Tadeusz Cymański, kandydat Solidarnej Polski na ponadpartyjnego premiera, jest zły na media i polityków, że zamiast skupiać się na programie przedstawionym przez tę partię, skupiają się na nim. – To nie Tadek Cymański jest tutaj najważniejszy – mówi w "Gościu Radia Zet" polityk.
Tadeusz Cymański z Solidarnej Polski mówił, że w Polsce potrzeba wielu zmian, bo w naszym kraju dominuje "liberalizm społeczny". – Bardzo mnie boli [podejście mediów - przyp. naTemat], a widzę, że jest oznaka niepokoju w konkurencji, nie chcą nikogo nowego wpuścić – ocenia polityk. – Można mówić o mnie różnie, ale nie można mi odmówić, że przez całe moje życie walczyłem o sprawy społeczne – argumentował Cymański.
Mówiąc o szansach na zmianę rządu, Cymański oceniał, że sytuacja polityczna staje się coraz bardziej niestabilna. – W Polsce sprawy się sypią, przyspieszenie polityczne nie jest wykluczone – ocenił. – Kojarzenie programu i partii z danym człowiekiem jest dobre – uzasadniał wystawienie kandydatury. Dodał, że poza Solidarną Polską nie ma w Polsce partii, której można by zaufać.
– PiS dużo stracił na wiarygodności, gdy w latach 2005-2007 wpływ miała Zyta Gilowska – stwierdził. Pytany, dlaczego wtedy nie opuścił szeregów partii, stwierdził, że nie było dokąd pójść. – Teraz to dla mnie duża szansa na działanie – powiedział w rozmowie z Moniką Olejnik. – Solidarna Polska nie chce pokazać Polsce Tadka Cymańskiego, chcemy pokazać Polsce program – zapewniał i narzekał, że media skupiają się tylko na nim.
Jednak pytany o konkrety, na przykład o kandydaturę na ministra finansów, nie był w stanie odpowiedzieć. – Są osoby, które byłyby w stanie i są kompetentne – zapewniał. – Nie chcą, by ich nazwiska padły, bo w Polsce jest taka nagonka, taki liberalizm społeczny – argumentował swoje milczenie w sprawie personaliów. – Trzeba mieć odwagę narazić się najsilniejszym elitom politycznym, społecznym i medialnym – diagnozował sytuację w naszym kraju.
– Trzeba mieć trochę przyzwoitości i klasy, o kolegach nie mówi się źle, powiem tylko: przestańcie uprawiać sabotaż – apelował Cymański. – To, co zrobili w sobotę, co miało przykryć nas, to nie tylko brak kultury, ale i wychowania – grzmiał. Stwierdził, że skoro któryś z polityków SP rzeczywiście ma wrócić do PiS, powinniśmy poznać jego nazwisko, inaczej słowa rzecznika PiS nic nie znaczą. – Niech powie Adam Hofman, niech przyjdzie i tu powie kto. To chwyt poniżej pasa – ocenił.
Cymański przez całą rozmowę starał się sprawiać wrażenie poważnego polityka, choć Monika Olejnik nie kryła rozbawienia planami SP. – Ja tu jestem najmniej ważny, zajmijmy się polskimi sprawami – apelował do dziennikarzy. – Ludzie uważają, że państwo się sypie, niektórzy mówią, że już go nie ma. Proszę zobaczyć co się dzieje z Amber Gold – mówił Cymański. Europoseł bronił biskupa drohiczyńskiego, który wzywał do rozwiązania Sejmu. – To nie jest namawianie do anarchii – ocenił. – Kościół ma obowiązek upomnieć się o słabych, proszę spojrzeć na nauczanie Jana Pawła II – argumentował.
Monika Olejnik pytała, ile sam Cymański przekazuje potrzebującym. – Sporo, tylko się z tym nie obnoszę – zapewnił. Dodał, że może pokazać dowody wpłat. – Ale prywatnie, nie będę biegał po redakcjach i się z tym obnosił – mówił Tadeusz Cymański, kandydat Solidarnej Polski na premiera.