Wśród szeregowych posłów PiS rośnie irytacja z powodu powołania żony wiceministra cyfryzacji Adama Andruszkiewicza na szefową państwowej fundacji. Chodzi przede wszystkim o to, ile ma zarabiać na nowym stanowisku – podaje Onet.
Zatrudnienie Kamili Andruszkiewicz wywołało spore oburzenie wśród Polaków, ale jak się okazuje, niezadowoleni z tej decyzji są też niektórzy posłowie PiS. – To jest nie do obrony. Mam nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy – powiedział anonimowo jeden z przedstawicieli partii rządzącej.
W sprawie zatrudnienia żony Adama Andruszkiewicza chodzi głównie o pieniądze. Na stanowisku szefowej Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu ma zarabiać znacznie więcej niż parlamentarzyści. Emocje w PiS są tym większe, że Andruszkiewicz dostała nominację niedługo po tym, gdy w Senacie upadła ustawa znacznie podwyższająca wynagrodzenia polityków.
W partii pojawił się jeszcze jeden zgrzyt dotyczący zarobków. Żona Krzysztofa Sobolewskiego, zaufanego człowieka prezesa PiS, zasiada w czterech radach nadzorczych spółek kontrolowanych przez państwo. Ma też dyrektorską posadę w Orlenie.
Żona Andruszkiewicza w Fundacji ARP
Przypomnijmy, że o nowym zatrudnieniu Kamili Andruszkiewicz zrobiło się głośno pod koniec sierpnia. Ze sprawozdania finansowego Fundacji Agencji Rozwoju Przemysłu wynika, że w 2019 r. jej zarząd otrzymał wynagrodzenie w wysokości 175 tys. zł. Wielu Polaków skrytykowało tę zmianę i zarzuciło nepotyzm Adamowi Andruszkiewiczowi.
Z ustaleń Onetu wynika, że Kamila Andruszkiewicz błyskotliwą karierę zawdzięcza prawdopodobnie kontaktom swojego męża w otoczeniu premiera Mateusza Morawieckiego. Dopytywana przez dziennikarzy portalu o swoją nową pracę, nie chciała z nimi rozmawiać.