skan ze strony "Polityki" z artykułem
Reklama.
Kiedy poja­wiają się w pra­sie tek­sty poru­sza­jące ważne tematy naukowe lub oko­ło­nau­kowe, to bar­dzo chęt­nie po nie się­gam. Do main­stre­amu bar­dzo rzadko prze­bi­jają się takie tematy jak kon­dy­cja nauki – nie piszę tutaj o kon­dy­cji uni­wer­sy­te­tów i szkol­nic­twa wyż­szego, gdyż ta jest ostat­nio mocno „wał­ko­wana”. A jesz­cze rza­dziej poja­wiają się tematy doty­czące ewa­lu­acji dorobku i naukometrii.
W „Poli­tyce” opu­bli­ko­wano tekst prof. Grze­go­rza Gorze­laka pt. „Mało cyto­wań pol­skich uczonych. Reprodukcja mier­noty” (część arty­kułu dostępna na stro­nie www). Zde­cy­do­wa­łem się zabrać głos.
O pol­skiej huma­ni­styce i naukach spo­łecz­nych mówi się naj­czę­ściej w kate­go­riach „tra­ge­dii nauko­wej”. Co cie­kawe, mówią to bar­dzo czę­sto przed­sta­wi­ciele dys­cy­plin „oko­ło­hu­ma­ni­stycz­nych”, czyli psy­cho­lo­go­wie, któ­rzy przy­kle­ili się do empi­rycz­nej kogni­ty­wi­styki, etycy, któ­rzy zro­bili przy­czó­łek w naukach medycz­nych.
Oczy­wi­ście nie jest to regułą – acz­kol­wiek cie­kawą ten­den­cją. Naj­czę­ściej jed­nakże wypo­wia­dają się o jako­ści pol­skiej huma­ni­styki w ten spo­sób – i mają do tego prawo. Wcale nie twier­dzę, że jest dobrze. Co wię­cej, zga­dzam się, że jest kiep­sko – ale wycią­gam wnio­ski z uza­sad­nio­nych prze­sła­nek, a nie z „worka”.
Nie rozu­miem nato­miast jak można się wypo­wia­dać o jako­ści pol­skiej huma­ni­styki na pod­sta­wie źle obli­cza­nego publi­ka­cyj­nego dorobku ilo­ścio­wego (źle obli­cza­nego, bo przy zało­że­niu nie­omyl­no­ści i „peł­no­ści” bazy Google Scho­lar). To tak jak­by­śmy nagle zaczęli liczyć lata w kilo­gra­mach, a kilo­gra­mami liczyć odle­głość z Lądku Zdrój do Warszawy.
O co mi chodzi?
Komen­tarz będzie krótki, bowiem z samą koń­cówką tek­stu się zga­dzam. Gdy Gorze­lak pisze:
Mate­ria nie zastąpi myśli, puste lub nie­wy­ko­rzy­stane labo­ra­to­rium nie dostar­czy wyna­laz­ków, nie­do­statku wie­dzy i talentu pie­niędzmi się nie zre­kom­pen­suje (…) Co jest przy­czyną tego smut­nego obrazu? Pie­nią­dze to nie wszystko – nawet ogra­ni­czo­nymi środ­kami można lepiej gospodarować.
to się z nim zga­dzam. Gdy jed­nakże arty­kuł roz­po­czyna od takich sfor­mu­ło­wań jak poni­żej, mam duże opory z uzna­niem racji autora.
Frag­ment 1
Dobrą miarą oceny poziomu nauki i dorobku naukow­ców jest tzw. indeks h.
Zgo­dzę się z drugą skła­dową tej koniunk­cji. Wskaź­nik Hir­scha jest rze­czy­wi­ście inte­re­su­jącą miarą dorobku naukow­ców – jest to kry­te­rium ilo­ściowe! Jesz­cze chyba nikt nie wpadł na to, aby na poważ­nie trak­to­wać indeks Hir­scha do oceny jako­ści i poziomu nauki. A co dopiero huma­ni­styki. To trzeba pod­kre­ślić, bo u autora takie sfor­mu­ło­wa­nie się nie poja­wia: nie tylko huma­ni­styka i nauka mają różne „prak­tyki publi­ka­cyjne”, ale nawet w obrę­bie dys­cy­plin w jed­nej dzie­dzi­nie róż­nie się publi­kuje i cytuje. Huma­ni­sta pisze mono­gra­fię kilka lat i po kilku latach zaczyna być rozu­miany i cyto­wany (to tak w uprosz­cze­niu). Nato­miast przed­sta­wi­ciel nauk ścisłych bada zja­wi­sko i „pro­du­kuje” arty­kuły. Bo jak ina­czej nazwać pisa­nie takiej liczby tek­stów? Nie cho­dzi mi tutaj o depre­cjo­no­wa­nie pisa­nia przez „ścisłow­ców”. Cho­dzi po pro­stu o to, że przed­sta­wi­ciele nauk przy­rod­ni­czych badają „rzecz”, a potem wyniki tego publi­kują. Dla huma­ni­styki samo pisa­nie jest ele­men­tem pro­cesu badawczego.
Jeżeli ktoś znaj­dzie spo­sób na ilo­ściowe mie­rze­nie jako­ści (a nie tylko prze­kła­da­nie cyfe­rek w tabel­kach), to może liczyć zapewne na sławę i uznanie.
Frag­ment 2
Pod­stawą obli­czeń [dla h-​index — E.K.] jest ser­wis Google Scho­lar, naj­szer­szy inter­ne­towy zbiór publi­ka­cji naukowych.
Po pierw­sze Google Scho­lar nie jest pod­stawą obli­czeń. Pod­stawą obli­czeń są publi­ka­cje i cyto­wa­nia tychże publi­ka­cji. To że cze­goś nie ma w Google Scho­lar, nie zna­czy, że tego nie ma.
Po dru­gie: Google Scho­lar nie jest zbio­rem publi­ka­cji nauko­wych. Google jest jedy­nie jedną z wielu wyszu­ki­wa­rek. To, że na bazie tych wyszu­ki­wa­nych publi­ka­cji można obli­czyć wskaź­nik Hir­scha, nie ozna­cza, że jest to pod­stawa obliczeń.
W Google Scho­lar nie ma wielu (bar­dzo wielu tek­stów). Dla­tego, że nie wszyst­kie bazy danych je udo­stęp­niają oraz przede wszyst­kim dla­tego, że wiele nie jest zdigitalizowanych.
Frag­ment 3
Zwłasz­cza w przy­padku nauk spo­łecz­nych indeks h dobrze poka­zuje miej­sce uczo­nego w kra­jo­wym i mię­dzy­na­ro­do­wym obiegu nauki.
Nie mam poję­cia jak to sko­men­to­wać. Jeżeli ktoś rozu­mie to, czym jest h-​indeks i ma roze­zna­nie w rynku wydaw­ni­czym, to powyż­sze zda­nie brzmi mu jakoś tak: „Liczba wło­sów na ogo­nie kota świad­czy o nume­rze buta żony sąsiada wła­ści­ciela kota”.
Frag­ment 4
Nie­stety, jakość pol­skiej nauki, zwłasz­cza nauk spo­łecz­nych, jest prze­ra­ża­jąco niska.
I takie wnio­ski można wycią­gnąć z porów­na­nia indeksu Hir­scha kilku człon­ków Pol­skiego Aka­de­mii Nauk. Gorze­lak pisze, że chlub­nym wyjąt­kiem jest prof. Zyg­munt Bau­man z indek­sem Hir­scha = 99. Tylko zapo­mina dodać, że to jest indeks według Google Scho­lar. A jak poka­zy­wa­łem 1,5 roku temu ten indeks w Google Scho­lar wyno­sił 87, ale w Sco­pu­sie zale­d­wie 8, a w WOK 11.
Czy to ozna­cza, że jak Google zamknie swój pro­jekt, to Zyg­munt Bau­man będzie miał pora­ża­jąco niski dorobek?