul. Długa 39
25.04, Poznań, Centrum Kultury Zamek, ul. Św. Marcina 80/82
26.04, Szczecin, Książnica Pomorska, Ul. Podgórna 15
27.04, Wrocław, Miejska Biblioteka Publiczna, Mediateka, Plac Teatralny 5
11.05, Warszawa, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, ul. Pańska 3