"Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę" – mówił Piotr Fronczewski we "Wrotach Baldura", a jego słowa, choć wypowiedziane dwie dekady temu, wciąż są powtarzane niczym mantra przez fanów staroszkolnych gier fabularnych, w tym mnie.
Gdy po raz pierwszy włączyłam "Baldur's Gate'a III" w wersji wczesnego dostępu, gdzieś z tyłu głowy nadal miałam głos Franka Kimono, który niestety, ale po paru godzinach spędzonych na rozgrywce stał się właściwie niesłyszalny. Bo najnowszy tytuł studia Larian to nie ten sam "Baldur's Gate", którego znamy z końca lat 90.
Akcja "Baldur's Gate III" rozgrywa się prawie 100 lat po wydarzeniach z "Baldur's Gate II: Cienie Amn". Światu przedstawionemu w grze znowu zagrażają siły zła. Łupieżcy umysłu (Illithidzi), którzy aparycją przypominają Cthulhu z łbem ośmiornicy, przeprowadzają inwazję na kontynent Faerûn. Za pomocą latających statków łapią jeńców, by następnie przemieniać ich w istoty sobie podobne.
I tu właśnie rozpoczyna się nasza przygoda. Będąc jedną z porwanych osób musimy uwolnić się z macek antropoidalnych najeźdźców. Na tym jednak nie koniec. Grana przez nas postać musi za wszelką cenę przerwać proces swojej przemiany w łupieżcę i znaleźć sposób, aby pozbyć się z ciała ilithidowej kijanki odpowiedzialnej za dalszą transformację.
Rzut wirtualną kością
Skoro bezspoilerowy zarys fabularny mamy już za sobą, pora przejść do samego gameplay'u. Belgijskie studio Larian, które tworzy grę, zdecydowało się, że walki w trzeciej części "Baldur's Gate" nie będą prowadzone w czasie rzeczywistym. Zamiast tego potyczki odbywają się w trybie turowym, co pozwala graczom dłużej zastanowić się nad tym, jaki ruch chcą wykonać.
Tak jak poprzednie części "Baldur's Gate'a" opierały się na mechanice wcześniejszych edycji "Dungeons & Dragons", tak trzecia odsłona serii wykorzystuje system piątej edycji dedekowego podręcznika. Tym samym gracz ma prawo do wykonania jednej głównej akcji na turę, czyli do zwykłego ataku lub rzucenia zaklęcia (są one zależne od rasy oraz klasy danej postaci). Dodatkowo w ciągu jednej tury istnieje możliwość skorzystania z akcji ruchu oraz akcji bonusowej, w tym m.in. ze skoku, sprintu czy opcji ukrycia się.
Sama nie nazwałabym siebie fanką turówek, gdyż bardziej niż na bijatyce, zależy mi na fabule, ale i dla takich osób jak ja gra znalazła wygodne rozwiązanie. Walk można bowiem unikać wybierając chociażby pokojową opcję dialogową.
Jeżeli jesteśmy zmęczeni długą wymianą ognia, a nasze umiejętności są zbyt niskie, aby pokonać wroga, zawsze możemy zdecydować się na manipulację otoczeniem. Przykładowo, gdy mój przeciwnik stał na skarpie, postanowiłam go z niej zepchnąć. Tym prostym sposobem zadałam mu sporo damage'u, a jego pasek życia spadł o ponad połowę. Taki ruch jest czasem bardziej opłacalny, niż męczenie się z trafieniem przeciwnika strzałą z łuku. Chyba, że komuś zależy na expieniu (zdobywaniu punktów doświadczenia). Wtedy walka z wykorzystaniem mocy i broni przynosi większe zyski.
Jak na prawdziwe RPG przystało, gracz "Baldur's Gate'a III" może podejmować samodzielne decyzje, które przekładają się na dalsze losy świata przedstawionego. To od nas zależy, czy bohater, którym gramy, będzie miał charakter "praworządny dobry" czy "chaotyczny zły". Jeżeli nie chcemy, aby nasza postać była antagonistą, to po prostu nie zabijajmy każdego napotkanego przez nas rybaka, bo i to będzie miało później swoje konsekwencje.
W dialogu wykonuje się też test polegający na rzucie kością dwudziestościenną. Aby odnieść w nim sukces, musimy wyrzucić liczbę oczek, która jest równa lub większa od wymaganego progu testu. W innym wypadku czeka nas porażka.
Test kości to jeden z moich ulubionych elementów gry, choć uważam, że twórcy mogliby bardziej popracować nad zachowaniem równowagi między skutkami "dobrych rzutów" a tych złych. Za sukces zawsze jesteśmy nagradzani, zaś za porażkę rzadko kiedy jesteśmy karani. Przez nasze potknięcie od czasu do czasu zostaniemy wrzuceni w wir walki. I tyle. A przecież w grach pokroju "D&D" o to właśnie chodzi, aby częściej dostawać od losu po głowie, niż być przez Mistrza Gry głaskanym.
Piękny potworek
Jak już wcześniej wspomniałam, na ten moment "Baldur's Gate III" działa na zasadach wczesnego dostępu, co oznacza, że prace nad grą wciąż trwają, a produkt, który otrzymali dotychczas gracze, to jedynie wersja alfa. Tytuł nie jest więc pozbawiony mankamentów.
"Baldur's Gate III" w obecnym stanie jest grywalny, ale wymaga od osób, które go zakupiły, niemałej wyrozumiałości. Na upartego można powiedzieć, że oprawa graficzna gry jest znośna. Chociaż wiele zależy od tego, czy patrzymy na nią jak na izometryka (widok z lotu ptaka) czy na TPP (perspektywa trzeciej osoby).
Jako gra izometryczna "Baldur's Gate III" sprawdza się naprawdę dobrze, a wyglądem przypomina inne dzieło belgijskiego studia zatytułowane "Divinity: Original Sin II".
Niestety, w chwili, gdy chcemy zmienić perspektywę graficzną z izometrycznej na trzecioosobową na jaw wychodzą niedoróbki związane z pracą kamery. Widok naszej postaci i jej drużyny często jest przysłaniany przez inne elementy otoczenia, co wpływa niekorzystnie na jakość rozgrywki. Nie dość, że non-stop musimy bawić się w przybliżanie i oddalanie kamery, to dodatkowo musimy pilnować, żeby nasza kompania nie wpakowała się w kałużę pełną żrącej cieczy, bo przez natłok detali kliknęliśmy nie w to miejsce, w które chcieliśmy.
Nowością w grze są z pewnością cutscenki, które momentami do złudzenia przypominają te z "Dragon Age: Inkwizycja". Larian popełnia też te same błędy co Bioware. Mimika postaci niekiedy w ogóle nie współgra z powagą danej sytuacji. Bywa też tak, że podczas mówienia bohaterowie wcale nie poruszają ustami albo w trakcie interakcji ich modele wracają do domyślnej pozycji T. Nie ukrywam, że parę razy uniosłam w uśmiechu kąciki ust, a po ciele przeszedł mi dreszcz zażenowania.
Gra świateł również nie należy do mocnych stron "Baldur's Gate'a III". W wielu scenach, w których mamy otwartą przestrzeń, na twarzach bohaterów pojawia się nienaturalny cień, przez który nie widać ani oczu, ani nosa.
Praca nad optymalizacją gry, w tym nad spadkiem liczby klatek na sekundę i zbyt długo ładującym się ekranem przejściowym między lokacjami, też wymaga szlifów.
Sama nie wierzę, że to piszę, ale customizacja postaci w "Baldur’s Gate III" zasługuje na brawa. Przyznam, że tworzenie wyglądu mojego growego bohatera zawsze sprawiało mi ogromną przyjemność, a niewiele gier potrafiło spełnić moje oczekiwania.
Larian postawił na dość ograniczoną ingerencję gracza w wygląd postaci. Jak wiadomo do wyboru mamy jedną spośród kilku ras. Każda z nich posiada około 5 modeli twarzy i ponad 20 modeli różnorakich fryzur. Tu warto zauważyć, że wiele innych RPG-ów miało problem z uwzględnieniem w customizacji długich włosów, co spotykało się ze sporym niezadowoleniem wśród graczy (np. fanów "Dragon Age’a"). Belgom na szczęście się to udało.
Ktoś zapewne powie, że gra posiada za mało elementów, aby końcowy wygląd postaci był dla niego faktycznie zadowalający. Cóż, nowemu "Baldurowi" udało się niemożliwe. Jedyne czego mogłabym się przyczepić, to praca nad teksturami przy jaśniejszym kolorze włosów.
Czy warto wybrać się w tę podróż?
Wstępny dostęp do "Baldur's Gate'a III" nie jest dla każdego. Jeżeli oczekujecie, że gra w fazie alfy będzie wystarczająco dopieszczona, to z góry odradzam ten zakup. To samo powiedziałabym osobom, które nigdy wcześniej nie grały w podobne gry i chcą spróbować czegoś nowego. Lepiej poczekać, aż gra będzie miała czym nas uwodzić.
"Baldur's Gate III" w Early Accessie to przede wszystkim pozycja dla fanów RPG, którym wcześniejsze tytuły spod szyldu Lariana nie są obce. To gra dla tych ludzi, którzy od prawie 6 lat czekają na kolejną odsłonę "Dragon Age'a" i chcieliby zapełnić lukę pozostawioną w ich sercu przez Bioware.
Czy miłośnicy starego "Baldura" też się w niej odnajdą? To zależy od tego, czy poniosłaby ich nostalgia czy też nie. Jedno jest natomiast pewne. "Baldur's Gate III" to gra, która ma zadatki na to, aby stać się jednym z najważniejszych tytułów w swoim gatunku.