– Kochani, kto mnie zna, ten wie, że nigdy, przenigdy nie miałam złych intencji (...) nie oceniam ludzi, a tym bardziej się z nich nie śmieję – oświadczyła Anna Lewandowska na Instastories odnosząc się do afery, jaka wybuchła w sieci po fali hejtu na temat jej najnowszego filmiku, który miał promować tzw. ciałopozytywność. Aktywistki krytykujące zachowanie sportsmenki skarżą się jednak na pisma od prawników trenerki, które wzywają je do usunięcia krytycznych postów pod groźbą 50 tys. zł kary.
– Pracuję z kobietami i z ich problemami od wielu lat i to jest całe moje życie (...) chciałabym przeprosić raz jeszcze osoby, które poczuły się dotknięte moim filmikiem. Nie to było moim zamiarem – wyznała Lewandowska na Instagramie i zaapelowała o to, by się wzajemnie wspierać, a nie dzielić.
Fala krytyki po wpisie Lewandowskiej na Instagramie
Burza w sieci wybuchła po tym jak Anna Lewandowska w stroju otyłej kobiety próbowała przekonać, że jest #bodypositive. Choć według niej filmik miał zachęcać do akceptowania własnego ciała bez względu na rozmiary, to wywołał skrajne emocje wśród internautów.
Materiał skrytykowała m.in. aktywistka feministyczna Maja Staśko, do której prawnicy sportsmenki wysłali pozew z żądaniem usunięcia krytycznego wobec Lewandowskiej postu:
Wcześniej podobny pozew dostała m.in. modelka plus size Ewa Zakrzewska, która ostatecznie doszła do porozumienia z prawnikami Lewandowskiej.
Korwin-Piotrowska odnosi się do afery z ciałopozytywnością Lewandowskiej
Suchej nitki na Annie Lewandowskiej nie zostawia Karolina Korwin-Piotrowska, która przyznała, że:
Korwin-Piotrowska przyznała, że ma nadzieję na to, że dzięki aktywnej postawie młodych kobiet mających odwagę krytykować zachowanie celebrytów uda się wreszcie coś zmienić.
Prawnik Anny Lewandowskiej zagroził mi pozwem i karą w wysokości 50 000 zł, jeśli nie usunę posta, w którym krytykuję przebranie się celebrytki w strój grubej osoby. W poście wskazuję, że trenerce fitness zabrakło empatii, a to, co zrobiła, to szydzenie z grubych osób. I tyle.
Dostałam w życiu parę takich pism, jakie dzisiaj dostała Maja Staśko od Anny Lewandowskiej. I wiem jedno: takie pisma żądające skasowania wypowiedzi czy postu, są efektem strachu i dowodem na to, ze uprawniona prawem do wolności wypowiedzi recenzja czyjegoś zachowania była trafna. Jest strach. Bo wizerunek, a co za tym idzie, stan konta i kariera ucierpią, bo może nie wszyscy łykają wszystko bezkrytycznie jak pelikany. Strach jest złym doradcą i zwykle radzi wysłać groźbę knebla, kary 50 tysięcy złotych.