
"Trzeba zasłużyć na coś więcej"
Kamila od 10 lat pracuje w mediach. Kiedy trafiła do pierwszej redakcji wiedziała, że tak jak w każdej innej firmie i tam jest pewna hierarchia. Była przekonana, że musi zasłużyć na coś więcej, że musi to "wziąć na klatę".Młodzi, zdolni, którzy nie mogą się przebić
"Jeszcze do niedawna zasady były jasne, żeby być menadżerem trzeba przepracować swoje, awansować, przejść każdy szczebel w firmie. Aby zarządzać trzeba mieć na karku kilkadziesiąt dobrych wiosen" – czytamy w raporcie "Cztery pokolenia w jednej firmie. Źródło konfliktu czy wulkan wiedzy?", który powstał na zlecenie Incredible Inspirations Sebastiana Kulczyka.Fragment raportu: Cztery pokolenia w jednej firmie. Źródło konfliktu czy wulkan wiedzy?
Stanowiska menadżerskie czy zarządcze były piastowane jeszcze do niedawna przede wszystkim przez osoby starsze, z wieloletnim doświadczeniem, podczas gdy osoby dopiero wchodzące do danej organizacji (a przy okazji i na rynek pracy) zajmowały mniej prestiżowe i wymagające stanowiska.
Reguły funkcjonowania społeczeństwa, z jakimi mamy do czynienia w ostatnich kilku dekadach, kształtują na nowo relacje międzyludzkie, a utrzymanie solidarność pokoleniowej staje się w tym kontekście szczególnym wyzwaniem.
"Jestem starsza i nie musicie mi mówić, co mam robić"
Krzysztof pracuje w międzynarodowej firmie z branży medialno-reklamowej. Na pierwsze stanowisko menadżerskie awansował bardzo szybko, miał 23 lata. Niespełna 4 lata później zarządzał już kilkudziesięcioma osobami, został jedną z osób prowadzących i reprezentujących firmę. Brzmi jak idealny scenariusz w życiu kogoś, kto chce osiągnąć sukces? Właściwie tak, ale pod tym wszystkim kryje się jeszcze jedna warstwa.Było coś takiego jako kompleks młodego wieku i młodego wyglądu, ale już się tego pozbyłem. Udało mi się udowodnić sobie i innym, że dowożę, mam wiedzę i kompetencje i nie jestem tutaj przypadkiem. A jeśli ktoś ma z tym problem – w dzisiejszych czasach, w dzisiejszej branży – to świadczy to o nim, nie o mnie.
Jak przyznaje, największym wyzwaniem na starcie, wręcz kluczowym, było poukładanie na nowo relacji z dotychczasowymi kolegami z zespołu. Równolatkowie nie mieli problemu z tym, że to on będzie ich szefem. Jednak osobom starszym zdarzało się pokazać niezadowolenie: "a dlaczego to on, a nie ja".
Dużo trudniej jest na zewnątrz. Nierzadko reprezentuję firmę na spotkaniach z klientami czy kontrahentami, spotykam się z osobami na podobnym poziomie strukturalnym, więc mocno seniorskimi: dosłownie i w przenośni.
Na początku zawsze jest to poczucie konieczności przebijania się przez ten niewidzialny sufit: przyszedł młody, co on nam tutaj będzie gadał. Na pewno nie mam na starcie przewagi pierwszego wrażenia i muszę nadrabiać doświadczeniem, profesjonalizmem, wiedzą i poczuciem tego, że wiem o czym mówię i jestem partnerem do rozmowy.
"Mają dzieci w moim wieku"
W raporcie "Cztery pokolenia w jednej firmie. Źródło konfliktu czy wulkan wiedzy?" zauważono, że niektóre starsze osoby są "przeświadczone o swojej wyjątkowości". Ich rozwój opierał się na przeświadczeniu, że profity, większe wynagrodzenie, są nierozerwalnie związane z doświadczeniem. Im dłużej pracujesz w danej firmie, tym otrzymujesz więcej."Nie musimy zgadzać się na traktowanie nas, jak małe dzieci"
– Moja "branża" jest chyba taką wylęgarnią ageizmu – tymi słowami zaczyna rozmowę Agata. Agata ma 30 lat. Dwa lata temu zdobyła tytuł doktora i dziś pracuje jako adiunkt na jednej z uczelni na południu kraju.Prawo zmienia się bardzo szybko, wiele rzeczy trzeba do tych zmian dostosować. Mam poczucie, że część kadry – zwłaszcza starszej – jest wyłączona z takich prac. Oni nie pracują nad programami studiów, nie pracują nad dostosowaniem programów studiów do nowych wymogów. Nie koordynują kierunków studiów, nie mają styczności z problemami studentów, nie mają styczności z problemami z wykładowcami. Tego jest naprawdę mnóstwo, zwłaszcza teraz, kiedy z powodu pandemii mamy nauczanie online.
Nie ma to nic wspólnego z merytoryką, bo taki profesor szczególnie nie napracuje się przy konceptualizacji pomysłu. Mimo że projekt został napisany przez zespół, np. 3-4 osoby, to taki profesor rości sobie prawa do kierowania projektem samodzielnie. Kiedy zgłaszasz sprzeciw, jesteś z tych projektów wyłączana, choć masz istotny w nie wkład.
Podobnie jest z publikacjami. Znam mnóstwo takich historii, kiedy publikację pisze doktor, a gdzieś z boku jest promotor – obecny lub były – jakiś kierownik centrum, kierownik grantu, którego albo musisz dopisać do publikacji, bo pracujesz w jego grancie, albo bo jesteś jego doktorantką, albo dlatego, że przeczytał artykuł i dał do niego dwie uwagi.