Strażacy ujawniają zdjęcie ze środka domu w Białymstoku zniszczonego wybuchem gazu
redakcja naTemat
01 września 2020, 12:05·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 września 2020, 12:05
Potężna eksplozja wstrząsnęła w poniedziałek około południa białostockim osiedlem Dziesięciny. Gaz wybuchł w domu jednorodzinnym przy ulicy Kasztanowej. Do pożaru przyjechali strażacy, którym dość szybko udało się ugasić ogień. To oni jako pierwsi weszli do środka, stwierdzając, że nie żyją cztery osoby. Dopiero potem policja ogłosiła, że mamy do czynienia z tzw. samobójstwem rozszerzonym.
Reklama.
Wszystko na to wskazuje, że 47-letni Mariusz K. zamordował swoją matkę, żonę i 10-letnią córkę. Następnie odkręcił gaz i powiesił się. Policja określa to mianem tzw. samobójstwa rozszerzonego.
– Trzy ofiary miały na ciele rany cięte i kłute. Na ciele czwartej z ofiar stwierdzono pętlę wisielczą, co wskazuje na samobójstwo – informował w poniedziałek rzecznik podlaskiej policji Tomasz Krupa. Przyznawał, że rodzina miała założoną Niebieską Kartę, że 47-letni Mariusz K. był znany policji i że w przeszłości wielokrotnie groził rodzinie.
Białostoccy strażacy na swoich stronach opisali przebieg akcji gaśniczej i ratunkowej. Zamieścili też zdjęcia – zarówno z zewnątrz, jak i ze środka zniszczonego wybuchem gazu budynku.
Gdy pierwsze zastępy strażackie przyjechały na miejsce zdarzenia, zastały budynek z uszkodzonymi eksplozją drzwiami i oknami. 10-letnia dziewczynka była już na zewnątrz. Jeden z sąsiadów próbował ją ratować. Potem czynności resuscytacyjne przejęli ratownicy.
"Przed budynkiem znajdowała się osoba postronna udzielająca pomocy dziecku. Od innych osób uzyskano informację o możliwości przebywania w zniszczonym budynku kolejnych osób. Rota medyczna przejęła poszkodowaną i kontynuowała resuscytację krążeniowo-oddechową. Kolejna rota w zabezpieczeniu prądu wody oraz w sprzęcie ochronnym układu oddechowego udała się do wnętrza budynku celem poszukiwania kolejnych poszkodowanych" – czytamy w opisie zamieszczonym przez mł. bryg. Tomasza Biryckiego z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku.
"Jednocześnie podjęto próbę zakręcenia zaworu gazu w szafce przy ścianie budynku. W związku z początkowo nieudaną próbą zakręcenia zaworu, podjęto decyzję o wycofaniu roty pracującej wewnątrz budynku. Rota ta odnalazła wewnątrz budynku, kilka metrów od wejścia do budynku kolejną osobę poszkodowaną i ewakuowała ją na zewnątrz" – czytamy w opisie strażaków.
"Po skutecznym zakręceniu zaworu gazowego, rota kolejny raz udała się do wnętrza budynku, w którym odnalazła trzecią osobę poszkodowaną, którą niezwłocznie ewakuowano. W międzyczasie na miejsce zdarzenia dojechał pierwszy ZRM, który wspólnie z ratownikami prowadził resuscytację w stosunku do poszkodowanych. Pogotowie Energetyczne odłączyło zasilanie budynku. W pomieszczeniu piwnicznym przy kotłowni ugaszono zarzewie ognia jednym prądem wody oraz odnaleziono ciało mężczyzny, którego również ewakuowano" – relacjonują strażacy.
Z informacji policji wynika, iż mężczyzna ten to 47-letni Mariusz K. Sąsiedzi informują, że sprawcy tragedii nie widzieli od kilku tygodni – od czasu, gdy został zatrzymany przez policję. Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że Mariusz K. od dawna terroryzował swoją rodzinę. Miał też grozić domownikom, że wysadzi ich w powietrze.
Służby wojewódzkie podały, że opieką psychologiczną została objęta 22-letnia starsza córka zmarłej pary. Młoda kobieta nie mieszkała już z rodzicami i babcią.