Są nowe informacje ws. afery z zakupem respiratorów przez Ministerstwo Zdrowia. Jak podaje TVN24, 15 kwietnia resort Łukasza Szumowskiego mógł zamówić urządzenia prosto od producentów w ramach unijnego przetargu. Wybrano jednak pośrednika z Lublina. Efekt? Nie ma ani respiratorów, ani pieniędzy.
To kolejna odsłona afery z zakupami, jakich Ministerstwo Zdrowia dokonało w czasie epidemii koronawirusa. Słyszeliśmy już o wadliwych maseczkach z Chin, a "Gazeta Wyborcza" ujawniała kolejne wątki zakupu respiratorów. Teraz nowe informacje w tej sprawie opublikował Szymon Jadczak z TVN24.
Okazuje się, że 15 kwietnia ministerstwo mogło zamówić respiratory prosto od producentów w ramach unijnego przetargu. Zdecydowało się jednak na pośrednictwo firmy E&K z Lublina, która tym sprzętem nie dysponowała. Dokumenty w tej sprawie podpisano ze spółką 14 kwietnia. Resort za dostawę sprzętu zapłacił 110 mln zł.
Z zamówionych 1200 urządzeń na razie udało się odebrać 50. A przedsiębiorca, mimo że nie wywiązuje się z zamówienia, nadal dysponuje milionami z polskiego budżetu. "Ministerstwo wolało 14 kwietnia podpisać umowę na 200 milionów z firmą krzak. Dziś nie ma ani respiratorów, ani pieniędzy" – zaznaczył autor tekstu.
Afera z zakupem respiratorów
Przypomnijmy, że jako pierwsza o sprawie respiratorów napisała "Gazeta Wyborcza". Ujawniła, że resort Łukasza Szumowskiego zlecił firmie E&K, której właścicielem jest Andrzej Izdebski zakup 1200 respiratorów za ok. 200 mln zł.
Urządzenia miały pochodzić od trzech producentów: amerykańskiego, koreańskiego i chińskiego i zostać dostarczone do końca czerwca br. Do kraju miało dotrzeć ostatecznie tylko 50 respiratorów.
Kiedy pojawiły się pytania o przeszłość Izdebskiego, wiceminister Janusz Cieszyński tłumaczył, że należąca do niego firma otrzymała "pozytywną opinię dotycząca tego podmiotu" wystawioną po "weryfikacji przez służby". Kilka lat wcześniej dziennikarze "Superwizjera" ustalili, że Izdebski był zamieszany w nielegalny handel bronią.