Po moim pierwszym koncercie na Stadionie Narodowym z dumą mogę powiedzieć, że Warszawa wreszcie się dorobiła koncertów o europejskim standardzie. Show, jakie zaprezentował wczoraj Coldplay, nie powstydziłoby się żadne miasto.
Nie będę pisać o muzyce, bo to pozostawiam krytykom. Widać było, że chłopaki dały z siebie wszystko, że podobała im się żywiołowa reakcja publiczności. Nagłośnienie dawało radę, chociaż chwilami muzyka zamieniała się w ścianę dźwięku – ale przynajmniej nie było pogłosu, jak na pamiętnym koncercie Stinga na Wyścigach, i słychać było basy, w przeciwieństwie do niektórych koncertów na Torwarze.
Ale ten koncert zachwycił mnie z innego powodu: niesamowitej oprawy. Na wejściu wszyscy dostawali kolorowe, szmaciane bransoletki z nazwą zespołu. Wyglądało to na zwykły pamiątkowy gadżet. Zaskoczeniem dla niewtajemniczonych był więc pierwszy kawałek, podczas którego nagle bransoletki rozbłysły i zaczęły pulsować światłem w rytm muzyki. Widok tysięcy różnobarwnych światełek na trybunach, towarzyszących dźwiękom – bezcenny. Tym prostym zabiegiem Coldplay zamienił całą publiczność w aktorów wizualnego spektaklu.
Ale to był dopiero początek. Po kolejnym utworze nagle z wielu miejsc na płycie stadionu zaczęło wysypywać się wielkie, kolorowe confetti. Po chwili wszystko wyglądało jak obsypane płatkami kwiatów. Kilkanaście minut później następna niespodzianka - w tłumie nie wiadomo skąd pojawiły się gigantyczne wielobarwne balony, które tańczyły w powietrzu odbijane przez fanów nad głowami przez kilka kawałków. Do tego lasery, sztuczne ognie i pięć wielkich, okrągłych ekranów, miksujących obrazy ze sceny i zbliżenia na co ładniejsze dziewczyny z publiczności.
Ostatnie zaskoczenie zachowano na koniec. Po zejściu ze sceny zespół dał się wyprosić oklaskami na bisy, pojawiając się niespodziewanie na zaimprowizowanej scenie na środku płyty.
Muzyka muzyką, ale dzięki tym wszystkim atrakcjom Coldplayowi udało się sprawić, że dorośli ludzi poczuli się jak dzieci w magicznym cyrku.
PS. Deszcz nie spadł, na szczęście. Przy otwartym dachu stadionu skutecznie popsułoby to całą zabawę!