Winter is coming! Oto książka, na którą czekał każdy fan “Gry o Tron”
Monika Przybysz
24 listopada 2020, 05:45·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 listopada 2020, 05:45
Fani sagi George'a R. R. Martina czekają na jedną tylko wiadomość: o tym, że kapryśny twórca wreszcie uporał się z pracami nad kolejnym tomem “Pieśni lodu i ognia”. To jeszcze przed nami, ale oczekiwanie stało się o niebo znośniejsze. Do księgarni trafiła właśnie oficjalne “biografia” serialu: “Ogień nie zabije smoka”. Powiedzieć, że znajdziecie tam “masę nieznanych faktów i ciekawostek” to nie powiedzieć nic.
Reklama.
Nie było i prawdopodobnie już nigdy nie będzie takiego serialu jak ”Gra o Tron”. I to nie tylko dlatego, że twórcy tacy jak George R. R. Martin rodzą się raz na sto lat. Również dlatego, że David Benioff i Dan Wise — showrunerzy serialu — prawdopodobnie wykorzystali całą pulę farta, jaką miało do zaoferowania Hollywood, jeśli chodzi o produkcję seriali.
— Wydawało się nam, że wszystko idzie jak po maśle, ale wrażenie brało się stąd, że na niczym się nie znaliśmy — powie po latach jeden z pomysłodawców serialu. Drugi doda: - Upływał dzień za dniem, a w produkcji pojawiały się coraz większe szczeliny, które z kolei przeobrażał się w przepaście.
O tym, na ilu cieniusieńkich włoskach wisiał los serialu jeszcze zanim na dobre powstał, wiedzieli do tej pory Benioff, Wise i kilku dziennikarzy, bacznie przyglądających się produkcji od momentu jej narodzin.
Jednym z nich był James Hibberd, który losy serialu śledził niemal od pierwszego klapsa.
Fani serialu, owszem, zdawali sobie sprawę na przykład, że pierwszy pilotowy odcinek nigdy nie ujrzał światła dziennego, bo, mówiąc delikatnie, nie był specjalnie udany. Wszyscy wiedzą też, że proza Martina nastręczała wielu fabularnych komplikacji i że ich rozwiązanie przy mocno okrojonym początkowo budżecie wymagało od producentów nie lada gimnastyki.
Hibberd wiedział jednak, że tego typu plotki to tylko wierzchołek góry lodowej i że kulisy tej epickiej produkcji są znacznie bardziej rozbudowane, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Na nasze szczęście postanowił podzielić się tę niezwykłą wiedzą ze światem.
A mógł milczeć — w tym ma niesamowitą wręcz wprawę. Pracując jako dziennikarz dla amerykańskiego EW Entertainment przez rok nie mógł zdradzić zakończenia serialu. Nikomu. Przez rok.
— Nawet dzisiaj mówienie o tym wydaje mi się niewłaściwe. Wszystko przez to, że przez rok ten gigantyczny spoiler cały czas siedział mi w głowie. Musiałem się nieustannie pilnować, żeby nikomu nic nie powiedzieć — wspomina w jednym z wywiadów.
W utrzymywaniu sekretów musieli się też wyćwiczyć członkowie obsady. Pomocnym środkiem prewencyjnym były zapewne klauzule NDA, w których słowa “niedotrzymanie tajemnicy” sąsiadowały bezpośrednio z kilkoma zerami. Nie mniej jednak wiadomość o tym, że twórcy serii zamierzają zakończyć serial sami wiecie jak, była trudna do przyjęcia — czego dowody znajdziecie w książce.
— Popłakałam się nad tym scenariuszem — wyznała Emilia Clarke, odtwórczyni roli Daenerys Targaryen. - To było cholernie trudne. Najpierw żołądek podszedł mi do gardła, a sekundę później pojawiła się myślą: “Co sobie ludzie pomyślą?”
Podobnych, niesamowicie szczerych opowieści na temat tego, jak ważnym etapem w karierze była “Gra o Tron” Hibberd wysłuchał znacznie więcej. Wydawca opisuje “Ogień nie zabije smoka” jako “oficjalną, nigdy nieopowiedzianą historię epickiego serialu” i jest to stwierdzenie całkowicie zasłużone.
Hibberd wykonał kawał niesamowitej dziennikarskiej roboty. Chociaż mówiąc całkiem szczerze — chyba nie miał innego wyjścia.
Podczas pracy nad “biografią serialu” musiał doskonale zdawać sobie sprawę, że fani serialu nie zaakceptują półśrodków. Wiedział, że czytelnikami “Ogień nie zabije smoka” będą ci sami ludzie, którzy twierdzili, że Nikolai Coster-Waldau nie nadaje się do roli Jamiego Lannistera, bo ma… za duży nos w porównaniu z książkowym pierwowzorem.
Hibberd musiał więc zaoferować fanom serialu treści, do których wcześniej nie mieli dostępu — wprowadzić ich do świata, do którego wcześniej wchodzili jedynie wybrani. Ta sztuka zdecydowanie mu się udała. Wystarczy bowiem przekartkować liczącą ponad 600 stron księgę i zatrzymać się na losowo wybranej stronie, aby natknąć się na nieznaną wcześniej ciekawostkę.
Jeśli więc sięgnięcie po “Ogień nie zabije smoka”, żeby dowiedzieć się, jak wyglądało życie na planie, kto z kim romansował, a kto dawał się “wkręcić” jak dziecko i najczęściej padał ofiarą niewybrednych żartów — na pewno będziecie usatysfakcjonowani. Opowieści z gatunku tej, jak to Bruce Willis nie pozwolił przestawić swojego jachtu i zepsuł cały dzień zdjęciowy, jest tu mnóstwo.
“Ogień nie zabije smoka” to jednak znacznie więcej niż tylko zbiór ciekawostek. Hibberd poświęcił 10 lat swojego zawodowego życia, aby porozmawiać ze wszystkimi: poczynając od George’a Martina, przez wspominanych showrunnerów — Benioffa i Wise’a oraz producentów z ramienia HBO, na najsławniejszych aktorskich nazwiskach kończąc.
O tym, co dał im udział tym niezwykłym projekcie, mówią Kit Harington, Emilia Clarke, Peter Dinklage, Sophie Turner, Maisie Williams, Lena Headey, Nikolaj Coster-Waldau czy Gwendoline Christie. A to właściwie tylko początek listy.
—“Gra o Tron” była niesamowitym serialem, a “Ogień nie zabije smoka” jest niesamowitą książką — czytamy na odwrocie książki. To słowa samego George’a R. R. Martina. Lepszej rekomendacji nie wystawi chyba żaden recenzent.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem W.A.B.