Z medialnych wyliczeń wynika, że w proteście przeciwko rozprzestrzeniającej widmo ograniczenia swobody w internecie umowie ACTA protestuje w różny sposób około pół miliona Polaków. Strajkuje wiele serwisów internetowych, a na zwołanej naprędce demonstracji pojawia się prawie tysiąc osób. Wszystko tylko dlatego, że w sieci może przestać panować totalna wolność/anarchia.
Ważne jest też to, że choć sprzeciw wobec decyzji rządu rodzi się głównie wśród młodych, bez problemu znajduje poparcie wśród ludzi w każdym wieku, różnego pochodzenia i wykształcenia.
Po latach obywatelskiego marazmu polskie społeczeństwo pokazało, że nadal potrafi walczyć o to, na czym mu naprawdę zależy. I okazało się, że to akurat złota wolność internauty. Nie wszyscy protestujący to bowiem piraci, nie wszystkim chodzi o strach przed odpowiedzialnością za nielegalnie ściągnięte programy. A nawet jeśli, protestują raczej ci, którzy ściągają, a nie udostępniają pirackie pliki. Co w świetle polskiego, surowszego od założeń ACTA, prawa nie stanowi przestępstwa.
I wbrew pozorom protesty pewnie przyniosą efekt. Premier zapowiedział dzisiaj bowiem, że 26 stycznia w Tokio podpiszemy porozumienie, ale jednocześnie dodał, że jego ratyfikacja zostanie odłożona w czasie. W praktyce może oznaczać to, że zapisy ACTA być może nigdy nie zaczną obowiązywać Polski.
Najważniejsza wyzwolona energia!
Jednak od ostatecznego rozstrzygnięcia walki z ACTA wydaje się ważniejsze to, co właśnie w kraju obserwujemy. Pozytywna energia, by powiedzieć władzy "nie!", gdy ta chce dokonać rzeczy, których społeczeństwo ewidentnie nie powinno akceptować. Na razie sytuację najlepiej przedstawia zamieszczona obok grafika popularna na serwisach rozrywkowych.
Jeżeli jednak ta energia w Polakach się utrzyma, to w świetle horrendalnie drożejącego paliwa, braku miejsc pracy dla młodych, czy walącego się systemu emerytalnego można wróżyć rządowi naprawdę spore kłopoty.