Samuel Pereira napisał w TVP Info felieton pod tytułem "Czym wkurzają nas feministki, a za co kochamy kobiety?". I podczas gdy poglądy prawicowego publicysty nie zaskakują, to zaskakuje tak kompletne oderwanie od rzeczywistości. Tekst Pereiry to bełkot sfrustrowanego mężczyzny, który chciałby, żeby świat był dokładnie taki, jak dawniej: z cichymi, nieśmiałymi, posłusznymi kobietami, które służą mężczyźnie i rodzą mu dziedziców. Większej bzdury nie czytałam dawno.
Niby wiem, jakich poglądów spodziewać się po Samuelu Pereirze, prawicowym dziennikarzy i publicyście. Jestem również świadoma światopoglądu serwowanego w TVP. Dlatego, wchodząc w felieton Pereiry opublikowany na tvp.info, nie powinnam być ani trochę zaskoczona. Jednak tekst "Czym wkurzają nas feministki, a za co kochamy kobiety?" zdrowo mnie oburzył, zszokował oderwaniem Pereiry od rzeczywistości oraz... szczerze rozśmieszył.
Iga Świątek "gra jak mężczyzna"
Samuel Pereira napisał swój wymierzony w feministki felieton na fali oburzenia po słowach jednego z komentatorów sportowych: "Iga Świątek gra jak mężczyzna". Oburzeniu całkowicie uzasadnionym. Polka wygrywa French Open, a polscy faceci, zamiast triumfować, że mamy to, zaczynają porównywać ją do... samych siebie.
Jaki ma to sens – tak na chłopski rozum? Żaden. Świątek to kobieta i gra jak kobieta. Kobieta, która wygrała Wielkiego Szlema, co jak dotąd żadnemu Polakowi się nie udało. Nawet mężczyźnie. Skończmy w końcu z myśleniem, że osiągnięcia czy umiejętności mężczyzny to jedyny obowiązujący Wzór (wielka litera jest celowa), który musimy ścigać. Iga Świątek żadnego Wzoru ścigać nie musi, ma własny, co udowodniła we Francji.
Pereira jednak zupełnie nie rozumie, o co cała afera, mimo że gdyby o jakimkolwiek triumfującym sportowcu powiedziano "gra jak kobieta", na pewno podniósłby larum. Krytykę pod adresem komentatora, który mówił o Idze Świątek, nazywa wręcz "Himalajami absurdu".
"Co z tego, że jest to popularne określenie w sporcie, gdzie mężczyźni z natury mają silniejsze i precyzyjniejsze uderzenie (dlatego zresztą ta dyscyplina, jak wiele innych, podzielona jest na płcie)" – pisze. Biorąc pod uwagę pewne fizyczne predyspozycje kobiet i mężczyzn, i tak pytam: ale co ma piernik do wiatraka? Skoro tenis i inne sportowe dyscypliny podzielone są na płcie, to... dlaczego technikę Świątek porównywać do gry tenisistów-mężczyzn? Gdzie tutaj logika?
Dalej Samuel Pereira serwuje (sic!) nam prawdziwego hita: "Dziewczynce może być przykro, jeśli usłyszy określenie 'zachowujesz się jak dziewczyna' w kontekście negatywnym, a nie jak ktoś powie 'grasz jak chłopak', opisując po prostu rzeczywistość". Eee, co? Pan Pereira chyba nie rozumie, że to określenie "zachowujesz się jak dziewczyna" pod adresem dziewczynek jest opisem rzeczywistości.
Dziewczynki zachowują się jak dziewczynki, grają jak dziewczynki, chodzą jak dziewczynki. Wszystko robią jak dziewczynki, bo są dziewczynkami. Pejoratywne określenia "serwujesz jak baba" to patriarchalny wymysł, który miał kobiece umiejętności umniejszyć i dać kobietom do zrozumienia, żeby do sportu się nie pchały. Na szczęście nasze przodkinie się zbuntowały, czego rezultatem jest, chociażby, wielki triumf Świątek.
Jednak Pereira dalej patriarchatowi jest wierny, skoro sądzi, że słowa "zachowujesz się jak dziewczyna" są obraźliwe. A jak mamy się zachowywać, jeśli nie jak nie dziewczyny? Jesteśmy nimi! To określenie "gra jak chłopak" jest dla kobiet obraźliwe – z trzech powodów: a) nie jesteśmy chłopakami, b) umiemy w sport, c) to nie jest XIX wiek. Świat się zmienił, Panie Pereira.
Feministka to nie kobieta
Takich hitów w felietonie Pereiry jest jeszcze sporo. Wymienię tylko kilka, bo nie chcę przedłużać, a i muszę dbać o własne zdrowie psychiczne. Także po kolei.
Hit pierwszy: "Kiedy obserwuje się i słucha feministek, często przychodzi taka refleksja – jak to możliwe, że tak się chcą różnić od zwykłych kobiet? Rodząc się z pewnymi cechami, najpierw odrzucają je, bo są 'kobiece', a później walczą o to, żeby zaprzeczenie kobiecości było nowym standardem dla ich płci. To nie tylko negowanie rzeczywistości, zawracanie kijem Wisły, ale działanie wbrew naturze – coś jak zmuszanie szlachetnego konia, żeby zachowywał się jak osioł".
Panie Pereira, feministki są kobietami. Nie każda kobieta jest feministką (mimo że, jak mówiła w swoim słynnym wystąpieniu nigeryjska pisarka Chimamanda Ngozi Adichi, feminista to nikt inny, jak "osoba, która wierzy w społeczną, polityczną i ekonomiczną równość płci"), ale każda feministka jest kobietą. Jeśli kobiety, które walczą o równość nie odpowiadają Pańskiej wizji kobiety (o czym za chwilę), to Pan ma problem, nie my, feministki i kobiety.
Nie odrzucamy kobiecości ani "kobiecych" cech. Podkreślamy tylko, że wzorów kobiecości jest tyle, ile jest kobiet. Nie ma jednego archetypu kobiecości, któremu musimy być wierne.
Jesteśmy kobiece, bo jesteśmy kobietami, nawet jeśli inni – jak Samuel Pereira – nam tej kobiecości odmawiają. Bo, na przykład, nie wyglądamy jak atrakcyjne kobiety ze zdjęcia w artykule na tvp.info. Panie Pereira, a co jeśli te uśmiechnięte, radosne dziewczyny są feministkami? A jest to bardzo prawdopodobne, czego Pan chyba nie wziął pod uwagę. Pana światopogląd chyba by wtedy runął.
Nie "zaprzeczamy kobiecości". Zaprzeczamy temu jednemu, zmurszałemu wzorowi kobiecości, który został stworzony przez patriarchat i któremu Pereira jest wierny. Jaki to wzór? "Kobiety kochamy za wrażliwość, wiarę w Boga, ale też za zaufanie do drugiego człowieka oraz za empatię, wyrozumiałość i determinację w działaniu" – czytamy w felietonie "Czym wkurzają nas feministki, a za co kochamy kobiety?".
Odpowiedziałabym na to starym, dobrym "XD", ale muszę trzymać emocje na wodzy, więc powiem jedynie: nie wszystkie kobiety wierzą w Boga. Wtedy nie są już kobietami? A mężczyzna, który jest empatyczny, wyrozumiały i "zdeterminowany w działaniu" to nie mężczyzna? Powiem więcej: gdyby zapytać kilku mężczyzna, za co kochają kobiety, raczej nie odpowiedzieliby, że za wiarę w Boga.
Feminizm a ciąża
Hit drugi: "Czego najbardziej nie lubią feministki, z czym najsilniej walczą? Na przykład z biologicznym faktem, że kobieta, która zachodzi w ciążę, nosi w sobie dziecko. Kobietom, które mogą urodzić dziecko, które czują w sobie naturalny instynkt macierzyński, wmawiają, że 'aborcja jest ok', a to, co w sobie noszą, to nie istota ludzka, tylko odhumanizowany 'płód'".
Szczerze mówiąc, aż słów mi zabrakło. Kobiety nie walczą z biologicznym faktem, że kobieta zachodzi w ciążę. Może to Pana, Panie Pereira, zdziwi, ale feministki też zachodzą w ciążę i mają dzieci. Ba, feministką może być matka czwórki dzieci, co Panu się chyba w głowie nie mieści, bo nadal ma Pan jeden stereotypowy, krzywdzący obraz feministki, która pali biustonosze, nie uznaje makijażu, robi aborcję za aborcją i nienawidzi mężczyzn.
Feministki, kobiety walczą tutaj o jedną rzecz: o wybór. O to, żeby ludzie, tacy jak Pereira, zdali sobie sprawę, że nie każda kobieta chce być matką i czuje "naturalny instynkt macierzyński". To wcale nie umniejsza jej jako kobiecie. Feministki nie walczą o to, żeby kobieta, która pragnie dziecka i chce je urodzić, robiła aborcję. Walczą o to, żeby kobieta, która nie chce lub nie może urodzić, miała prawo do bezpiecznego i legalnego usunięcia ciąży.
Oraz o to, żeby kobieta, która dziecko urodzi, miała możliwość je godnie wychować. Bo mimo że Samuel Pereira próbuje w swoim tekście udowodnić, że feministki nie walczą o prawa kobiet i tak ważne kwestie, jak "walka z przedmiotowym traktowaniem kobiecego ciała albo o prawa socjalne dla matek", to jest zupełnie odwrotnie, czego publicysta chyba nie widzi.
Feminizm walczy m.in. o to, żeby gołymi cyckami przestano w końcu reklamować opony i nawóz do roślin, a pracownice seksualne, które wyrażają zgodę na swoją pracę, miały godne prawa. Chcemy wyboru, nie przymusu. Chcemy, by patrzono na nas jak kobiety, którymi jesteśmy, a nie jak na kobiety "z perspektywy mężczyzny".
Samuel Pereira o feminizmie
Hit trzeci: "Podobne zaprzeczenie kobiecości widzimy w tym, co feministki chciałyby wpoić dziewczynkom. Ich zdaniem one nie powinny być grzeczne, miłe, eleganckie, uporządkowane i dobre, tylko właśnie na odwrót – już od dziecka robić wszystko na przekór, bo w ten sposób 'będą sobą'. Już samo to, że zaprzeczenie swojej tożsamości nazywają byciem sobą, to obraz odwracania pojęć i werbalnego zaprzeczania rzeczywistości".
Powiem jedno: w tym jednym akapicie widać cały problem w myśleniu Samuela Pereiry oraz jego niezrozumienie feminizmu. To ruch, który walczy o to, aby kobieta mogła być, jaka chce, robić, co chce i myśleć, jak chce. Tak: aby mogła być sobą.
Ale bycie sobą nie ma nic wspólnego z wychowaniem. Bycie dobrym i grzecznym powinno przyświecać i kobietom, i mężczyznom. Ale chyba nie o to Pereirze chodzi, ale o przekonanie, że kobieta jest "z natury" miła, elegancka i uporządkowana. Jeśli kobieta ma siedzieć cicho i być "eleganckim" dodatkiem do mężczyzny, to dziękujemy.
Wychowujmy dziewczynki i chłopców na dobrych ludzi, a nie na "grzeczne, miłe, eleganckie" dziewczynki i silnych, nigdy niepłaczących, władczych mężczyzn. Dziewczynki mogą być miłe, gdy dobrze jej się traktuje. Gdy nie wyrażają na coś zgody, mają prawo krzyczeć, walczyć o swoje i być wredne.
Hit czwarty: "Tata, który uzna, że stwarzanie dziecku poczucia bezpieczeństwa to patriarchalizm, który należy odrzucić – szkodzi nie tylko sobie, ale i dziecku oraz matce, którą będzie tą rolą obarczał. Tak samo mama, która odrzuci macierzyństwo, obarcza mężczyznę obowiązkiem zastąpienia jej w tym, a dziecku odbiera całe dobro, które jej instynkt macierzyński może mu dać. Zarówno w jednym jak i drugim wypadku".
Szokująca propozycja: a może i mama, i tata będą zapewniać dziecku bezpieczeństwo oraz i mama, i tata będą się nim opiekować? Może rodzice po prostu podzielą się opieką? Zapewniam, że "skutki dla dziecka i jego przyszłego rozwoju" będą wtedy wyśmienite. To nie czasy, gdy tylko mężczyzna mógł zapewniać byt, a tylko kobieta kołysać niemowlę.
"Zachowujesz się jak feministka"
"Działanie feministek nie jest podyktowane dobrem kobiet, tylko wciskaniem sprzecznej z ich naturą ideologii. A może by lewicowe aktywistki, zamiast oburzać się na wszystko i wszystkich dookoła, odrzuciły negatywne emocje i przez chwilę zastanowiły się, dlaczego 'zachowujesz się jak feministka' najbardziej obraża właśnie kobiety" – kończy swój felieton w TVP Info Samuela Pereira.
Ostatniego zdania nawet nie skomentuję: jest szkodliwe i wstrętne. Negatywne emocje radzę odrzucić publicyście. Tak samo jak proponuję mu dokształcić się w kwestiach feminizmu oraz społeczeństwa. Bo, niestety, jego tekst odczytuję jako płacz zakochanego w patriarchacie mężczyzny, który nie może pogodzić się z tym, że świat się zmienia, a kobiety nie chcą grać, tak jak mężczyzna im zagra.
Ale wcale poglądy Pereiry nie smucą mnie najbardziej. Najbardziej dołują mnie zachwycone jego tekstem komentarze wielu kobiet na Facebooku. Kobieta kobiecie wilkiem – to jest w tym naprawdę przerażające.