
Kontrowersje trzymają się filmu "Mulan" jak żadnej innej produkcji Disneya, a skandal goni skandal. Najpierw aktorka grająca tytułową rolę stanęła po stronie policjantów w Hongkongu, potem okazało się, że plan zdjęciowy aktorskiego remake'u rozstawiono w regionie słynącym z obozów "reedukacyjnych" dla mniejszości ujgurskiej. Hollywood na dobre ugięło się pod naciskiem chińskiej propagandy.
Tamtej Mulan już nie ma
#Boycott Mulan, #BanMulan - takie hashtagi krążą obecnie po sieci z powodu zaplanowanej na ten miesiąc premiery aktorskiej wersji filmu "Mulan". Zacznijmy jednak od genezy tego ruchu.Na uwagę zasługuje zdarzenie, do którego doszło w zeszłym miesiącu. Policja aresztowała wówczas działaczkę z Hongkongu, Agnes Chow, powołując się na nową ustawę dotyczącą bezpieczeństwa narodowego, którą przepchnął Pekin. Sojusznicy zatrzymanej demonstrantki odwrócili narrację na swoją korzyść i okrzyknęli Chow "prawdziwą Mulan", ponieważ walczy w słusznej sprawie.
