Przed siedzibą PiS-u przy Nowogrodzkiej w Warszawie w środę trwał protest rolników. W sieci nie brak nagrań, w których wyrażają wściekłość z powodu tzw. Piątki dla Zwierząt. Oburzenie pokazują nie tylko hodowcy zwierząt futerkowych. Również Grzegorz Bardowski, znany z programu "Rolnik szuka żony", stanął w ich obronie i zaprotestował przeciwko ustawie PiS.
Widziałam Pana nagranie. Nie zostawia Pan suchej nitki na ustawie "Piątka dla Zwierząt”, choć nie dotyczy on Pana branży. Jak Pan odbiera ten pomysł PiS?
Polska wieś, w tym ja, w pewien sposób czuje się trochę oszukana. W nagraniu co prawda zaznaczam, że nigdy publicznie nie deklarowałem swojego poparcia dla żadnej partii i nie chciałbym tego robić. Ale patrząc na wieś, na moich rodziców, na rodziców moich kolegów, na moich kolegów rolników, to naprawdę bardzo duża większość popierała PiS. A teraz tę ustawę odbierają jak cios dla branży rolniczej. Bo okazuje się, że ucierpi bardzo duża część gospodarstw.
To wygląda tak, jakby ten projekt z nikim nie był konsultowany. Nie słyszałem, żeby był konsultowany z organizacjami rolniczymi.
Co mówią Pana znajomi rolnicy? Czytam reakcje: PiS zdradza wieś, to zwijanie polskiego rolnictwa…
Odbierają ten projekt bardzo negatywnie. Oczywiście niektóre zapisy są istotne. Nam też chodzi o to, by zwierzęta nie cierpiały. Myślę, że każdy z rolników byłby za tym, żeby zwierzęta nie były trzymane na metrowych łańcuchach, albo żeby nie działa im się krzywda.
Ale niektóre zapisy są całkowicie nie do przyjęcia. Można je interpretować tak, że działają na wielką szkodę rolnictwa.
W jaki sposób?
Już nawet nie chodzi o zwierzęta hodowane na futra, ten temat jest do rozwiązania. Ta branża sama zresztą zanika w pewien sposób. Ale my nie wyobrażamy sobie, żeby likwidować jakąś branżę tak po prostu, pstrykając palcami. I nagle jej nie ma.
To, co proponuje PiS, to jest odgórne zamykanie branży z dnia na dzień. Na razie mogą to być tylko takie podchody, że chodzi jedynie o branżę futrzarską, która ma małe znaczenie w skali całego rolnictwa.
Ale każdy z rolników widzi w tym zagrożenie. Moi koledzy rolnicy, którzy nie mają produkcji zwierzęcej, zgadzają się z materiałem, który nagrałem.
Są oburzeni i pewien sposób czują się oszukani. Myślę, że jeśli ktoś z młodego pokolenia głosował na PiS, to mógł to być ostatni raz. A starsi, jak widzę z mojej perspektywy, będą namawiani do zmiany poglądów. Przed ostatnimi wyborami dużo mówiono o rolnictwie. Politycy bardzo chętnie nawiązują do rolników, rozmawiają z nimi. A teraz odwracają się do nich plecami.
Kilka dni temu premier Morawiecki wylewnie dziękował rolnikom podczas dożynek. "Dziękuję za Państwa trud, wysiłek, pracę i zapał, bo ich owoców doświadczamy wszyscy w Polsce” – mówił.
Słowa były kierowane do wąskiej grupy rolników,a przecież rolnictwo to wiele branż, bardzo mocno ze sobą powiązanych. Premier który stoi za polskim rolnictwem pokaże to w swoich czynach, a nie w podziękowaniach na dożynkach. Rolnicy właśnie teraz będę te słowa weryfikować.
Planom PiS sprzeciwił się jednak minister rolnictwa, który jest przeciwko likwidacji przemysłu futrzarskiego. Jak zostało to odebrane przez rolników?
Wielki brawa dla niego za to, że się postawił. Widać, że jest za rolnictwem całym sercem. Jeżeli on jest przeciwko, to jak możemy mówić o jakichkolwiek konsultacjach z rolnikami, skoro nawet minister rolnictwa jest przeciwko Piątce dla Zwierząt? Widać, że w tej sytuacji nie ma nic do gadania.
Minister Ardanowski napisał list do polityków PiS, podał nieoficjalnie Onet. Miał napisać w nim o stratach wizerunkowych dla PiS: "Zdaniem rolników PiS zdradza wieś, przestaje być jej obrońcą [...]. Straty wizerunkowe Prawa i Sprawiedliwości będą trwałe i bardzo trudne do odwrócenia, niemożliwe do zrekompensowania jakimikolwiek środkami przed następnymi wyborami”. Zgadza się Pan z tym?
Myślę, że tak. Obecnie to rozgoryczenie jest tak duże, że tak może to wyglądać. Myślę, że będą osoby, również ja, które przed kolejnymi wyborami będą o tym pomyśle PiS przypominać na każdym kroku. Żeby rolnicy wiedzieli na kogo głosują.
Wielu rolników zabiera dziś głos w tej sprawie. Można śmiało powiedzieć, że jednoczą się przeciwko planom PiS?
Myślę, że tak. Rolnikom ciężko jest pokazać na ulicach, ilu ich jest. Muszą codziennie doglądać zwierząt, nie mają czasu pojechać do Warszawy i protestować. Ale wypowiadają się, widać, że ich głos nie jest podzielony. To nie jest tak, że jest pół na pół, że ktoś jest przeciw, ktoś jest za. W tym przypadku rolnicy stają razem przeciwko takiej propozycji.
Zna Pan w ogóle kogoś, kto popiera ten projekt?
Nie znam żadnego rolnika. Pod moim nagraniem jest ponad 800 komentarzy. Może, 3-4, są innego zdania.
Jak Pan ogólnie ocenia politykę rządu PiS wobec rolników? Tak było od początku?
Raz było lepiej, raz gorzej. Branża hodowlana miała szczególnie pod górkę, bo pojawił się ASF i tam widać było niezadowolenie. Ale przez lata rządów PiS chyba nie było takiej sytuacji, która tak mocno by rolników poruszyła.
To trochę taki policzek. Bo prezes Jarosław Kaczyński sugeruje dziś, że osoby, które popierają ustawę to dobrzy ludzie, czyli każdy, kto jest przeciwko to jest zły. Czyli można powiedzieć, że teraz każdy rolnik jest tym złym, który krzywdzi zwierzęta.
Ustawa przelała czarę goryczy wśród rolników?
Myślę, że tak. Ale wydaje mi się, że rolnicy jeszcze do końca wierzą, że ona w takiej formie będzie przyjęta, że jeszcze czekają. Choć jednocześnie są rozgoryczeni. Mamy teraz spis rolny. To odrębny temat, ale reakcje rolników na niego są niewyobrażalne. Jest duża niechęć do tego, żeby cokolwiek mówić o swoich gospodarstwach.
Pan reprezentuje zupełnie inną branżę. Ale bardzo mocno podkreśla, że sytuacja dotyczy wszystkich rolników. Proszę wyjaśnić laikom, w jaki sposób. I jak może dotknąć Pana?[/b]
Wszystkie branże są ze sobą powiązane. I rolnicy po prostu się boją, że zaraz będą kolejne gałęzie, które komuś nie będą odpowiadały. Na razie być może nie mogą być brane pod uwagę, bo są za bardzo liczne. Ale myślę, że one są w kolejce.
Wśród hodowców bydła już słychać, że nastroje nie są najlepsze, że ceny zaraz zaczną spadać. Nikt tak naprawdę nie jest pewny tego biznesu. To samo dotyczy hodowli drobiu.
Ktoś powie, że produkcja roślinna, jak moja, nie jest powiązana.
Ale jeśli spojrzeć szerzej, to ogromna część rynku, również zbóż, jest także przeznaczana na karmienie zwierząt. Często są to płody rolne, które nie nadają się na konsumpcję dla ludzi. Takich zbóż jest w kraju bardzo dużo. I to nie jest tak, że rolnik może wyprodukować tylko zboże, które nadaje się do młyna, bo tak się nie da.
Jeśli hodowle zwierząt zostaną zlikwidowane, nastąpi załamanie. Wtedy tracimy rynki zbytu. I nie jest to kwestia załamania na przestrzeni lat, do którego można by się przygotować. Sezon produkcji roślinnej trwa 12 miesięcy. I nikt nie zastanawia się, jakie dalej będą konsekwencje.