Gdy zobaczyłem, ile wie o mnie Google, złapałem się za głowę. W tym miejscu też możesz to sprawdzić
Bartosz Świderski
27 lipca 2020, 11:00·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 27 lipca 2020, 11:00
Przyzwyczailiśmy się, że nikt w internecie nie jest anonimowy. Możemy być jednak zaskoczeni tym, jak dużo danych dzień w dzień jest o nas gromadzonych. Jaka marka wiedzie prym w zbieraniu tych informacji? Google. Co wie o nas gigant technologiczny z Mountain View i DLACZEGO musi wiedzieć tak dużo o użytkownikach swoich usług?
Reklama.
Nie będzie chyba dla nikogo odkryciem Ameryki, że powinno się być roztropnym w tym, co wpisujemy w wyszukiwarkę Google. Korzystając z niej codziennie, nie da się nie zauważyć, że pamięta ona wszystkie poprzednie zapytania, a także stara się przewidzieć informacje, na których wyszukaniu mogłoby nam zależeć. Ot, codzienna przygoda z Google. Jeśli surfujemy po sieci zalogowani na koncie tej marki, to skala śledzenia naszej aktywności jest o wiele większa.
Na podstawie danych osobowych, które dodajemy do swojego konta, Google rysuje każdemu z nas profil. Nie tylko określa w nim naszą płeć i przybliżony wiek, ale przede wszystkim prognozuje nasze zainteresowania. I trzeba przyznać, że radzi sobie całkiem nieźle. Każdego dnia ów profil podlega aktualizacji. W ten sposób wujek Google ćwiczy swoją zdolność uczenia maszynowego. Nie robi jednak tego po to, aby bawić się w psychoanalityka. Zależy mu głównie na poznaniu naszego oblicza konsumenta, aby jak najlepiej dopasować wyświetlanie reklam.
Jak Google opisał moją osobę? Okazuje się, że wskazał odpowiedni przedział wiekowy, idealnie określił płeć, a także stan cywilny i status rodzicielski. Nie wiem, jakim cudem odkrył, że jestem właścicielem mieszkania, a nie je np. wynajmuję. Może takiej opcji w ogóle nie ma i według Google każdy ma jakieś tam lokum na własność? Zostawmy to i idźmy dalej.
Choć kategorie "Dom i ogród" oraz "Artykuły dla zwierząt" niespecjalnie mieszczą się w moich zainteresowaniach, to prawdopodobnie są efektem poszukiwania materiałów do tekstów na komputerze w pracy. Podobnie jak przypisanie mojej skromnej osoby do właścicieli dużych przedsiębiorstw – skoro piszę dużo o biznesie i technologii, to widocznie Google widzi we mnie przedstawiciela burżuazji, co jest dalekie od prawdy. Natomiast algorytm "przestrzelił" całkowicie z moim wykształceniem – nie zakończyłem bynajmniej swojej edukacji na ogólniaku.
Google przygląda się z uwagą też aplikacjom, z jakich korzystamy. Nie dziwi fakt, że ma wgląd w apki należące do amerykańskiego koncernu, takie jak Gmail, YouTube, Google Play czy Google Drive. Ten stały monitoring okazuje się zresztą przydatną funkcją, bo pozwala w jednym miejscu zebrać podsumowanie aktywności w każdej z usług Google. Z perspektywy bezpieczeństwa warto natomiast zerknąć w listę aplikacji, które mają dostęp do naszych danych z konta Google. Wśród nich znajdziemy również te, których nie stworzył producent najpopularniejszej wyszukiwarki.
Technologia gromadzenia danych Google zapamiętuje również urządzenia, z których na co dzień korzystamy, by wejść w cyberświat. Jesteście w stanie wskazać należący do was laptop, tablet czy smartfona, który nie miał nigdy styczności z żadnym serwisem czy usługą Google? Odpowiedź wydaje się oczywista i dlatego na stronie prezentującej aktywność urządzeń w internecie najpewniej znajdziecie cały sprzęt komputerowy, który macie w swoim posiadaniu.
Od 2006 roku Google jest właścicielem YouTube. Z tego powodu nasza aktywność na największym serwisie internetowym z plikami wideo znajduje się pod czujnym okiem Wielkiego Brata zza oceanu. YouTube sam w sobie gromadzi dane o tym, co oglądamy, czego szukamy, w którym momencie zakończyliśmy seans, a także proponuje, co powinniśmy jeszcze zobaczyć. Ponieważ konto Google służy do logowania się do YouTube, znajdziemy w jego zakamarkach zarówno historię wyszukiwanych fraz, jak i spis obejrzanych filmów oraz wykaz napisanych komentarzy.
W przypadku korzystania z urządzeń mobilnych (co w Polsce, gdzie ponad 57 proc. społeczeństwa przegląda internet na smartfonach, jest już dawno zjawiskiem masowym) Google nie spuszcza wzroku z naszej lokalizacji. Wystarczy zajrzeć w to miejsce, by zapoznać się z wypisem wszystkich odwiedzonych przez siebie miejscowości, miejsc i adresów z wizualizacją tych punktów na mapie. Google doskonale orientuje się więc, gdzie i kiedy byliśmy.
Skoro wiemy, gdzie i jak zapisywane są o nas różnorodne informacje, pojawia się pytanie: po co Google zbiera te wszystkie dane? Odkładając na bok teorie spiskowe, można podać dwa oficjalne powody. Po pierwsze, ten monitoring jest dla Google sposobem na rozwijanie i doskonalenie machine learning. A po drugie, zgromadzone dane pozwalają na lepsze targetowanie reklam tak, aby te wszystkie bannery i filmiki na stronach odpowiadały rzeczywiście na nasze zainteresowania.
Cała ta wiedza o mechanizmach "śledzenia" przez Google powinna dać do myślenia tym, którzy są wrażliwi na punkcie swoich danych osobowych. Jeśli macie zwyczaj regularnego czyszczenia historii przeglądarki, to bardzo dobrze, ale rozszerzcie go o porządki w rejestrach Google. Niektóre funkcje możecie wyłączyć, a w innych zacierać ślady swojej aktywności, gumkując poszczególne zapisy. A jeśli zdarza się wam użyczać komuś komputera czy telefonu, by ten ktoś wyszukał sobie coś w sieci, to nie zapominajcie kliknąć komendę "Wyloguj". Tak na wszelki wypadek.
Sam też możesz sprawdzić, co dokładnie wie o Tobie Google: