Znasz ich jako producenta Roomby. Nie uwierzysz, z czego jeszcze słynie iRobot
Monika Przybysz
20 lipca 2020, 06:56·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 20 lipca 2020, 06:56
Trzeba być bardzo odważnym i bardzo pewnym siebie, żeby przed firmą, która dopiero wchodzi na rynek postawić tak ambitny cel, jak produkcja w pełni funkcjonalnego robota. Dzisiaj już wiemy, że Colin Angle — założyciel firmy iRobot — tych dwóch cech ma więcej, niż pod dostatkiem. Ale fakt, że wprowadził na rynek Roombę to tylko jeden z dowodów na potwierdzenie tej tezy. I to wcale nie najmocniejszy.
Reklama.
— Nasz pierwszy model biznesowy był średnio pragmatyczny. Zdecydowaliśmy, że zbudujemy robota do eksploracji Księżyca — tak Angle opisuje początki firmy, o której założeniu marzył już na pierwszych latach studiów.
Plan ten zaczął nabierać realnych kształtów, kiedy Angle trafił na zajęcia prowadzone przez profesora Rodney’a Brooksa. Naukowiec zafascynowany robotyką dostrzegł potencjał również w koleżance Angle’a — Helen Grener. Gdyby ścieżki tej trójki nigdy nie przecięły się na uczelnianych korytarzach, być może roboty sprzątające miałyby dzisiaj zupełnie inny kształt.
Niemniej jednak znajomość będąca zalążkiem iRobota została nawiązana. Profesor prestiżowego Massachusetts Institute of Technology oraz dwójka młodych ludzi z dyplomami wspomnianej uczelni w rękach mieli prawo celować wysoko.
Trzeba jednak przyznać, że nawet absolwenci MIT z reguły respektują założenia amerykańskiego przysłowia: “Sky is the limit”. Dla maszyn z logo iRobot niebo miało nie stanowić żadnych granic — nawet jeśli droga dotarcia do niego miała być, mówiąc oględnie, ciekawa:
— Naszą prywatną wyprawę kosmiczną chcieliśmy sfinansować sprzedając prawa do filmu, który nakręcimy w trakcie. Najbardziej szalona część tej historii jest taka, że właściwie zabrnęliśmy z tym pomysłem dość daleko. W zarządzie mieliśmy producenta filmu “The Blues Brothers”. Byliśmy też dogadani z NASA, która miała odkupić od nas dane, które zbierze nasz robot — wspominał Angle.
Ostatecznie przedsięwzięcie nie doszło do skutku — NASA wycofała się z projektu. Ani Angle, ani żaden z dwójki pozostałych założycieli iRobot nie przestał jednak wierzyć, że w niedalekiej przyszłości ich maszyny zaczną zmieniać świat. O tym, że aby mogło do tego dojść będą musieli najpierw sami dla siebie stworzyć branżę, żaden z nich nie mógł wtedy jeszcze marzyć.
— Zakładając firmę nie wiedzieliśmy dokładnie, co będziemy robić. Wiedzieliśmy tylko, że mamy zestaw narzędzi, dzięki którym budowa robotów staje się możliwa. iRobot miał kreować przyszłość — tłumaczył Angle.
Od tej deklaracji do masowej produkcji Roomby miało upłynąć jeszcze kilka lat, w których trakcie firma rozwijała się w zupełnie innych, jednak nie mniej zaskakujących kierunkach. Jak jednak wspomina Angle, niezależnie od tego, jak precyzyjnej, finezyjnej i dobrze skalibrowanej maszyny nie udałoby się im zaprojektować, ludzie cały czas pytali o jedno.
Kiedy robot posprząta mi mieszkanie?
— Kiedy tylko ludzie dowiadywali się, że moja firma produkuje roboty, od razu słyszałem: “A kiedy robot będzie za mnie sprzątał?” — wspomina Angle. — Odpowiedź, w tamtym czasie, brzmiała: “A ile jesteś w stanie mu zapłacić?”.
Prezes iRobot żartował tylko częściowo. Technologia nie stanowiła tu dużego problemu — w przeciwieństwie do ceny podzespołów. Innymi słowy: Roomba mogłaby powstać wcześniej, tylko że nikogo nie byłoby na nią stać.
Na pstrym koniu technologicznej pychy przejechał się pewien znany producent AGD, który wprowadził na rynek robota sprzątającego rok wcześniej, niż iRobot. Znana marka przykleiła do niego metkę z ceną na poziomie 2 tysięcy dolarów. Jak można się domyślić, ta premiera nie skłoniła klientów do szturmu na elektromarkety - w przeciwieństwie do pojawienia się Roomby, która kosztowała o jedno zero mniej.
Wirtualne kolejki w esklepie iRobota, paradoksalnie, stały się przyczyną problemu. Pierwszego dnia sprzedało się 500 urządzeń — sukces, na który debiutująca na rynku detalicznym firma zdecydowanie nie była przygotowana.
— Zadzwoniłem do mojego znajomego i zapytałem, czy to dobry wynik. Odpowiedział, że świetny i zapytał, czy ustaliliśmy, już jak przeprowadzić wysyłkę. Powiedziałem, że oczywiście: mamy drukarkę, będziemy drukować listy przewozowe i wypełniać je ręcznie, zgodnie z listą zakupów — wspomina Angle.
Po drugiej stronie linii zapadło milczenie. Doświadczony handlowiec najwyraźniej potrzebował chwili, aby przetrzeć oczy ze zdumienia i sformułować odpowiednio delikatną odpowiedź: — Musicie natychmiast zamknąć stronę. Nie macie pojęcia, co robicie.
W tym stwierdzeniu było sporo racji. Chociaż pomysł na robota sprzątającego zakiełkował w głowie inżynierów iRobot dość wcześnie, to do 2002 roku, kiedy produkt finalnie trafił do sprzedaży, upłynęła dekada.
Początkowy pomysł podboju wszechświata wcale nie został zarzucony. Mimo że koniec końców NASA wycofała się z finansowania “filmowego” lotu do gwiazd, Angle i spółka nadal dopracowywali kosmiczną technologię. Wysiłek nie poszedł na marne: robot o nazwie Sojourner, czyli pierwszy sprawny łazik marsjański, działający w ramach misji Mars Pathfinder, bazował właśnie na rozwiązaniach stworzonych przez iRobot.
Sukces w jednej dziedzinie nie oznaczał, że jego twórcy mieli zamiar narzucać sobie jakiekolwiek ograniczenia, jeśli chodzi o kierunki rozwoju.
iRobot zaangażował się w produkcję robotów, przeznaczonych do celów militarnych. Kontrakt z departamentem obrony USA zaowocował stworzeniem maszyny do przeczesywania pól minowych. — Mówiąc dokładniej, opracowaliśmy robota, który był w stanie sprawdzić dany obszar, nie pomijając przy tym żadnego zakamarka — tłumaczy Angle.
Czy dokładność, jaką charakteryzował się robot-saper o “imieniu” Ariel nie brzmi znajomo? Powinna, bo umiejętność mapowania przestrzeni i szybkiej orientacji w przestrzeni to jedna z kluczowych cech, jakimi charakteryzowała się Roomba.
Kolejny po Arielu robot — taktyczny PackBot — miał znacznie szersze zastosowanie. “Służył”, między innymi, w Iraku i Afganistanie, gdzie pomagał rozbrajać miny. Wyposażony w funkcjonalne gąsienice Packbot może poruszać się w bardzo trudnym terenie. Do tego nie ma klaustrofobii i nie boi się ciemności — idealny kandydat na “członka” oddziałów specjalnych.
Dzisiaj PackBot znajduje się na wyposażeniu amerykańskich jednostek specjalnych i policji. W 2001 roku pomagał przeczesywać zgliszcza po zamachu na World Trade Centre, rok później znalazł się w składzie zespołu naukowców badających Piramidę Cheopsa.
Militaria nie przesłaniały nigdy całego pola zainteresowań inżynierów iRobot. Zdarzyło im się eksperymentować również z produkcją zabawek, a dokładniej lalek-bobasów.
— Najpierw zbudowaliśmy robota-lalkę. Zaprezentowaliśmy go kilku firmom. Finalnie nawiązaliśmy partnerstwo z Hasbro i stworzyliśmy robota-bobasa. Nasza współpraca trwała ponad trzy lata. To była cenna lekcja, bo właśnie dzięki niej nauczyliśmy się, że aby konstruować roboty, nie trzeba ponosić wysokich kosztów — wspomina Angle.
Trudno wyobrazić sobie dziedzinę, dla której inżynierowie firmy nie potrafiliby stworzyć robota. Fakt ten znajduje odzwierciedlenie w wielości posiadanych przez iRobot patentów, praw autorskich, znaków towarowych, usługowych, handlowych i innych form praw własności intelektualnej, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i wielu innych krajach.
Pod koniec 2019 roku, liczba patentów, jakie iRobot zarejestrował w USA wynosiła 501. W tym samym czasie liczba patentów zagranicznych przekroczyła już natomiast tysiąc. A to z pewnością nie koniec, bo dodatkowe 1500 znajduje się obecnie na etapie rejestracji.
Pod koniec lat 90. iRobot zaliczył również współpracę z firmą produkującą środki czystości. SC Johnson postanowił stworzyć robota sprzątającego wielkie, przemysłowe powierzchnie. Technologia powstała, ale finalnie nie udało jej się zoptymalizować tak, aby mogła znaleźć szerokie zastosowanie.
Niemniej jednak, po około 10 latach działalności iRobot skompletował wszystkie klocki, niezbędne do stworzenia układanki pod tytułem: robot sprzątający. Nie oznacza to jednak, że do pomysłu, który miał zrewolucjonizować życie w niezliczonej ilości gospodarstw domowych na całym świecie, wszyscy członkowie teamu iRobot byli nastawieni podobnie entuzjastycznie.
— Tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia, czy to się uda. Musiałem wykłócać się z radą o finansowanie tego projektu. Po długich namowach pozwolili nam wyprodukować 15 tysięcy egzemplarzy — wspomina Angle.
Jak już wiemy, obawy członków rady nadzorczej okazały się płonne. Kiedy departament odpowiedzialny za produkcję i sprzedaż Roomby zorganizował w pełni funkcjonalny sklep internetowy, zamówienia zaczęły płynąć wartkim strumieniem.
Robot, którego kochają dorośli
Amerykanie szybko przyzwyczaili się do myśli, że posiadanie w domu “prawdziwego” robota właśnie przechodzi ze sfery marzeń do sfery rzeczywistości. I tłumnie popędzili do sklepów. W roku 2007 iRobot mógł pochwalić się sprzedażą na poziomie 2 milionów. Dzisiaj liczba robotów odkurzających Roomba (i mopujących Braava) sprzedanych na całym świecie przekracza 30 milionów!
Zanim jednak twórcy Roomby mogli definitywnie ogłosić sukces, musieli odrobić jeszcze kilka ważnych lekcji, na przykład tę, na której uczyli się, jak klienci korzystają z robotów.
— Nasze roboty miały sprostać standardom, jakim podlegają tradycyjne odkurzacze produkowane w Europie. Byliśmy z tego bardzo dumni. Okazało się jednak, że podczas gdy zwykły odkurzacz był używany średnio raz w tygodniu, Roomba w domach naszych klientów “chodziła” niemal codziennie. W wyniku tak intensywnej eksploatacji pierwsze egzemplarze miały żywotność krótszą od przez nas zakładanej — opowiada Angle, dodając, że stawianie nacisku na niezawodność jest dzisiaj priorytetem marki i jej wyróżnikiem na tle tańszych, nierzadko mocno odtwórczych, wyrobów konkurencji.
Wierność tej idei oraz ciągły głód innowacji sprawiły, że iRobot obchodzi w tym roku swoje trzydziestolecie. Sama Roomba jest już pełnoletnia i przez 18 lat obecności na rynku dorobiła się rodzeństwa — rodzina robotów sprzątających powiększyła się o urządzenia mopujące Braava.
Oba rodzaje robotów potrafią, ponadto, świetnie się ze sobą “dogadywać” dzięki technologii Imprint Link. Kupując je w pakiecie możemy zaplanować sprzątanie tak, aby bezpośrednio po odkurzaniu rozpoczęło się mopowanie.
Komunikacja to tylko jedna z funkcji, o którą na przestrzeni lat wzbogaciły się roboty sprzątające. Najnowsze wersje Roomby potrafią tworzyć dokładniejsze mapy pomieszczeń, są dokładniejsze od poprzedniczek, a ich pracę można kontrolować poprzez aplikację. Jak jednak podkreśla Colin Angle, dla niego najważniejszym aspektem działalności marki jest fakt, że dzięki niej roboty stały się częścią naszego życia.
— Skąd wiem, że roboty stanowią dzisiaj element rzeczywistości? Bo przez większą część ostatnich 30 lat, kiedy rozmawiałem z ludźmi o robotach, a w szczególności o Roombie — słyszałem: “Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę działa. Dzisiaj pytają mnie: “Co jeszcze roboty mogą za nas robić?” — tłumaczy Angle i dodaje: — I właśnie tym będziemy zajmować się przez kolejne 30 lat.