Macie ochotę obejrzeć serial, w którym miłość będzie ukazana bez żadnych upiększaczy i zbędnego słodzenia? "Love Life" potrafi irytować, ale robi to w najlepszy możliwy sposób. Na ekranie poznajemy Darby, której droga do samoakceptacji jest naprawdę kręta. Zanim dziewczyna spotka ostatecznie "tego jedynego", musi stawić czoła innym związkom, w które się wplątała. To historia o tym, aby pozwalać sobie na błędy.
Darby, gdy ją poznajemy, jest typową amerykańską dwudziestoparolatką, która mieszka razem z przyjaciółmi w Nowym Jorku. Dziewczyna nie do końca jest w stanie powiedzieć, co chce w życiu robić, a i w kwestii spotkań towarzyskich niezbyt jej się układa. Wszystko zmienia się, gdy na jej drodze staje dziennikarz Augie. Darby zakochuje się w nim, ale gdy w grę wchodzi związek na odległość, wszystkie jej plany na przyszłość biorą w łeb. Tak kobieta rozpoczyna swoją miłosną odyseję pełną wzlotów i upadków. Bohaterka wchodzi więc z założenia, że "jak się nie sparzysz, to się nie nauczysz".
"Love Life" to serial, który trafi do serca niejednego milenialsa, bo w gruncie rzeczy opowiada właśnie o przedstawicielce pokolenia Y. Darby dochodzi do wniosku, że chciałaby zostać kuratorką sztuki. Tym samym jest niezadowolona z tego, że jej praca polega albo na byciu czyjąś asystentką, albo na byciu zwykłym szeregowym pracownikiem w muzeum. Nieraz okłamuje w tej kwestii mężczyzn, z którymi sypia. Wchodzi też w związki, w których nie jest sama ze sobą szczera. Z pewnością część widzów utożsami się z jej postacią.
Bohaterkę, w którą wciela się aktorka Anna Kendrick, da się lubić, choć niekiedy potrafi niesamowicie irytować. I na tym polega clue całego serialu. "Love Life" skupia się na życiu zwykłej dziewczyny, która nie jest żadną Mary Sue (tłum. wyidealizowaną żeńską postacią). To kobieta z krwi i kości, ponieważ ma tyle samo wad, co zalet. Im więcej odcinków serialu obejrzymy, tym bardziej żenujące stają się sytuacje, w których znalazła się Darby.
Gdyby "Seks w wielkim mieście" był kręcony dla milenialsów
Darby łączy w sobie każdą bohaterkę "Seksu w wielkim mieście", choć najbardziej przypomina w moim odczuciu postać Carrie Bradshaw. Być może jest to kwestia naiwności obu tych postaci. Bohaterka serialu ma też świtę wiernych przyjaciółek, które - gdy tylko będzie miała złamane serce - zawsze poratują ją ciepłym słowem i lampką taniego wina.
Ważną rolę w "Love Life" odgrywa też narratorka, którą słyszymy na początku każdego odcinka. Przytacza ona ogólnoświatowe statystyki dotyczące m.in. rozstań, rozwodów oraz zdrad.
"Love Life" to jedna z pierwszych produkcji HBO Max, która faktycznie odniosła sukces. Już teraz zapowiedziano kolejny sezon serialu. Pierwsza odsłona miała być początkiem większej antologii - w drugim sezonie poznamy historie zupełnie innej osoby. Co ciekawe postać grana przez Annę Kendrick również ma się w nim pojawić.
"Love Life" nie jest serialem, w którym zakochamy się od pierwszego wejrzenia, ale warto dać mu szansę. Zabiegi filmowe, jakie wykorzystują twórcy serialu, sprawiają, że dziesięć odcinków pochłania się jeden za drugim. Darby jest po prostu prawdziwa. Nieważne czy ją lubimy czy też nie, postać ta jest uniwersalna i każdy z nas znajdzie w niej coś z siebie.