
Na przystawkę: rozmowa o tym, jak legenda telewizji stała się fenomenem internetu (i czy w owej telewizji można dziś liczyć wyłącznie na szmirę). Jako danie pierwsze zaserwujemy wątek dotyczący edukacji kulinarnej Polaków. Danie główne: czy nasi politycy wciąż mają PRL-owskie podniebienia i dlaczego PiS boi się ośmiorniczek. Jako deser wjedzie na stół fetyszyzowane nad Wisłą czerwone mięso. Po owej uczcie podany zostanie digestif, czyli (kretyńskie) metody, których państwo używa po to, abyśmy nie stali się alkoholikami.
Rozmawiam z człowiekiem, który w Sieci radzi sobie prześwietnie, że wymienię trwającą od paru miesięcy karierę instagramową oraz nową audycję w radiu internetowym... Ten przeskok z mediów starych do nowych miał wyłącznie plusy?
Jednak telewizji należy chyba oddać to, że wyedukowała kulinarnie Polaków... Przecież to dzięki postaciom takim, jak pan, tudzież masie innych programów kulinarnych oglądanych przez miliony widzów, otworzyliśmy się na smaki świata.
A co z programami kulinarnymi emitowanymi na kanałach o profilu ogólnym, które cieszą się przecież naprawdę dużą popularnością?
Czy wszystkie owe zmiany sprawiły, że nasze podniebienia naprawdę stały się wysublimowane, a relikty siermiężnej kuchni à la PRL są w odwrocie?
Lecz źródeł naszego fetyszyzowania wieprzowiny należy szukać chyba znacznie głębiej w naszej historii, prawda?
Panie Robercie, tak więc na pohybel złym nawykom rodaków!
Tak, lecz pamiętajmy, aby wszystko działo się w sposób stopniowy, ewolucyjny. Bądźmy cierpliwi, pamiętajmy, że przez niemal pięć dekad byliśmy odcięci od cywilizowanego świata i pewnych rzeczy musimy się uczyć powoli; pamiętając, że to praca na kilka pokoleń. Jako konserwatysta jestem wielkim przeciwnikiem jakichkolwiek rewolucji, nawet kuchennych.
