Kierowca audi potrącił dwie 14-latki i uciekł. Jedna z nastolatek nie przeżyła
redakcja naTemat
14 czerwca 2020, 13:02·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 14 czerwca 2020, 13:02
Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w Porażu w powiecie sanockim. W sobotę wieczorem rozpędzone audi wjechało w dwie idące poboczem 14-latki. Jedna z dziewczyn próbowała uskoczyć. Druga nie zdążyła zareagować - uderzyło w nią ważące niemal dwie tony auto. Reanimacja nie powiodła się, nastolatka nie przeżyła.
Reklama.
Dramatyczny przebieg zdarzenia relacjonują rzeszowskie "Nowiny". Jak pisze gazeta, sprawca wypadku zbiegł z miejsca zdarzenia. Jedna z nastolatek zginęła na miejscu. Druga, zanim ją odtransportowano do szpitala, zdołała powiedzieć policjantom, że widziała światła zbliżającego się samochodu, po czym straciła przytomność. Jej stan jest poważny.
Do zdarzenia doszło w sobotę wieczorem w województwie podkarpackim w miejscowości Poraż, niedaleko Sanoka i Leska. Samochód wjechał w idące prawidłowo poboczem nastolatki na lekkim łuku drogi. Dziewczynki dopiero w ostatniej chwili zauważyły światła pędzącego na nie audi.
Mieszkańcy poraża wezwali służby ratunkowe. – Pomimo prowadzonej reanimacji, jedna z dziewczynek zmarła, drugą - z podejrzeniem obrażeń wewnętrznych i wstrząśnienia mózgu przewieziono do szpitala – przekazała "Nowinom" asp. Izabela Rowińska-Ciępiel, rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Sanoku.
Sprawca wypadku porzucił pojazd w miejscu zdarzenia i uciekł. Do poszukiwań kierowcy zaangażowano około 20 funkcjonariuszy z psem tropiącym. Policjantom pomagali mieszkańcy Poraża. Podejrzanego odnaleziono po pół godzinie poszukiwań, ukrywał się w okolicach boiska w Porażu. Mężczyzna nie przyznawał się do tego, że to on siedział za kierownicą audi.
Zatrzymany spędził noc w policyjnej izbie zatrzymań. Grozić mu może do 12 lat więzienia.
Konsekwentnie zaprzeczał, jakoby to on kierował pojazdem i był sprawcą zdarzenia, podawał, że ktoś inny kierował autem. Jednak świadkowie zdarzenia podali jego rysopis, jako tego, który po zderzeniu wysiadał z samochodu. Wyczuwalna była od niego woń alkoholu, ale nie zgodził się poddać badaniom na stan trzeźwości, więc skierowano go na pobranie krwi do badania.