Po szokującym wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji Polskę zaczęto masowo porównywać do Republiki Gilead – dystopijnego kraju z książki "Opowieść podręcznej" Margaret Atwood i serialu na jej podstawie. Piekło kobiet, które w Gilead jest codziennością, jest coraz bardziej realne nad Wisłą. Przypomnijmy, jak w tym totalitarnym reżimie traktowane były kobiety – podręczne.
Od premiery popularnego serialu "Opowieść podręcznej" w 2017 roku nazwa Gilead regularnie pojawia się w protestach na rzecz praw kobiet na całym świecie. Aktywistki, chociażby w USA, ale i Polsce, przywdziewają charakterystyczne czerwone szaty i białe nakrycia głowy – strój podręcznych, czyli kobiet-niewolnic służących do rodzenia dzieci gileadzkim politykom i ich żonom.
Polki nie mają złudzeń – nasz kraj zaczyna przypominać Gilead, który w swojej głośnej powieści z 1985 roku – kanwie amerykańskiego serialu z Elisabeth Moss – stworzyła kanadyjska pisarska Margaret Atwood. Jak wygląda ta dystopijna republika, która wydaje się teraz bardziej realna, niż kiedykolwiek?
Co to jest Gilead?
Republika Gilead powstała na większości terytorium kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. To totalitarny i neopurytański reżim, który – jak widzimy w serialu – powstał w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez radykalną organizację religijną. Rządzą nim mężczyźni, a kobiety uważane są za obywateli drugiej kategorii – nie mogą czytać, pisać ani parać się "męskimi" zajęciami, jak medycyna czy nauka.
W Gilead najważniejszym dobrem jest dziecko. Tych jednak rodzi się coraz mniej z powodu ekologicznego i demograficznego kryzysu. Stąd stworzenie grupy tak zwanych podręcznych – płodnych kobiet w wieku rozrodczym, które przed stworzeniem republiki były singielkami, lesbijkami czy rozwódkami, czyli kobietami "niegodnymi". Ich jedyną rolą jest rodzenie dzieci gileadzkim politykom i ich żonom.
Podręczna najpierw zostaje szkolona w ośrodku przygotowawczym. Potem wprowadza się do domu wysoko ustawionej w hierarchii Gilead pary – zostaje oddzielona od własnej rodziny, w tym męża i dzieci, a nowe imię otrzymuje po swoim panu. Regularnie odbywa się rytuał, który ma na celu spłodzenie dziecka. Po wspólnym czytaniu Biblii mężczyzna gwałci podręczną. Podczas aktu – który odbywa się w "imię Boga" – jego żona przytrzymuje podręczną na łóżku.
Kobieta, która nie ma żadnych praw i należy do swoich właścicieli, po zapłodnieniu jest traktowana jak chodzący inkubator. Gdy urodzi dziecko, musi oddać je politykowi i jego żonie – zgodnie z gileadzkim prawem niemowlę należy do nich. Następnie podręczna trafia do innej rodziny, gdzie po raz kolejny musi wypełnić swój reprodukcyjny obowiązek.
Polska jak Gilead?
Skąd porównania Polski do Gilead? Podręczne nie mają prawa do swoich ciał i muszą rodzić dzieci za wszelką cenę. Nie mają prawa wyboru, a o ich losie decydują radykalne, konserwatywne władze, które wszystkie swoje decyzje tłumaczą religią i posłuszeństwem Bogu.
Zdaniem osób oburzonych po wyroku Trybunału Konstytucyjnego Polska idzie właśnie śladami Gilead. To, co przeraża bowiem najbardziej to fakt, że dystopijny kraj nie wziął się znikąd – powstał w obecnych Stanach Zjednoczonych, zachodnim, nowoczesnym społeczeństwie.
W serialu na podstawie powieści Margaret Atwood "Opowieść podręcznej" widzimy, jak Republika Gilead była stwarzana krok po kroku. Prawa kobiet i innych grup, w tym mniejszości seksualnych, były stopniowo ograniczane, co w rezultacie doprowadziło do powstania dystopii. – Obudziliśmy się za późno – mówi bohaterka serialu.
Na polskim Twitterze od czwartku często pojawia się hasło "Nolite te bastardes carborundorum", które w przekładzie z języka łacińskiego oznacza "Nie daj się zgnębić sukinsynom". W serialu grana przez Elisabeth Moss June (Offred) znajduje taki napis w swoim pokoju – wydrapała go w ścianie poprzednia podręczna w domu komandora Freda Waterforda.
Hasło wykorzystywane jest potem przez ruch oporu działający wewnątrz reżimu. Teraz powiewa na sztandarach Strajku Kobiet. I wydaje się pasować idealnie...