Pięć kilogramów temu, czyli dlaczego polskie uniwersytety nie "reprodukują miernoty"
Emanuel Kulczycki
13 września 2012, 17:34·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 września 2012, 17:34
Nie rozumiem, jak można się wypowiadać o jakości polskiej humanistyki na podstawie źle obliczanego publikacyjnego dorobku ilościowego. To tak jakbyśmy nagle zaczęli liczyć lata w kilogramach, a kilogramami liczyć odległość z Lądku Zdrój do Warszawy.
Reklama.
Kiedy pojawiają się w prasie teksty poruszające ważne tematy naukowe lub okołonaukowe, to bardzo chętnie po nie sięgam. Do mainstreamu bardzo rzadko przebijają się takie tematy jak kondycja nauki – nie piszę tutaj o kondycji uniwersytetów i szkolnictwa wyższego, gdyż ta jest ostatnio mocno „wałkowana”. A jeszcze rzadziej pojawiają się tematy dotyczące ewaluacji dorobku i naukometrii.
O polskiej humanistyce i naukach społecznych mówi się najczęściej w kategoriach „tragedii naukowej”. Co ciekawe, mówią to bardzo często przedstawiciele dyscyplin „okołohumanistycznych”, czyli psychologowie, którzy przykleili się do empirycznej kognitywistyki, etycy, którzy zrobili przyczółek w naukach medycznych.
Oczywiście nie jest to regułą – aczkolwiek ciekawą tendencją. Najczęściej jednakże wypowiadają się o jakości polskiej humanistyki w ten sposób – i mają do tego prawo. Wcale nie twierdzę, że jest dobrze. Co więcej, zgadzam się, że jest kiepsko – ale wyciągam wnioski z uzasadnionych przesłanek, a nie z „worka”.
Nie rozumiem natomiast jak można się wypowiadać o jakości polskiej humanistyki na podstawie źle obliczanego publikacyjnego dorobku ilościowego (źle obliczanego, bo przy założeniu nieomylności i „pełności” bazy Google Scholar). To tak jakbyśmy nagle zaczęli liczyć lata w kilogramach, a kilogramami liczyć odległość z Lądku Zdrój do Warszawy.
O co mi chodzi?
Komentarz będzie krótki, bowiem z samą końcówką tekstu się zgadzam. Gdy Gorzelak pisze:
Materia nie zastąpi myśli, puste lub niewykorzystane laboratorium nie dostarczy wynalazków, niedostatku wiedzy i talentu pieniędzmi się nie zrekompensuje (…) Co jest przyczyną tego smutnego obrazu? Pieniądze to nie wszystko – nawet ograniczonymi środkami można lepiej gospodarować.
to się z nim zgadzam. Gdy jednakże artykuł rozpoczyna od takich sformułowań jak poniżej, mam duże opory z uznaniem racji autora.
Dobrą miarą oceny poziomu nauki i dorobku naukowców jest tzw. indeks h.
Zgodzę się z drugą składową tej koniunkcji. Wskaźnik Hirscha jest rzeczywiście interesującą miarą dorobku naukowców – jest to kryterium ilościowe! Jeszcze chyba nikt nie wpadł na to, aby na poważnie traktować indeks Hirscha do oceny jakości i poziomu nauki. A co dopiero humanistyki. To trzeba podkreślić, bo u autora takie sformułowanie się nie pojawia: nie tylko humanistyka i nauka mają różne „praktyki publikacyjne”, ale nawet w obrębie dyscyplin w jednej dziedzinie różnie się publikuje i cytuje. Humanista pisze monografię kilka lat i po kilku latach zaczyna być rozumiany i cytowany (to tak w uproszczeniu). Natomiast przedstawiciel nauk ścisłych bada zjawisko i „produkuje” artykuły. Bo jak inaczej nazwać pisanie takiej liczby tekstów? Nie chodzi mi tutaj o deprecjonowanie pisania przez „ścisłowców”. Chodzi po prostu o to, że przedstawiciele nauk przyrodniczych badają „rzecz”, a potem wyniki tego publikują. Dla humanistyki samo pisanie jest elementem procesu badawczego.
Jeżeli ktoś znajdzie sposób na ilościowe mierzenie jakości (a nie tylko przekładanie cyferek w tabelkach), to może liczyć zapewne na sławę i uznanie.
Fragment 2
Podstawą obliczeń [dla h-index — E.K.] jest serwis Google Scholar, najszerszy internetowy zbiór publikacji naukowych.
Po pierwsze Google Scholar nie jest podstawą obliczeń. Podstawą obliczeń są publikacje i cytowania tychże publikacji. To że czegoś nie ma w Google Scholar, nie znaczy, że tego nie ma.
Po drugie: Google Scholar nie jest zbiorem publikacji naukowych. Google jest jedynie jedną z wielu wyszukiwarek. To, że na bazie tych wyszukiwanych publikacji można obliczyć wskaźnik Hirscha, nie oznacza, że jest to podstawa obliczeń.
W Google Scholar nie ma wielu (bardzo wielu tekstów). Dlatego, że nie wszystkie bazy danych je udostępniają oraz przede wszystkim dlatego, że wiele nie jest zdigitalizowanych.
Fragment 3
Zwłaszcza w przypadku nauk społecznych indeks h dobrze pokazuje miejsce uczonego w krajowym i międzynarodowym obiegu nauki.
Nie mam pojęcia jak to skomentować. Jeżeli ktoś rozumie to, czym jest h-indeks i ma rozeznanie w rynku wydawniczym, to powyższe zdanie brzmi mu jakoś tak: „Liczba włosów na ogonie kota świadczy o numerze buta żony sąsiada właściciela kota”.
Fragment 4
Niestety, jakość polskiej nauki, zwłaszcza nauk społecznych, jest przerażająco niska.
I takie wnioski można wyciągnąć z porównania indeksu Hirscha kilku członków Polskiego Akademii Nauk. Gorzelak pisze, że chlubnym wyjątkiem jest prof. Zygmunt Bauman z indeksem Hirscha = 99. Tylko zapomina dodać, że to jest indeks według Google Scholar. A jak pokazywałem 1,5 roku temu ten indeks w Google Scholar wynosił 87, ale w Scopusie zaledwie 8, a w WOK 11.
Czy to oznacza, że jak Google zamknie swój projekt, to Zygmunt Bauman będzie miał porażająco niski dorobek?