Kilka dni temu swoją premierę miało słuchowisko “Topiel: Dom w głebi lasu”. A może właściwie: “PREMIERĘ”, bo oprawa towarzysząca pojawieniu się dźwiękowej interpretacji opowiadania Jakuba Ćwieka w serwisie Storytel była, jak na tego rodzaju przedsięwzięcie, szczególnie interesująca.
Mówiąc o “przedsięwzięciu tego rodzaju” mam na myśli niewielkie objętościowo opowiadanie, którego akcja zamyka się w kilkudziesięciu stronach maszynopisu i niespełna 40 minutach nagrania. Co bardzo jednak cieszy, polski Storytel, projektując swoje oryginalne produkcje, stawia na jakość na najróżniejszych płaszczyznach.
Troska o ten wysoki poziom przejawia się w kilku aspektach. Począwszy od samego pomysłu stworzenia słuchowiska (“Topiel: Dom w głębi lasu”), nawiązującego do istniejącej już powieści, która jest osadzona w tej samej czasoprzestrzeni co wydana kilka tygodni temu “Topiel”), ale będącego jednocześnie niezależną historią; przez ciekawy casting (oprócz doświadczonych lektorów — Filipa Kosiora i Józefa Pawłowskiego, głosów użyczyli lektorzy z newonce.radio); aż po przygotowanie oryginalnych artystycznych ilustracji (autorem oprawy wizualnej jest Paweł Fabjański) oraz ich prezentację w nieoczywistej scenerii (podczas eventu promującego słuchowisko funkcję galerii spełniała pływająca po Wiśle barka).
— Marketing Storytel robi bardzo dobrą robotę w tym kierunku. Życzę sobie, aby premiery słuchowisk były wydarzeniami na miarę premier filmowych czy teatralnych — komentuje Filip Kosior, który wcielił się w rolę narratora. — Jestem pod dużym wrażeniem tego, co wydarzyło się wokół słuchowiska, które ma 40 minut. To było ekscytujące — wspomina.
Kosior, jako jeden z niewielu zawodowych aktorów w ekipie częściowo wiedział, w co się pakuje: wcześniej uczestniczył również w realizacji audiobooka “Topiel”. Ale nawet jego zaskoczyła skala całego przedsięwzięcia, oraz to, jak wielkiego zaangażowania będzie wymagał udział w nim.
Zmagania z żywiołem
Akcja słuchowiska, podobnie jak powieści, dzieje się w czasie powodzi tysiąclecia, czyli pamiętnym 1997 roku. Bohaterowie — studenci, wymęczeni ciężką sesją — jadą na Śląsk, mając w głowach jedynie skojarzenia ze słowem “melanż”. Nigdzie, nawet z samego tyłu nie pojawiają się myśli, że wakacyjny wypad może zakończyć się tragicznie.
Bo i czemu miałyby? Deszczowy lipiec to jeszcze nie powód, aby dramatyzować. To, co wydawało się tradycyjnym wakacyjnym załamaniem pogody, okazuje się żywiołem, który zamierza zapanować nad okolicą. I wówczas kończą się żarty. Problem w tym, że dla części bohaterów ta refleksja przyjdzie zdecydowanie za późno, a dla innych okaże się traumą decydującą o przyszłym życiu.
Wyzwaniem okazała się również sesja zdjęciowa, promująca słuchowisko. Po przyjeździe na jej plan aktorzy uświadomili sobie, że fotograf Paweł Fabjański, temat do interpretacji wziął sobie zdecydowanie do serca: na środku filmowej hali stał basen wypełniony wodą, ekipa realizacyjna montowała wielkie deszczownice. Pojawili się też kaskaderzy, montujący specjalne haki do podwieszania jednego z aktorów do góry nogami, tuż nad taflą.
— Po ludzku było mi żal moich bohaterów — musiałem ich unurzać w zimnej wodzie. To był cały, długi dzień zdjęć. Staraliśmy się zadbać, aby nie było to traumatyczne przeżycie — nieco podgrzaliśmy wodę — żartuje Fabjański.
Pomimo trudnych warunków, na planie panowały dobre nastroje. Paradoksalnie właśnie przyjazna atmosfera potrafiła nieco utrudniać realizację. Jak tłumaczy Fabjański, celem zajęć było wywołanie serii emocjonalnych skojarzeń: ze strachem, ciemnością, nieprzyjemną, oblepiającą wilgocią i poczuciem wszechobecnego zagrożenia. Tymczasem…
— Utrzymanie powagi w zdjęciach grupowych — to było wyzwanie. W sytuacji, w której sześć bliżej nieznanych sobie osób podtrzymuje się, stymulując proces umierania w wodzie, powaga bywa problemem - przyznaje Filip Kosior, dodając jednak, że dobre humory, na szczęście, nie miały przełożenia na finalny efekt. Wideo z tworzenia oryginalnej sesji zdjęciowej oraz z wernisażu możecie obejrzeć poniżej:
Słuchowisko dla odważnych
Samo słuchowisko jest jednak poważne i raczej dla odważnych: czerpie garściami z tradycji slasherów (grupa znajomych, odcięta od świata, biwakuje w leśnym domku), thrillerów (Ktoś zginął? A może jednak przeżył?) i opowieści katastroficznych (powódź bezwzględnie niszczy wszystko, co spotka na drodze).
Jakub Ćwiek przyznaje, że jego celem, podczas pracy nad scenariuszem słuchowiska “Topiel: Dom w głębi lasu” była maksymalna koncentracja niepokoju, poczucia zagrożenia i strachu w każdej minucie:
— Bardzo chciałem poopowiadać o gwałtowności wody, której nikt się nie spodziewał; o czymś, co nastąpiło z zaskoczenia. Moment, kiedy tracisz poczucie bezpieczeństwa, kiedy woda idzie ze strony, z której zupełnie nie spodziewasz się, że może przyjść, I nagle staje się tym niekontrolowanym, bardzo gwałtownym, dynamicznym żywiołem; staje się, w zasadzie, potworem — twierdzi.
Tematem powodzi zachwycił się również reżyser dźwięku Marcin Kardach: — Woda jest tym żywiołem, który można przełożyć na dźwięki na milion różnych sposobów, wydaje z siebie mnóstwo fantastycznych odgłosów: przelewa się, kąpie, szumi. Starałem się to wszystko zawrzeć w słuchowisku, sprawić, żeby słuchacz miał wrażenie, że znajduje się w samym środku akcji — tłumaczy.
Czy efekt ten udało się osiągnąć? Sprawdźcie sami. Link do słuchowiska znajdziecie tutaj. Jeśli nie macie jeszcze konta na portalu Storytel, spokojnie możecie założyć — okres pierwszych 14 dni korzystania z aplikacji jest bezpłatny.