Powiem wam, co się powinno wydarzyć po emisji dokumentu o Dziwiszu w normalnym kraju
Eliza Michalik
13 listopada 2020, 11:10·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 listopada 2020, 11:10
Zatrzymania i przeszukania w kuriach i parafiach. Przesłuchania hierarchów na policji i w prokuraturze. Tymczasowe aresztowania, włącznie, jeśli okazałoby się to uzasadnione, z kardynałem Dziwiszem, z obawy o widoczne gołym okiem ryzyko mataczenia. Publiczne, dostępne dla publiczności i mediów procesy, nie tylko kościelnych pedofilów, ale i ukrywających pedofilię hierarchów. Tyle na początek.
Reklama.
Do tego dorzuciłabym jeszcze w dalszej kolejności powstanie niezależnej komisji śledczej, w której nie byłoby ani polityków, ani księży. Księży, bo nikt nie może być sędzią we własnej sprawie, polityków – bo od dziesięcioleci każda opcja polityczna sprzyjała kościołowi. Bała się go lewica i z tego strachu była dostawcą i gwarantem jego przywilejów. Z powodu politycznych kalkulacji prawica robiła to samo.
Komisji, której obrady byłyby jawne i transmitowane w telewizyjnym prime time, tak żeby opinia publiczna zobaczyła, co przez dziesięciolecia przed nią ukrywano i miała wreszcie szansę być (choć raz) dobrze poinformowana.
Czas też moim zdaniem wypowiedzieć konkordat, który jest ewenementem na skalę nie tylko europejską, ale i światową – bo bardzo niewiele krajów ma takie specjalne umowy ze Stolicą Apostolską i specjalną ustawą zagwarantować ostry i zdecydowany rozdział kościoła od państwa, a także wyprowadzić lekcje religii ze szkół i przenieść je tam, gdzie ich miejsce, do przykościelnych salek katechetycznych.
Tu dygresja: mało kto pamięta, że w 1990 roku, kiedy zdecydowano o powrocie religii do szkół, zrobiono to wbrew woli Polaków. Ponad 60 procent społeczeństwa było wówczas przeciwne lekcjom religii w szkołach, tylko 30 procent opowiadało się za – nie wiadomo więc, dlaczego pomysł wyprowadzenia religii ze szkół kościół traktuje się tak agresywnie, jakby chodziło o naruszenie świętego, istniejącego od setek lat obrządku.
Kościół zresztą, który wszystkim dookoła zarzuca agresję (hitem ostatnich dni było sformułowanie Dziwisza o "atakowaniu go pytaniami" przez dziennikarza, pokazujące kompletne oderwanie od rzeczywistości), sam jest bardzo agresywny, opryskliwy i roszczeniowy. Bez żadnych podstaw ku temu chciałby sprawować rząd dusz i rości sobie niczym nieuzasadnione pretensje, żeby mówić ludziom, co mają robić ze swoim życiem, zdrowiem czy płodnością.
Właściwie nieustannie wypowiada wojnę kolejnym grupom społecznym: gejom i lesbijkom, kobietom, rozwodnikom, dziennikarzom, transwestytom i transseksualistom, ludziom o liberalnych czy lewicowych poglądach, Żydom… Prymitywni i słabo wykształceni księża pełnią niestety w rolę siepaczy, podczas gdy hierarchowie są mózgami zarządzającymi kryciem grubszych przestępstw jak pedofilia czy nieprawidłowości finansowe. Czas z tym skończyć!
Agresja kościoła ma ukryć jego – ostatnio widoczne właśnie na przykładzie Dziwisza – oderwanie od rzeczywistości, korupcję, rozpasanie, także seksualne i finansowe, kompletną amoralność i hipokryzję, kłamstwa i degenerację moralną, a także widoczne gołym okiem problemy z nałogami – z jedzeniem i alkoholem włącznie.
Problem w tym, że mimo tego wszystkiego kościół mógłby sobie wykrzykiwać i wysuwać najgłupsze choćby roszczenia – bez skutku, wystarczyłoby, żeby politycy zrobili swoją robotę i powiedzieli „Nie!”.
Wyobrażacie to sobie?
Wystarczyłoby jedno proste „nie”, którego nigdy nikt nie powiedział, a żylibyśmy w całkiem normalnym kraju!
„Nie, nie możecie mówić kobietom (ani mężczyznom), jak mają żyć”. „Nie, nie możecie dostać pieniędzy z budżetu państwa”. „Nie, nie będzie uroczystości państwowych z udziałem księży, a politycy nie będą brać udziału w mszach świętych”. "Nie, nie dostaniecie dotacji na odwierty. Jesteście kościołem, czy koncernem naftowym?". „Nie, nie możecie być zatrudniani na państwowych posadach”. „Nie, nie możecie ubliżać obywatelom z powodu ich płci, orientacji i żadnych innych rzeczy”. „Nie, nie wolno wam terroryzować innych, szantażować ich i rozkazywać, jak mają żyć!”.
Aż trudno uwierzyć, że nikt nigdy kościołowi nie powiedział tych prostych, oczywistych słów…
Z pedofilią problemów w kościele katolickim jest kilka. Najważniejszym z nich jest rzecz jasna sama pedofilia, gwałty na dzieciach, systemowe i zorganizowane ukrywanie tych zbrodni przez kościół i lekceważenie ofiar, ale pokaźną częścią problemu jest też bezczynność państwowych organów ścigania i infantylny, uniżony wobec hierarchów sposób, w jaki rozmawia się o tym w polskiej debacie publicznej.
Być może to efekt niekompetencji, może strachu, a może wypaczonego, pełnego hipokryzji katolickiego wychowania, którego skutki odczuwamy wszyscy – niemniej zapewniam, że nic się w Polsce nie zmieni, dopóki prokuratura nie zacznie traktować przestępców w sutannach jak wszystkich innych przestępców, a my, dziennikarze, nie nauczymy się mówić jak jest, zdecydowanie i z mocą, zamiast, parafrazując Andrzeja Bursę, pełzać od kardynalskiego buciczka do biskupiego trzewiczka i debatować, jak to miało ostatnio miejsce w jednej ze stacji tv – zamiast o krzywdzie ofiar o tym, czy afery pedofilskie pozwolą… zachować nienaruszoną pamięć o pontyfikacie Jana Pawła II.