Nowy film Agnieszki Holland, “Szarlatan”, to kolejny dowód na to, w jak niepokojących czasach żyjemy. Zamiast bowiem delektować się podróżą w głąb skomplikowanej, narcystycznej osobowości, zamiast zainteresować się niezwykłą historią legendarnego zielarza czy wreszcie — napawać malarskimi ujęciami, będziecie myśleć głównie o polityce. I to wbrew woli — mało tego, że własnej, ale i reżyserki.
W wywiadzie dla Gazety Wyborczej Holland mówiła: “To nie jest to film polityczny. To film egzystencjalny, w bressonowskim raczej stylu”. Trudno jednak uciec od skojarzeń z obecną sytuacją polityczną, kiedy główny bohater, Jan Mikolasek, jest człowiekiem, na którego znajduje się paragraf. Człowiekiem, dodajmy, homoseksualnym.
Nazwisko “Mikolášek” polskiemu widzowi nie powie wiele, czeskiemu — wręcz przeciwnie. Jak wynika z niektórych, być może nieco przesadzonych relacji, ten znachor-samouk na przestrzeni swojej działalności wyleczył około 5 milionów ludzi.
Mikolasek nie był typowym zielarzem. Poza tym, że potrafił polecić mieszankę łagodzącą określone symptomy, umiał również stwierdzić, co danemu pacjentowi dolega. W tym celu prowadził oględziny moczu.
I chociaż oko, nawet najbystrzejsze, nie może się równać ze średniej jakości mikroskopem, to z potwierdzone, historyczne źródła donoszą, że Mikolášek rzeczywiście miał rozległą wiedzę medyczną, z której mogli korzystać wszyscy, bez wyjątku, pod warunkiem, że byli w stanie za usługi znachora zapłacić.
Mikolášek, owszem, był człowiekiem z misją — leczył wszystkich, bez względu na pochodzenie, przekonania czy afiliacje polityczne. Na liście jego pacjentów znajdowali się naziści i komuniści, inteligencja i robotnicy, prezydenci, decydenci i politycy niemal opcji politycznej, rządzącej Czechami w pierwszej połowie XX wieku.
Zielarzowi daleko było również do typowego altruisty-ascety. Wpływy z działalności były na tyle duże, że wystarczyły na urządzenie wytwornego “szpitala”, a także na zaspokajanie mocno ekstrawaganckich zachcianek. Poza jego zasięgiem nie był ani niezwykle na te czasy nowoczesny automobil, ani szampan, którym raczył się ze swoim kochankiem podczas romantycznych wypraw.
W idealnym świecie nie byłoby w tym nic złego. W czasach powojennego totalitarnego reżimu tyle wystarczyło, aby wydać wyrok. Apolityczny, bogaty i rzekomo homoseksualny Mikolasek był więc oskarżany o kolaborację, o malwersacje podatkowe, czy — w filmowej wersji jego losów — o umyślne otrucie jednego z partyjnych notabli.
Bezradność jednostki wobec opresyjnego systemu — to motyw, który, chcąc nie chcąc, wysunie się na jeden z pierwszych planów interpretacji “Szarlatana”. Mikolášek wydaje się początkowo, dość naiwnie, sądzić, że jego aresztowanie jest pomyłką. Szybko jednak zostaje wyprowadzony z błędu: żyje niezgodnie z linią partii, więc jego wina czy jej brak nie mają żadnego znaczenia.
Postać Mikoláška trudno interpretować, jak chciałaby Holland w oderwaniu od polityki. Trudno też po wyjściu z kina nie myśleć hasłami takimi jak” “nagonka”, “wróg ojczyzny” czy nawet “ideologia LGBT”. Trudno nie szukać w głowie współczesnych “Mikolášków”.
Holland ma oczywiście jednak rację, mówiąc, że “Szarlatan” to film egzystencjalny. Jej bohater jest bowiem postacią głęboko skonfliktowaną: z jednej strony chce pomagać ludziom za wszelką cenę, z drugiej — za wszelką cenę pragnie zaspokajać własne zachcianki. Nie znosi sprzeciwu, bywa apodyktyczny, zaborczy i agresywny. Nie są to cechy przeciętnego “zbawcy” ludzkości.
W postać Mikoláška wcielił się Ivan Trojan — jeden z najbardziej chyba rozpoznawanych obecnie czeskich aktorów (“Samotni”, “Jedna ręka nie klaszcze”, “Opowieść o zwyczajnym szaleństwie”). Z Holland poznali się na planie serialu “Gorejący krzew”.
— Mikolášek to postać zawieszona między światłem a ciemnością, Ivan ciągnął go w lepszą stronę, podczas gdy ja popychałam go ku złej. Bardzo nas to w pracy nad filmem stymulowało — wspomina Holland w wywiadzie dla Wyborczej.
Sam Trojan przyznaje, że legendarny znachor jest jedną z najbardziej złożonych postaci, w jakie przyszło mu się wcielić. — Jest osobliwy, kontrowersyjny. W jednej scenie jest w stanie zdobyć sympatię i od razu ponownie ją stracić — mówił w rozmowie z CT24.
Aby sprawdzić, czy bohater nowego filmu Holland zyska waszą sympatię, a przede wszystkim — szacunek, musicie wybrać się na seans. “Szarlatana” już w kinach.