Co jakiś czas w mediach pojawia się informacja, że trend na skrajnie szczupłe modelki się kończy, a projektanci od „szkieletów” wolą naturalnie wyglądające kobiety. Tą tezę potwierdził ostatnio Ralph Lauren, który do swojej ostatniej kampanii zatrudnił Robyn Lawley, modelkę plus size.
Projektantom często zarzuca się promowanie niezdrowej chudości. Coraz częściej któraś z modelek opowiada o tym, że żywiła się nasączonymi wodą wacikami, czy biegała owinięta folią. Niedawno dużo zamieszania wywołała wypowiedź pewnej Rosjanki, którą rzekomo namawiano do szkodliwych dla zdrowia sposobów odchudzania, w tym do brania narkotyków.
Przeciwwagą dla takich drastycznych obrazów ma być ogólnoświatowa kampania na rzecz zatrudniania modelek plus size. Problem w tym, że definicja takiej modelki jest dosyć płynna. Dla jednych, np. dla projektantów marki Ralph Lauren, jest to "normalna" dziewczyna o kobiecych kształtach. Proporcjonalna, zdrowa, ładna, o sylwetce Marylin Monroe. W niektórych kampaniach pojawiają się jednak panie zbyt puszyste. I tu rodzi się problem z promowaniem otyłości, równie niebezpiecznej jak przesadna chudość. Szczególnie w USA, gdzie nadwaga jest chorobą wręcz powszechną, a społeczeństwu latami wmawiano, że grube jest piękne i że warto być sobą. Dziś lekarze biją na alarm, bo ludzie tyją na potęgę.
Jeszcze innym problemem jest określanie Robyn Lawley, która zresztą przed kampanią dla RL nieco schudła, mianem modelki plus size. To jest stygmatyzacja i wyrzucanie poza nawias. Zdrowe, normalne kobiety na całym świecie patrzą na jej zdjęcia i z pewnością zadają sobie pytanie: to ja jestem plus size? Rozmiar 38 jest anomalią? Do "wieszaków" na wybiegach większość kobiet zdążyła się już przyzwyczaić, większość z nich wie, że świat mody to pewnego rodzaju bajka, w której królewny są szczupłe i piękne. Ale wmawianie, że rozmiar 38 to plus size jest gorsze i powoduje więcej kompleksów, niż zatrudnianie modelek wyłącznie w rozmiarze 34.
Chrystal Renn, niegdyś modelka pluz size, zasłynęła opowieścią o tym, jak wyszła z anoreksji i jak świetnie się czuje w nowym, bardzo kobiecym ciele. Kobiety na całym świecie zachwycały się nią i biły brawo. Z tym, że wkrótce po swoim oświadczeniu, Renn znowu zaczęła chudnąć. Stwierdziła, że piękny jest każdy rozmiar, ale ona czuje się lepiej, gdy jest chuda. Pojawiły się głosy, że całe zamieszanie wokół wagi Renn było tylko sprytną manipulacją w celach marketingowych. Jej przypadek pokazuje, ze świat modelingu plus size wcale nie jest taki cukierkowy.
Modelki o kobiecych kształtach promuje m.in. redaktor naczelna włoskiego Vogue, Franca Sozzani. Jako jedna z pierwszych opublikowała sesję z „puszytymi” modelkami, zresztą pięknie sfotografowanymi przez Stevena Meisela, a na stronie vogue.it stworzyła specjalny dział dla pań noszących większe rozmiary „Vogue curvy”. Co ciekawe, promująca opływowe kształty Franca nosi rozmiar zero.
Parę lat temu, po nagłośnieniu śmierci modelki chorej na anoreksję, w kilku państwach wprowadzono przepis określający minimalną wagę modelek. Podniosły się głosy, że to dyskryminowanie dziewczyn, które są bardzo młode i co za tym idzie, naturalnie szczupłe. Całe zamieszanie niewiele dało, bo modelki przed ważeniem piły parę litrów wody, żeby wydawać się cięższe. Przepis stał się kolejnym prawem, które istnieje tylko na papierze.
Projektant ma prawo do własnej wizji. Jeśli chce, żeby na jego wybiegu chodziły tylko blondynki w rozmiarze 34, jego prawo! Jeśli chce promować kolekcję na puszystej żonie albo córce cukiernika, jego prawo! Nie tu tkwi problem. Nie jest winą projektanta to, że dziewczyna, albo jej mama, chce być zawsze parę kilo szczuplejsza niż jej koleżanka. To, że co jakiś czas któryś z projektantów się wyłamie, że któryś magazyn zamieści sesję z plus size’owymi modelkami, nie rozwiąże problemów dziewczyn na całym świecie. Anoreksja nie jest chorobą wyłącznie świata mody, jest obecna także wśród sportowców i zwykłych nastolatek, które cierpią na brak akceptacji. Te dziewczyny potrzebują psychiatry, a nie puszystej pani na okładce Vogue.