Bankiety, blichtr, złoto, wino i cygara. Czy tak wyglądają spotkania biznesmenów i polityków? Często – tak. Nie wszystkim jednak się to podoba, szczególnie, gdy wino i cygara kupują państwowe spółki. Dlatego też minister skarbu Mikołaj Budzanowski zaapelował dziś o oszczędzanie na wszystkim, co zbędne. Nadszedł czas, w którym środowiska biznesowe powinny spuścić z tonu?
Historia z Krynicy. Forum Ekonomiczne trwa w najlepsze. Kilku prezesów znanych firm idzie deptakiem na obiad. Po drodze spotykają ulicznego grajka. "Chodź z nami" – zagarniają muzyka biznesmeni. Idą z nim do restauracji, grajek dzielnie przygrywa. Prezesi mają jechać potem na imprezę, ale żal im rozstawać się z nowym kolegą. Zabierają go więc ze sobą – do wielkiej, amerykańskiej limuzyny. Grajek jedzie z nimi na imprezę, w końcu czemu miałby odmówić. Właśnie w taki sposób, poza panelami i oficjalnymi spotkaniami, wygląda Forum Ekonomiczne oczami najbogatszych. Bo kto bogatemu zabroni?
Rauty nieodpowiednie
Mikołaj Budzanowski krytykował Forum Ekonomiczne w Krynicy. Jak mówił dziś w TOK FM, "cel intelektualny
Sushi, szampan, buty szyte na miarę. To pierwsze potrzeby bogaczy. CZYTAJ WIĘCEJ
Forum można było osiągnąć w inny sposób i nie muszą temu towarzyszyć wydatki na wielkie imprezy i przyjęcia". Jak zaznaczył minister, "nie ma nic przeciwko" balom i rautom, ale wolałby, żeby finansował to sektor prywatny, a nie państwowy.
Budzanowski w ten sposób odniósł się do dwóch imprez. Jednej organizowanej wspólnie przez PZU i Orlen, drugiej – przez KGHM i PGNiG. Minister apelował do spółek Skarbu Państwa, by "oszczędzały i ograniczały wszystkie zbędne wydatki". Podkreślał też, że to kwestia odpowiedzialności społecznej.
Minister nie był na balu?
– Zawsze jest tak, że to największe firmy sponsorują takie imprezy. A tak się składa, że największe firmy w Polsce należą do Skarbu Państwa. Niech pan minister posprzedaje spółki, to nie będzie miał o czym dyskutować – komentuje słowa Budzanowskiego Robert Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. Gwiazdowski dobrze wie, o jakie imprezy mogło chodzić ministrowi, ale nie widzi w tym nic złego.
– Są imprezy chociażby Orlenu i PZU, ale nie sądzę, by te firmy ponosiły z tego tytułu wielkie wydatki. Wręcz przeciwnie, kiedyś niektóre spółki Skarbu Państwa wręcz ze sobą konkurowały pod tym względem, dzisiaj organizują imprezy razem i bardziej oszczędnie. W tym roku było nawet skromniej, niż wcześniej. Pan minister chyba nie był na prawdziwie bogatym raucie – ocenia Gwiazdowski. Szef Centrum im. Adama Smitha
dodaje, że największe imprezy i tak organizuje Krzysztof Kalicki z Deutsche Banku. I skala tych wydarzeń jest nieporównywalna. – To pierwszy minister, który wypalił coś takiego. Za czasów PiS w Krynicy nie było polityków, ale przynajmniej nikt tego nie krytykował – dodaje Robert Gwiazdowski.
Dobra impreza nie jest zła
Również inni nasi rozmówcy, którzy byli w tym roku w Krynicy, przyznają: Budzanowski przesadził. – Pan minister mógłby się zająć inwestycjami, na przykład gazoportem na którym tracimy miliardy złotych, a nie tym, czy był śledzik w Krynicy, czy nie. Zarzuty zupełnie nietrafione. To czysty populizm i czepianie się, bo ta impreza jest potrzebna i bardzo dobrze zorganizowana – przekonuje poseł Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota. Choć, jak zaznacza, w żadnym bankiecie ani imprezie udziału nie brał. Arkadiusz Mularczyk z Solidarnej Polski podkreśla zaś, że jego rażą przede wszystkim bardzo intratne kontrakty w państwowych spółkach, na przykład dla Aleksandra Grada.
Zarówno Rozenek, Gwiazdowski, jak i Mularczyk wydają się nie mieć nic przeciwko wydawaniu pieniędzy na imprezy – przynajmniej przy okazji takich wydarzeń, jak Forum w Krynicy. Poza tym dość oczywiste wydaje się, że spółki Skarbu Państwa powinny oszczędzać, zamiast wydawać na bankiety. Z drugiej jednak strony, prawnik Robert Jędrzejczyk w wywiadzie dla nas przekonywał przy okazji Forum, że to właśnie na nieformalnych imprezach podpisuje się najbardziej intratne umowy.
Może więc bale i rauty są potrzebne – bo znaleźć odpowiedniego kontrahenta to nie problem, ale namówić go do złożenia podpisu jest już trudniejsze. Szczególnie na
szczeblu wielomiliardowych inwestycji. Nie wiedzieć czemu, wszyscy prowadzący wielkie biznesy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają nieoficjalnie: niby biznesem rządzą racjonalne przesłanki, ale bez alkoholu i prywatnych sympatii trudno jest się obejść.
Więcej skromności
Nie wszyscy jednak zgadzają się z takim podejściem. Dziennikarz "Wprost" Michał Majewski, który kpił na Twitterze z bogactwa polityków Unii Europejskiej, wprost krytykuje państwowe firmy. – Uważam, że to nieprzyzwoite, by spółki skarbu państwa organizowały takie imprezy i wydawały na to setki tysięcy złotych. Czy pracownicy Orlenu wiedzą o tym, że ich firma wydaje tyle pieniędzy na bal w Krynicy? Wątpię, żeby byli z tego zadowoleni – ocenia Majewski. Jego zdaniem, argument o kontraktach podpisywanych na bankietach to po prostu "banialuki" i wymówka do tego, by bogaci organizowali sobie bankiety.
– Nie można zorganizować fajnego panelu, bez bankietów? – powątpiewa Majewski. Jak jednak zaznacza, o ile w państwowych spółkach taka polityka razi, to już prywatne firmy powinniśmy zostawić w spokoju. – Prywatne spółki to co innego, mogą wydawać, na co chcą – mówi dziennikarz "Wprost".
Dajcie dobry przykład
Postulat Budzanowskiego popiera też – ogólnie, w oderwaniu od Krynicy – dr Wojciech Warski, przedsiębiorca i ekspert z Business Centre Club. – Rzeczywiście w czasach
kryzysu biznes powinien być skromniejszy w swoim stylu bycia. Chociażby po to, żeby dawać dobry przykład inny – przekonuje dr Warski.
Ale szefowie spółek sprzeciwiają się takim stwierdzeniom. Jak mówi nam anonimowo prezes jednego z funduszy inwestycyjnych: – Biznes w Polsce ma to poczucie społeczne i stara się żyć skromniej, niż dotychczas. A przynajmniej nie obnosić się z rozrzutnością. Myślę, że u nas nie ma tego problemu, chyba, że ludzie chcą, żebyśmy zrezygnowali ze wszystkiego, na co nas stać.
Odczepcie się od bogatych
Oczywiście, zazdrość w społeczeństwie jest czymś normalnym, ale czy narastająca frustracja biednych powinna skłaniać bogatych do ograniczania się? Założyciel sieci "Polskie Jadło" Jan Kościuszko stwierdza: – Od…. się od przedsiębiorców. Gdyby Bóg chciał, żeby wszyscy byli biedni, to by tak zrobił. Nie można karać ani winić kogoś za to, że ma pieniądze i stać go na wiele rzeczy – stwierdza Kościuszko. Jak jednak zaznacza, państwowe firmy, niezależnie od kryzysu, nie powinny mieć rozdmuchanych wydatków.
Kościuszko uważa też, że bezrobocie w Polsce jest wirtualne. – Kto naprawdę chce pracować i zarobić, poradzi sobie i to osiągnie – przekonuje szef "Polskiego Jadła". Dlatego też, zamiast narzekać na styl życia bogatych, powinniśmy się wziąć do pracy i płacić podatki. A jeśli komuś się nie chce lub w siebie nie wierzy – wśród Greków na pewno znajdzie bratnie dusze.
Są imprezy chociażby Orlenu i PZU, ale nie sądzę, by te firmy ponosiły z tego tytułu wielkie wydatki. Wręcz przeciwnie, kiedyś niektóre spółki Skarbu Państwa wręcz ze sobą konkurowały pod tym względem, dzisiaj organizują imprezy razem i bardziej oszczędnie. W tym roku było nawet skromniej, niż wcześniej. Pan minister chyba nie był na prawdziwie bogatym raucie.
Michał Majewski
Dziennikarz "Wprost"
Uważam, że to nieprzyzwoite, by spółki skarbu państwa organizowały takie imprezy i wydawały na to setki tysięcy złotych. Czy pracownicy Orlenu wiedzą o tym, że ich firma wydaje tyle pieniędzy na bal w Krynicy? Wątpię, żeby byli z tego zadowoleni.
Prof. Jacek Wasilewski
Socjolog
Biznesmeni nie epatują bogactwem. Niektórzy chodzą w golfach, nie mają wyszukanych fryzur, nie szczycą się rozrzutnością. CZYTAJ WIĘCEJ