Według informacji potwierdzonych przez libański Czerwony Krzyż, ponad 110 osób zostało rannych w centrum Bejrutu, gdzie doszło do gwałtownych starć mieszkańców z policją. Funkcjonariusze użyli gazu łzawiącego do obezwładnienia rozwścieczonego tłumu. Protestujący zajęli budynek MSZ nazywając go "kwaterą główną rewolucji". Na ulicach słychać strzały – donosi Reuters.
Bejrut zapłonął po raz kolejny – w sobotę 8 sierpnia na ulice stolicy Libanu tłumnie wyszli mieszkańcy oburzeni zachowaniem władz po eksplozji, do jakiej doszło w tym tygodniu. W centrum miasta na Placu Męczenników wybuchł pożar. Wcześniej zgromadziło się tam około 10 tys. protestujących, którzy próbowali się wedrzeć do budynku parlamentu. Zdesperowanym mieszkańcom Bejrutu udało się zająć gmach Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Liban znów płonie. Mieszkańcy wyszli na ulice
Policja użyła gazu łzawiącego. W wyniku starć zginął jeden funkcjonariusz – potwierdza izraelski serwis haaretz.com. Policjant zmarł w wyniku nieszczęśliwego wypadku (wpadł do windy w czasie pościgu za uczestnikami zamieszek).
Rewolucja po wybuchu w Libanie: 110 rannych i 1 ofiara śmiertelna
Czerwony Krzyż w Libanie potwierdził, że rannych zostało ponad 110 uczestników zamieszek, a 32 osoby zostały przewiezione do szpitala.
Prezydent Libanu Michel Aoun nie dopuścił do wszczęcia międzynarodowego śledztwa po incydencie, do jakiego doszło w tym tygodniu w Bejrucie. Wybuch w porcie zniszczył niemal połowę stolicy tego państwa. Libański premier Hassan Diab zapowiedział, że w tej chwili "jedynym wyjściem z głębokiego kryzysu w kraju jest wezwanie do przedterminowych wyborów parlamentarnych" – donosi izraelski dziennik "Haaretz".
Sytuacja w Bejrucie jest bardzo napięta. Protestujący stracili zaufanie do władzy po ostatnich wydarzeniach. W okolicy cały czas słychać strzały, a w powietrzu unoszą się kamienie rzucane przez manifestujących Libańczyków.