Ona, on i pieniądze. Coraz częściej zdarza się, że to kobieta zarabia w związku więcej. Dla wielu mężczyzn jest to problem nie do przeskoczenia, kwestia dumy i honoru. Awantury o pieniądze, pretensje, szantaże... Trzy kobiety opowiadają o życiu z mężczyznami, którzy zarabiali mniej od nich. Każda mówi jedno: to był koszmar.
W "Bajecznie bogatych Azjatach", popularnej komedii romantycznej z 2018 roku, jedną z bohaterek jest Astrid. Grana przez Gemmę Chan młoda kobieta pochodzi z zamożnej i wpływowej rodziny. Mówiąc kolokwialnie, śpi na pieniądzach. Astrid lubi markowe ubrania i drogie kosmetyki, jednak każdy swój zakup starannie ukrywa w szafie. Po co ta maskarada? Przez mężczyznę.
Mąż Astrid wywodzi się z rodziny o niższym statusie społecznym. Nie jest milionerem, nie zarabia kokosów. Swój wysoki status zawdzięcza wyłącznie żonie. Nie potrafi się z tym pogodzić – wyrzuty i docinki pod adresem Astrid oraz kłótnie o pieniądze to w ich związku chleb powszedni. Dlatego kobieta woli prewencyjnie nie obnosić się przed małżonkiem ze swoją fortuną.
Luka płacowa
Dla męża Astrid to kwestia dumy. "Męskiej dumy". Przez stulecia dominowało myślenie, że to mężczyzna jest żywicielem rodziny. To na jego barkach spoczywał status majątkowy jego bliskich, to on utrzymywał żonę. To się na szczęście zmieniło, a kobiety są aktywną grupą na rynku zawodowym. Jednak patriarchat wciąż nie daje o sobie zapomnieć: utarło się, że to mężczyzna "musi" zarabiać więcej.
To kulturowe przekonanie ma nieciekawe skutki. W pracy "Ocena zmian sytuacji kobiet na rynku pracy w krajach Unii Europejskiej" opublikowanej w "Wiadomościach Statystycznych" w marcu 2020 roku dr hab. Anna Malina zauważa, że "w większości krajów (Unii Europejskiej – red.) przeciętne roczne wynagrodzenie brutto kobiet stanowiło ok. 80 procent przeciętnego wynagrodzenia brutto mężczyzn". W 2014 roku w Polsce wskaźnik ten stanowił 83 procent.
Okazuje się, że podobnie jak mąż Astrid z filmu "Bajecznie bogaci Azjaci" – bardzo źle. To wciąż uszczerbek na męskiej dumie. Oddajemy głos kobietom, które zarabiają więcej od swoich partnerów.
"Robił mi awanturę za droższy prezent"
Aneta jest programistką, pracuje w dużej firmie. Śmieje się, że zarabia "dużo, że ho ho". Jej partner zarabiał prawie dwa razy mniej. Aneta mówi, że to było piekło. – Bolało go nie tylko to, że zarabiam więcej, ale również fakt, że więcej pracuję – wyznaje.
– Nadgodziny to dla mnie norma. Często wracałam do domu później, niż on. Zgodnie z naszą umową, że ten, kto będzie w domu wcześniej, szykuje kolację, to on gotował w tygodniu częściej. Mimo że był leniem i to ja wykonywałam 70 procent obowiązków domowych, ciągłe słyszałam, jaki to on jest biedny, bo musi ugotować makaron, a jest taki zmęczony po robocie. A ja jestem wypoczęta?! – oburza się.
Aneta opowiada, że problemem było wszystko. – Zawsze sprawdzał ceny prezentów ode mnie. Kiedy okazywało się, że mój jest droższy, robił mi awanturę i kazał go zwrócić. Kiedy proponowałam zamówienie raz na ruski rok kolacji na wynos, mówił pogardliwie, że szastam pieniędzmi, a "niektórzy muszą się z nimi liczyć". A ja nie mówiłam o żadnym sushi, tylko o pizzy albo chińszczyźnie – mówi.
Problematyczne były również wspólne wyjazdy, które... nie istniały. – Oboje lubiliśmy podróże, ale nigdzie nie jeździliśmy. Nie mogliśmy dogadać się w kwestii kasy – wyznaje Aneta.
– Wiedziałam, że on nie może pozwolić sobie na droższą podróż, co było dla mnie ok. Ale kiedy raz zaproponowałam, że ja stawiam nasz wymarzony Zanzibar z okazji rocznicy, on zareagował wściekłością. Planowaliśmy więc tańsze wyjazdy, na jego kieszeń. Jednak on w rezultacie nie chciał nigdzie jechać. Wmawiał mi, że jadę z nim z litości, bo "marzą mi się luksusy". A mi nie luksusy w głowie, chciałam po prostu gdzieś pojechać! Z nim, moim facetem – relacjonuje.
Ze swoim partnerem zerwała. Byli razem 2 lata. Aneta mówi, że odżyła. Że w końcu zaczęła oddychać. – Nigdy więcej – mówi krótko.
"Byłam karana za każde finansowe szaleństwo"
Basia zarabiała więcej, niż swój były już mąż. Byli małżeństwem pięć lat, mają syna. Jak podkreśla Basia, nie rozwiedli się jedynie z powodu pieniędzy. – Byliśmy niedopasowani, z biegiem lat coraz trudniej było nam się dogadać. Ale fakt faktem, to w kwestii rodzinnego funduszu nie mogliśmy dogadać się w ogóle – mówi.
Premie, podwyżki, prowizje... Basia nauczyła się, że lepiej nie mówić o nich mężowi. – Zamiast mi gratulować, był wkurzony. Niby twierdził, że to nie z powodu pieniędzy, ale kogo on oszukiwał? Wystarczyło wspomnieć przy nim o moich zarobkach, a już cały tężał. Dlatego nie mówiłam o dodatkowych pieniądzach, ale wpłacałam je na konto oszczędnościowe.
Kobieta podkreśla, że jej mąż nie zarabiał dużo mniej od niej. Problem tkwił w tym, że nie umiał nimi gospodarować.
– Wydawał na zupełnie niepotrzebne rzeczy. Na nowy smartfon, podczas gdy jego telefon był w świetnym stanie, na olbrzymi telewizor, który nie mieścił nam się w salonie. Może chciał się dowartościować? To były naprawdę zbędne zakupy. Ale kiedy ja kupowałam sobie droższą szminkę na promocji w drogerii albo nową sukienkę na wesele znajomych, robił mi karczemne awantury – opowiada.
W końcu doszło do tego, że Basia musiała chować wszystkie swoje nowe zakupy. Tak jak Astrid z "Bajecznie bogatych Azjatów". – Jestem bardzo oszczędną osobą. Wszystko odkładam na konto oszczędnościowe, szukam promocji, kupuję rzeczy w lumpeksach. Ale czasem miałam ochotę poszaleć. Za każde swoje "szaleństwo", byłam karana. Najpierw kłótnie, potem ciche dni – dodaje.
Jest już po rozwodzie, od pół roku ma nowego partnera. Ten również zarabia mniej od niej, ale w ogóle mu to nie przeszkadza. – Na początku byłam przerażona, że znowu będzie to samo. Ale to jest zupełne przeciwieństwo byłego męża. Nie obchodzi go, ile kto zarabia, gratuluje mi sukcesów, chwali się mną przed znajomymi. Nie wiedziałam, że tak w ogóle się da – dziwi się.
"Mówił, że koledzy się z niego śmieją"
Ewa ma własną firmę, jej partner pracował w firmie transportowej. Zarabiała więcej, co dla mężczyzny było sporym problemem. Wcale tego nie ukrywał. – Brał dodatkowe zmiany, mimo że na wszystko nam starczało. Ale musiał udowodnić swoją "wartość", tak mi kiedyś powiedział. Mówiłam mu, że wartość człowieka nie jest mierzona w pieniądzach, ale nie trafiało to do niego – mówi.
Problem pojawił się, gdy para postanowiła kupić mieszkanie. – Bank nie chciał udzielić mu kredytu, bo nie miał umowy o pracę, więc uznałam, że ja go wezmę. Miałam wkład własny, bo oszczędzałam na własne cztery kąty przez lata. Dostałam kredyt i wtedy wszystko zaczęło się psuć – opowiada Ewa.
– Ciągle się kłóciliśmy, on robił mi wyrzuty o wszystko. Zaczęłam być zła i niedobra, rozpuszczona i niewdzięczna. Raz w złości powiedział mi, że koledzy się z niego śmieją, że jest moim utrzymankiem. Stwierdził, że okłamał rodziców i powiedział, że to on wziął kredyt, bo by mu tego nie wybaczyli. Zaczął mnie namawiać, żebym jednak nie kupowała mieszkania. Że on tego nie wytrzyma nerwowo – relacjonuje.
To dla Ewy było za wiele. Miała się poświęcać, bo, jak mówi, "jej facet nie miał jaj"? – Miałam dość awantur, pretensji, marudzenia. Ciągle robił z siebie ofiarę. Zerwałam z nim, kupiłam mieszkanie. Jestem z siebie dumna – mówi.
"To nie moje zadanie, abyś czuł się jak mężczyzna"
Motyw wspólny wszystkich trzech opowieści? Każdy z partnerów naszych bohaterek jest już "tym byłym". Aneta, Basia i Ewa podkreślają, że nie można się godzić na takie traktowanie. Ich zdaniem to o uwłacza kobiecej, ale przede wszystkim ludzkiej, godności.
Aneta mówi, że nigdy więcej nie zwiąże się z facetem, który zarabia mniej od niej. – Nie chodzi mi o wcale o kasę. Mam gdzieś, ile ktoś ma pieniędzy, nie przeszkadza mi, że partner zarabia mniej. Jednak przekonałam się, że faceci po prostu nie mogą przeżyć, gdy kobiety zarabiają więcej. Boli ich to, uwiera. Głupia męska duma, cholerne ego. Jeśli dla faceta pensja to taki wielki problem, że niszczy mi życie swoimi humorami, to użyję popularnego dziś słowa: wyp******** – mówi.
– Nie rozumiem, dlaczego wyższe zarobki kobiet to dla wielu mężczyzn taki problem. Dużo nad tym myślałam i to chyba kwestia wychowania. Zawsze mówi się mężczyznom, że mają być silni i zaradni. Uważa się, że jeśli zarabiają mniej, to są słabi i fajtłapowaci. To szkodliwe myślenie i żal mi mężczyzn. Ale naprawianie ich to nie nasze zadanie – podsumowuje.
Również Astrid z "Bajecznie bogatych Azjatów" powiedziała "nie". Miała dość życia z mężczyzną, który był tak niepewny siebie, że nie mógł przeżyć, że ma bogatą żonę. Do tego stopnia, że znalazł sobie kochankę, aby "poczuć się mężczyzną". – To nie tylko moja wina – mówi ze złością mąż Astrid, gdy kobieta od niego odchodzi.
– Masz rację. Nie powinnam nic przed tobą ukrywać. Chować butów, rezygnować z ofert pracy oraz działalności charytatywnej. Nie powinnam martwić się, że będziesz się czuł przez to gorszy. Ale bądźmy szczerzy: problemem w naszym małżeństwie nie były pieniądze mojej rodziny. Problemem było twoje tchórzostwo i to, że z nas zrezygnowałeś. To nie moje zadanie, abyś czuł się jak mężczyzna. Nie mogę zrobić z ciebie kogoś, kim nie jesteś – opowiada Astrid. To jedna z najpopularniejszych kwestii z filmu.