
Niegdyś sądziłam, że niemowlęta i dzieci powodują jedynie ból głowy oraz mają irytujący dar odwracania uwagi ich rodziców od moich wybitnie ważnych i - nie bójmy się tego słowa - wiekopomnych porad. To czasy, kiedy w biciu rekordów prędkości w pokonywaniu samochodem czy motocyklem przeróżnych dystansów upatrywałam rangi co najmniej porównywalnej do zdobycia Wielkiego Szlema. Rodzinie opowiadałam, że najwyżej, gdy umrę, w testamencie znajdą zapisek o konieczności zawiezienia mnie na cmentarz z najwyższą możliwą prędkością, autem z co najmniej V8 pod maską, no i rzecz jasna w manualu - a jakże! Jak umierać, to godnie - myślałam. Stosownie więc podchodziłam do swoich motoryzacyjnych wyborów, stawiając na samochody mocno doprawione chilli i jeździłam nimi tak szybko, jak to możliwe. Jakież to było głupie…
Artykuł powstał w ramach cyklu #ODPOWIEDZIALNI
Poniedziałek - znowu do roboty…
Odbieram dziarską testówkę, w której drzemie mnóstwo gniewu i wściekłości. Wiem, że w mieście głównie nią postoję, więc obserwuję otoczenie. Po wyczerpującym weekendzie wszyscy kierowcy są tak zmęczeni, że widzę ich tępo zapatrzonych w tylne światła poprzedzającego auta.Wtorek - życie zaczyna nabierać tempa
Zaczyna się coś dziać. Wyjeżdżam żwawym samochodem na drogę i już widzę zainteresowanie - zwłaszcza współbratymców z mocnymi silnikami pod maską. Wiadomo - takie samochody mają odwracać oczy, więc projektuje się im spuchnięte nadwozia, wybrzuszone błotniki i nadkola. Na tylnej klapie koniecznie musi spocząć jakieś olbrzymie skrzydło spojlera.Środa wieczór - spotkanie z koleżanką
Przytulone do ziemi nadwozie mojej szybkiej bryki przemyka w świetle latarni, snując się po stołecznych ulicach. Jestem umówiona. Parkuję autem pod ulubioną kawiarnią - czuję na sobie wzrok przechodniów i klubowiczów.KATARZYNA FRENDL
Czwartek po pracy, czyli wigilia weekendu
Na prostej wszyscy są mistrzami. Skręcam na mało uczęszczaną drogę z winklami poskręcanymi jak loki Magdy Gessler. Jadę przepisowo, ale i tak zakręty zdają się wabić moje szybkie auto i ośmielać do zabawy.Piątkowy wieczór - kulminacja
Na czerwonym świetle stoją spięci do granic możliwości kierowcy emek, amg, gti, czy gtr-ów. Chcą sprawdzić, czy wystarczająco dużo zapłacili za trzy litery na karoserii swoich czterokołowych marzeń. Ale przecież takie auta kupuje się tylko po to, aby rywale najczęściej oglądali je z tyłu!Sobota - wycieczka z dzieckiem. Jednym dzieckiem
Zawsze staram się jeździć przepisowo, choć wiem, że sportowe auta (i ich kierowcy) mają trudne do opanowania i częste napady narowistości - o poważny wypadek nietrudno. Z pewnością warto zadbać więc o dobrą umowę z ubezpieczycielem, pamiętając, że takie samochody są niewytresowane do poruszania się po metropolii w koleinach, dziurach, ciasnych uliczkach, czy szutrach pod miastem.Niedziela - rodzinny obiad
Ponieważ typowy „rasowiec” ma co prawda układ foteli 2+2, to należy traktować je z przymrużeniem oka. Nawet 5-letnia latorośl musiałaby przejść amputację kończyn dolnych przed zajęciem miejsca z tyłu, nie mówiąc już o tym, że nie ma gdzie zamontować fotelika. Druga połowa, wytykając więc niewyobrażalną niewygodę, czy absurdalnie twarde zawieszenie powodujące wypadanie plomb na wybojach, decyduje za mnie.Ale do brzegu… Ja wiem, że gdyby sportowy samochód porównać do narkotyku, byłby czystą kokainą. Jego moc jest wyjątkowo uzależniająca. Sama przyłapuję się na wciskaniu gazu do dechy na torze tylko po to, aby przekonać się, jak brzmi silnik powyżej 6 tys. obrotów. Niech zatem moim i waszym detoksem będą statystyki śmiertelnych wypadków, bezpieczeństwo współpasażerów, wizja zabicia na drodze ciężarnej czy dziecka…
Artykuł sponsorowany