Beata Szydło była gościem Wirtualnej Polski w programie "Tłit". W pewnym momencie padło niewygodne – jak się okazało – pytanie o Tymoteusza Szydło. Nieprzypadkowo – ostatnio "Gazeta Wyborcza" spekulowała, czy syn byłej premier mógł porzucić stan kapłański. Pytanie wyraźnie nie spodobało się byłej szefowej rządu.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Beata Szydło błyskawicznie skończyła temat. – Mój syn jest osobą prywatną. To jest jego prywatne życie i absolutnie nie będę się na jego temat wypowiadać. Sprzeciwiam się zawsze, gdy media interesują się jego życiem, bo nie jest osobą publiczną – odpowiedziała.
Jak przekonywała, postanowiła chronić swoją rodzinę, gdyż żaden z jej członków nie jest zaangażowany w działalność publiczną. Opowiedziała też o hejcie, jakiego doświadczała wraz ze swoimi bliskimi.
– Moja sytuacja była inna, bo nikt z członków rodziny nie zajmował stanowisk państwowych, nie pełnił też żadnych funkcji w spółkach Skarbu Państwa, a hejt na moją rodzinę był nieuprawniony i bardzo bolesny – przyznała Beata Szydło.
O sprawie księdza Tymoteusza Szydło było głośno w grudniu 2019 r. Syn byłej szefowej rządu planował odejść ze stanu duchownego. Tak wynikało z oświadczenia, jakie przekazał Katolickiej Agencji Informacyjnej adwokat Maciej Zaborowski, pełnomocnik księdza Tymoteusza.
Ksiądz Tymoteusz wskazał, że do wydania oświadczenia został zmuszony "przez krzywdzące spekulacje, towarzyszące dopuszczalnej przez prawo kanoniczne zgodzie biskupa bielsko-żywieckiego na to, by udał się na urlop". Przyznał, że w ostatnich miesiącach przeżywał głęboki kryzys wiary i powołania.