Tysiące osób zebrały się dziś w okolicach stacji Puszkińska w Mińsku, gdzie w poniedziałek zginął jeden z demonstrantów. Tymczasem w sieci pojawiło się nagranie pokazujące moment tragicznego zdarzenia. Wygląda na to, że informacje przekazywane przez białoruskie MSW nie były prawdziwe.
Aleksandr Trajkouski zginął w trakcie poniedziałkowych protestów po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich. Początkowo białoruskie MSW informowało, że powodem jego śmierci był wybuch "nieustalonego ładunku wybuchowego".
Wrzucone na Twittera nagranie pokazuje jednak coś innego. "Bohater podszedł do milicji z podniesionymi rękami, a oni po prostu do niego strzelili – bez żadnego powodu" – napisano w opisie do filmu.
W miejscu, gdzie zginął Trajkouski – na skrzyżowaniu ulic Prytycjkaha i Prospektu Puszkina – zebrały się w sobotę tysiące osób. "Nie wybaczymy!" – skandują. Demonstracja została zorganizowana w dniu pogrzebu zamordowanego mężczyzny.
Podczas protestów po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich na Białorusi zginęły co najmniej dwie osoby. Kilkuset demonstrantów zostało rannych. Około 6 tys. osób trafiło do aresztu, gdzie poddawano je torturom.