PiS przyszedł z zamordyzmem na gotowe. Wiele z nas przyłożyło rękę do zakazu aborcji
Eliza Michalik
23 października 2020, 06:07·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 października 2020, 06:07
Wczoraj wróciło niewolnictwo kobiet. To był wyjątkowo czarny dzień dla Polski. Straciłyśmy część naszych praw człowieka i swobód obywatelskich, straciłyśmy przyrodzone i niezbywalne prawo każdego człowieka do decydowania o sobie.
Reklama.
Jedynym sposobem żeby je odzyskać, nie jest jednak narzekanie i obelgi pod adresem PiS i bezprawnej atrapy Trybunału Konstytucyjnego, ale wprowadzenie do Sejmu własnej większości parlamentarnej, która napisze i przegłosuje inne prawo. Przekazanie władzy w ręce innych ludzi. Tak działa demokracja i to trzeba zrobić, przekuwając słuszny wielki gniew na skuteczność.
Czytaj także: "Wyrok na kobiety"! Jest decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji!
Choć przyznaję ze smutkiem, że czeka nas bardzo długi marsz. To co się wczoraj stało, wykuwało się latami i kadencjami - nie tylko Sejmu, ale i kolejnych składów TK, przewodniczących konserwatywnych partii politycznych, skandalicznymi poglądami na temat kobiet, głoszonymi publicznie bynajmniej nie tylko przez prezydenta Dudę, tworzeniem kultury pogardy wobec feministek, zwlekaniem z ratyfikacją konwencji antyprzemocowej.
Droga do orzeczenia bezprawnej atrapy Trybunału Konstytucyjnego, skazującego kobiety na tortury - bo zmuszanie ich do noszenia w swoim ciele i rodzenia ciężko uszkodzonych i nieodwracalnie zdeformowanych płodów, to są tortury, także według prawa międzynarodowego - wiodła przez wiele wstydliwych, także dla dzisiejszych zajadłych krytyków PiS, przystanków.
Od przywilejów nadawanych sukcesywnie latami Kościołowi katolickiemu, milczenia w sprawie jego ofiar, kobiet i dzieci, ciche przyzwolenie na budowanie mocnej pozycji przez Rydzyka, przez słowa ludzi uznawanych za autorytety, jak prof. Andrzej Rzepliński, że „aborcja to zabójstwo” (w wywiadzie dla GW), aż po Trybunał, który pod przewodnictwem także profesora Rzeplińskiego rozszerzył niestety klauzulę sumienia lekarzy uznając, że ginekolog odmawiający wykonania legalnej, ale „niezgodnej z jego sumieniem” aborcji nie musi wskazywać innego, który się tego podejmie (w większości krajów UE jest dokładnie odwrotnie, za odmowę wykonania legalnego zabiegu, wylatuje się z pracy).
Wcześniej ten sam TK, tyle że przewodniczył mu wówczas prof. Andrzej Zoll uznał, że kobieta nie może wykonać aborcji ze względów społecznych, czyli mając skrajnie trudną sytuację życiową. Nie wspominając już o prezydencie Komorowskim, który zwlekał ze złożeniem podpisu na konwencji antyprzemocowej.
Tworzenie kultury pogardy wobec feministek, czyli kobiet walczących o prawa innych kobiet, także ma w Polsce długą i bolesną tradycję, nie tylko na prawicy. Zawsze w przestrzeni publicznej skupiano się raczej na ich nieuniknionych przecież w każdej działalności publicznej wpadkach (ten się nie myli, kto nic nie robi), niż doceniano ich olbrzymi wkład w realną pomoc kobietom, także ofiarom przemocy i w polepszaniu pozycji kobiet na rynku pracy, w życiu społecznym i politycznym.
Zawsze też w dyskusji publicznej, i tu jest spora wina mediów i liberalnych polityków, stawiano dyskusje w sprawie aborcji na głowie, zamiast na nogach. Debatowano całymi tygodniami, czy życie zaczyna się od poczęcia, zamiast akcentować istotę sprawy, którą jest ludzka wolność i pytanie: czy jako społeczeństwo uważamy, że jakaś grupa ludzi ma prawo narzucać swoje przekonania i zmuszać ich do życia według nich, siłą i przemocą, inną grupę ludzi?
Czy też jesteśmy przekonani, że każdy człowiek ma prawo do dokonywania własnych prywatnych, moralnych i intymnych wyborów, kierując się swoim rozumem, sercem, moralnością poglądami i konkretną sytuacją życiową? Czy akceptujemy model życia, w którym jeden drugiemu ordynarnie wchodzi do życia z butami?
Trzeba też jasno powiedzieć, że w dyskusjach na temat praw kobiet, także reprodukcyjnych, zawsze w większości brali udział mężczyźni, tak jakby kobiety uznawano na zbyt głupie i ograniczone do wypowiadania się we własnym imieniu. Mimo, że wszystkie statystyki mówią, że jest dokładnie odwrotnie: Polki są lepiej wykształcone od Polaków i bardziej zaradne, częściej prowadzą małe firmy i w przeważającej większości zarządzają rodzinnymi finansami.
To Polacy nie płacą alimentów, a zatem kompletnie odcinają się od odpowiedzialności za swoje wybory seksualne. Mimo to, podczas kiedy Europejki zyskały dostęp do pigułki „dzień po”, umożliwiającej kontrolę własnej płodności, Polki mężczyźni uznali na to za zbyt nieodpowiedzialne (sic!).
Patrzyliśmy na to, jako społeczeństwo, śmialiśmy się z feministek i puszczaliśmy mimo uszu męski szowinistyczny chór głosów - a więc tak, oznacza to, że wielu i wiele z nas, dziś rozpaczających, realnie przyłożyło rękę do całkowitego zakazu aborcji uchwalonego w praktyce wczoraj przez pisowską atrapę TK. I oznacza to, że po trosze dzięki nam wszystkim PiS przyszedł ze swoim zamordyzmem i fanatyzmem na gotowe.
Tyle że teraz to średniowieczne, opresyjne, umożliwiające tortury i palenie czarownic na stosach prawo, będzie nas, kobiety obowiązywać. A nie Was, przemądrzałych gadułów ze studiów tv, biskupów, fanatyków i mądrali z Ordo Iuris.