sxc.hu, joyofboy

Pokazujemy ludziom coś, co może im się przydać lub spodobać, pozwalamy z tego korzystać za darmo, a jak już im się spodoba, to sugerujemy, żeby zapłacili za dodatkowe opcje. Na tym dziś zarabia się w internecie.

REKLAMA
Freemium – model biznesowy, w którym produkt lub usługa (zazwyczaj cyfrowe, np. oprogramowanie, medium, gra, czy usługa sieciowa) jest dostępna za darmo, ale za jej zaawansowane funkcje konieczna jest opłata (definicja za Wikipedia.org). Słowo „freemium” to połączenie dwóch słów określających modele biznesowe „free” i „premium”, które zostało stworzone sześć lat temu pod notką na blogu Freda Wilsona, dyrektora Union Square Ventures.
Jednak model freemium działał nienazwany znacznie dłużej. Początków można doszukiwać się już w latach 80., gdy na dyskietkach dystrybuowano ograniczone czasowo lub funkcjonalnie wersje demonstracyjne gier i programów. Miało to na celu zdobycie zainteresowania potencjalnych odbiorców i zachęcenia ich do kupna pełnej wersji produktu. Dziś ten model jest powoli dopracowywany do perfekcji i umiejętnie wykorzystany działa skuteczniej niż model premium, w którym za dany program czy usługę musimy z góry zapłacić ustaloną kwotę.
Żeby mieć wszystko, trzeba zapłacić
Świetnym przykładem wykorzystania modelu freemium jest Dropbox – wirtualny dysk pozwalający na przechowywanie naszych danych w chmurze i dostęp do nich z każdego miejsca świata, w którym mamy dostęp do internetu.
2 GB miejsca w wirtualnej chmurze otrzymujemy za darmo. Wgrywamy swój pierwszy plik z komputera domowego – niech będzie to zbiór piosenek – zajmujący 300 MB. Nazajutrz postanawiamy posłuchać ich w pracy. Nic prostszego. Logujemy się na swoje konto w Dropboxie lub korzystamy z aplikacji na komputerze i mamy swoje piosenki na dysku. W pracy dorzucamy na nasze konto w Dropboxie film od znajomego – 700 MB – i zdjęcia z imprezy firmowej – 500 MB.
Po powrocie do domu oglądamy film, wstydzimy się za swoje zachowanie na firmowej imprezie i postanawiamy już więcej tyle nie pić. Mimo to wieczorem wychodzimy do znajomego, który oprócz piwa ma dla nas kolejny film. Pierwsza nasza myśl?„Na Dropboxa z nim!”, ale – niestety – brak nam już miejsca. „Ale ja chcę film…!”, więc – nie ma sprawy – dokup miejsca na dysku lub zaproś znajomych do korzystania z Dropboxa. W ten sposób można powiększyć swój wirtualny dysk do 18 GB (500 GB za każde polecenie), jednocześnie zwiększając bazę potencjalnych klientów usługi. I tak kiedyś części z was skończy się miejsce i zapłacicie. Już od 9,99 dol. za 100 GB!
Tak działa model freemium. Pokazujemy ludziom coś, co może im się przydać lub spodobać, pozwalamy z tego korzystać za darmo, a jak już im się spodoba to sugerujemy, żeby zapłacili za większe możliwości korzystania z danego produktu czy usługi. Bo przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia.
12 mln dolarów miesięcznie za fajne bryki
Świetnie tezę tę potwierdza CSR Racing, gra wyścigowa dostępna na urządzenia mobilne Apple, którą można pobrać za darmo. Za darmo można również grać… Do czasu, aż nie skończy nam się benzyna, co dzieje się po ok. 10 krótkich wyścigach. Wtedy mamy wybór – nie płacić i poczekać godzinę na automatyczne zatankowanie naszego samochodu, lub zapłacić wirtualną walutą i bawić się dalej. Za tę walutę można w grze kupić o wiele więcej – części do tuningu, lepsze samochody, przemalować nasz pojazd, szybszą dostawę kupionych przedmiotów…
logo
Mustang Cobra = 100 złotych monet (ok. 28 złotych) lub kilkanaście dni gry źródło własne

Ale! Aby wejść w posiadanie wirtualnej waluty musimy żmudnie piąć się w górę rankingu kierowców lub szybko i bezboleśnie ją kupić, tym razem za całkiem realne pieniądze. Najtańszy zestaw, 30 złotych monet to wydatek 2,39 euro, zaś najdroższy – 1 650 monet jest wart 79,99 euro.
NaturalMotion, firma, która wydała CSR Racing, potrafiła jednego miesiąca zarobić na tych monetach 12 milionów dolarów (ok. 37 milionów złotych). Dla porównania, Infinity Blade II, jedna z bardziej popularnych gier w modelu premium na iOS (była obecna np. na prezentacji iPhone’a 4S), zdołała zarobić „jedynie” 5 milionów dolarów. I to w okresie świątecznym, gdy użytkowników smartfonów znacznie przybywa oraz zdecydowanie chętniej wydaje pieniądze na rozrywkę.
logo
Okazji do wydania pieniędzy jest tu pod dostatkiem źródło własne

Twórcom CSR Racing trzeba oddać jedno – sama gra jest wciągająca i świetnie wykonana. Dostępne są topowe modele BMW, Audi, Forda, Camaro czy Nissana, które oferują coraz lepsze osiągi, ale kosztują coraz więcej pieniędzy. Występuje wiele rodzajów wyścigów, jednak wszystkie oparte są o ten sam model – sprint na 1/2 lub 1/4 mili. Dzięki temu nawet 5 minut grania jest satysfakcjonujące – zdążymy kilka razy wygrać lub przegrać, dokupić jakąś część czy zamówić lepszy model auta. Jeśli nie chcemy przegrywać lub czekać na dostawę lepszego wozu, możemy kupić go za złote monety. Wiele osób, które nie ma czasu na darmowe, ale żmudne zarabianie złota, idzie na skróty i bawi się wydając pieniądze.
To nie wyjątek, ale…
Tak skuteczne zastosowanie modelu freemium nie jest wyjątkiem, zwłaszcza jeśli chodzi o aplikacje mobilne. Według firmy analitycznej Distimo, w 2011 roku 48 proc. dochodu z aplikacji na iPhone’y i iPady pochodziło z zakupów w modelu freemium. To sporo, zwłaszcza, że z wszystkich aplikacji dostępnych w AppStore model freemium stosuje dopiero… 4 proc.! W tym samym roku urządzenia z systemem Android w modelu freemium wygenerowały aż 65 proc. całkowitego dochodu Google Play.
Wall Street Journal cytuje Velti PLC, firmę wydającą comiesięczne raporty o stanie mobilnego marketingu, według której ok. 77 proc. z top 100 najlepiej zarabiających aplikacji w AppStore opiera się na modelu freemium.
Fundusze venture capital inwestują miliony dolarów w firmy, które wydają gry w tym modelu. TinyCo, zespół stojący za sukcesem gry freemium TinyChief, która wspięła się na drugie miejsce najlepiej zarabiających w AppStore, otrzymała dofinansowanie w wysokości 18 milionów dolarów od funduszu Andreseen Horowitz. Tego samego, który wcześniej zainwestował w Zyngę – studio tworzące gry m.in. na Facebooka, które również działają w oparciu o model freemium. Gry od Zyngi gromadzą miesięcznie 306 milionów użytkowników, a firma notuje stały wzrost dochodu z kwartału na kwartał, przy jednoczesnej ogólnej stracie w związku z intensywnym rozwojem i wydatkami.
logo
Jak widać, ludzie wydają sporo realnych pieniędzy na te wirtualne AppStore

5 milionów dolarów na inwestycje otrzymało studio Pocket Games zatrudniające 140 osób, odpowiedzialne za gry Tap Zoo czy Tap Petshop, które świetnie radzą sobie w rankingach najlepiej zarabiających gier freemium.
logo
Podobnie sprawa wygląda w TapZoo AppStore

Ale niektóre firmy produkujące aplikacje w modelu freemium bardzo dobrze radzą sobie bez wsparcia od inwestorów. Finansowane ze źródeł własnych studio Storm 8 zdołało jednego dnia zarobić milion dolarów (już po odliczeniu prowizji AppStore!) obniżając w promocji cenę swojej wirtualnej waluty o 40 proc. W maju tego roku Storm 8 ogłosiło, że ich gry, które ściągnięto 300 milionów razy, zainstalowano na 100 milionach urządzeń. Takich wyników sprzedaży mogą twórcom pozazdrościć odnoszące sukcesy studia produkujące gry na komputery osobiste jak Blizzard Entertainment [aktualnie Activision Blizzard] (łącznie ok. 50 mln sprzedanych egzemplarzy gier) czy Infinity Ward (ponad 100 mln sprzedanych egzemplarzy serii Call of Duty).
Można stracić rękę
Jak widać na powyższych przykładach, model freemium działa skutecznie, o ile jest on dobrze osadzony w produkcie czy usłudze oraz… produkt lub usługa są wartościowe dla klientów, którzy korzystają z nich w wersji darmowej. Pozytywnych przykładów jest więcej. Choćby Skype czy większość programów antywirusowych działa jako usługa freemium. Nawet Gmail jest freemium, gdyż przekraczając limit 10GB darmowego miejsca mamy możliwość dokupienia jego większej ilości.
Trzeba jednak liczyć się z pewnymi czynnikami, które mogą doprowadzić do klęski nawet dobry produkt, jeśli model freemium nie zostanie odpowiednio zaimplementowany
Wall Street Journal przytacza historię Chargify LLC, twórcy oprogramowania do rozliczania faktur dla małych przedsiębiorstw. Pomimo wartościowego produktu, większość klientów nigdy nie płaciła, gdyż… nie było po co. Chargify LLC pobierało opłaty jedynie w przypadku wystawienia 50 i więcej rachunków – liczbę, którą ich grupa docelowa rzadko przekraczała. Firma była bliska bankructwa i postanowiła przejść z modelu freemium na premium, żądając za swoje usługi 65 dol. miesięcznie. W rok uczyniło ją to dochodowym biznesem z bazą 900 klientów.
Tak naprawdę przypadek ten prezentuje dość radykalne zastosowanie modelu freemium. Firma, choć nie tak planowała działanie swojego modelu biznesowego, zgromadziła bazę niepłacących klientów, a następnie kazała wszystkim płacić. Część została. Można jednak było przemodelować nieco założenia modelu freemium, np. zezwolić na wystawienie jedynie 10 darmowych faktur. Tak czy inaczej, lekcja jest prosta: nie dawaj zbyt dużo za darmo, bo użytkownicy nie będą czuli potrzeby, aby ci zapłacić.
Jak twierdzi David Cohen, twórca inkubatora TechStars, w którym 1/4 zgłoszonych start-upów działa w modelu freemium, tylko 1-2 proc. użytkowników z bazy freemium staje się klientami, którzy płacą za dany produkt czy usługę. Dlatego trzeba się również liczyć z tym, że będziemy obsługiwać wielu klientów, na których nie zarobimy ani grosza. Mimo to będą oni mieć podobne problemy i wymagania, jak klienci płacący. Dlatego trzeba uważać na to, aby koszta obsługi klientów darmowych nie przekroczyły przychodów od 1-2 proc. klientów płacących. Z czasem, w miarę jak produkt czy usługa zdobywa coraz większą popularność, wskaźnik ten wzrasta. Phil Libin, współzałożyciel Evernote, najpopularniejszego notatnika na urządzenia mobilne, mówi, że po dwóch latach 12 proc. użytkowników aplikacji decyduje się zapłacić za jej bardziej rozbudowaną wersję.
„To wszystko polega na zainteresowaniu ludzi wersją darmową i jeśli ją pokochają, pójdą dalej” i zapłacą za więcej – powiedział dla Wall Street Journal Sujay Jaswa, dyrektor pionu biznes Dropboxa. Świetnie model freemium podsumował Rob Wailing, który zainwestował bez znaczącego sukcesu 20 tys. dolarów w działania marketingowe mające zachęcić do płacenia 40 tys. niepłacących użytkowników jego narzędzia sieciowego HitTail. Porównał model freemium do samurajskiego miecza: „Jeśli nie jesteś mistrzem w jego władaniu, możesz sobie odciąć rękę.”
Artykuł pochodzi z The Daily Interactive - serwisu opisującego wpływ nowych mediów na świat.