Kiedyś ucieleśnienie "American Dream", dzisiaj w każdej Żabce. Skąd wzięła się kawa na wynos?
Monika Przybysz
19 października 2020, 10:50·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 października 2020, 10:50
Gdyby kilka dekad temu ktoś powiedział nam, że wzorem żyjących w wiecznym pędzie bohaterów amerykańskich seriali, my również będziemy co rano wybiegać z pobliskiego sklepu z kubkiem kawy w dłoni, pewnie tylko uśmiechnęliśmy się serdecznie. Dzisiaj sami jesteśmy “bohaterami” tego typu produkcji, rzadko zastanawiając się, jak doszło do tego, że kawa na wynos zyskała tak zawrotną popularność.
Reklama.
O tym, że większość z nas nie wyobraża sobie życia bez porannej, popołudniowej, a czasem nawet wieczornej, kawy mówią liczby. Statystycznie rzecz biorąc, pijemy trzy filiżanki dziennie. To mniej niż Skandynawowie, którzy znacząco zawyżają kawowe statystyki naszego kontynentu, ale jednocześnie dość dużo, aby zacząć mówić o kawie, jako o jednym z naszych ulubionych napojów.
Rosnącej popularności kawy nie ma się jednak co dziwić. Żyjemy w mocno zabieganych czasach: goniąc kolejne deadline’y i realizując kolejne pasje, nie mamy już czasu na poszukiwanie idealnej kawiarni, a samo oczekiwanie na kawę, staje się mocno problematyczne. Każda minuta jest dla nas na wagę złota.
Z jednej strony szkoda, z drugiej — nie do końca.
Fakt, że żyjemy w ciągłym biegu zauważyła Żabka. Od niedawna niemal w każdym sklepie można znaleźć ekspres z kawą i to kawą, zaznaczmy, pyszną oraz bardzo dobrej jakości. Żabka serwuje bowiem 100-procentową Arabikę o głębokim, zrównoważonym smaku, w którym wyczuwalne są nawet czekoladowe nuty.
Jeśli zastanawiacie się, czy kawa ze sklepowego ekspresu może być tak dobra i aromatyczna, odpowiedź brzmi: tak, bo nie ma innego wyjścia. O kawie wiemy coraz więcej, a co za tym idzie, coraz rzadziej tolerujemy spadki jakości.
Firmy takie, jak Żabka wiedzą więc, że w kawowy sprzęt inwestować warto, skoro coraz większa liczba z nas nie wyobraża sobie początku dnia bez kawy - czy to czarnego espresso, czy też delikatnego mlecznego cappuccino.
Dowodów na to, że sklepy mają jak najlepsze kompetencje do “serwowania” kaw, należy szukać tam, gdzie narodził się koncept napojów na wynos, czyli w USA.
Moda na wynos
Mówiąc “najwięksi” należy mieć oczywiście na względzie znaczenie dosłowne: Amerykanie w cuglach wygrywają wszystkie rankingi litrażu kubków. Ich miłość do nieco rozwodnionej wersji “naszego” americano może zadziwiać, ale wiadomo, że dyskusja o gustach nie ma większego sensu.
Lepiej podyskutować o tym, co dobrego mieszkańcy USA zrobili dla rozwoju przemysłu kawowego, zasługi na tym tle mają ewidentnie spore. To właśnie oni jako pierwsi zaczęli “wynosić” kawę ze… sklepów.
Nie, to nie pomyłka. Pierwszą dużą siecią, która wdrożyła sprzedaż kawy na wynos na ogólnokrajową skalę, była sieć amerykańskich sklepów całodobowych 7Eleven.
Pytanie, skąd w ogóle wziął się pomysł, aby z typowo kawiarnianego przysmaku, kawa stała się zastrzykiem energii, który można zaaplikować sobie niemal wszędzie i o każdej porze? Odpowiedź jest prosta: z konieczności.
Zmęczona życiem w przeludnionych metropoliach, Ameryka lat 50 i 60 zaczyna przenosić się na przedmieścia. Codzienne kursy pomiędzy centrum a obrzeżami wymagały jednak sporych umiejętności zarządzania czasem.
Wypicie kubka kawy rano przy kuchennym stole okazywało się więc luksusem, dla którego większość ciężko pracujących urzędników, nauczycieli, finansistów czy przedstawicieli innych zawodów nie zrezygnowałaby z godziny snu. Poranna dawka kofeiny zabierana była więc na wynos — początkowo w termosach, potem — w papierowych kubkach, kupionych w sklepach.
Moda na kawę “po amerykańsku”, czyli w tym przypadku “na wynos”, opanowała dzisiaj cały świat. I choć nie można powiedzieć, że zwyczaj ten dopiero u nas raczkuje, to jednak do tej pory w kwestii przyrządzenia ulubionej kawy musieliśmy polegać na bardziej lub mniej doświadczonym bariście.
Teraz, korzystając z ekspresów w sklepach Żabka, możemy zrobić kawę taką, jaką chcemy i, co może nawet ważniejsze, dokładnie tak szybko, jak potrzebujemy. Bez znaczenia jest więc, czy mamy ochotę na cappuccino z gęstą, aksamitną pianą, gładką i jedwabistą latte czy mocne i intensywne w smaku espresso - tylko i wyłącznie od nas zależy, jak szybko naciśniemy przycisk, zamkniemy wieczko kubka i popędzimy do swoich obowiązków.