Putin lubi to! Jarosław Kaczyński to wróg Unii Europejskiej – teraz i zawsze
Karolina Lewicka
01 grudnia 2020, 13:07·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 grudnia 2020, 13:07
Przez ostatnie lata PiS przekroczył wiele nieprzekraczalnych wcześniej dla polityków granic i każdego dnia niezamierzenie uczył nas, że musimy zacząć wyobrażać sobie niewyobrażalne. Po to, by nie zastygać potem oniemiałym z wrażenia nową podłością tego obozu politycznego, kolejnym ciosem poniżej pasa. Ostatnim jest groźba użycia przez rząd weta wobec budżetu UE.
Reklama.
W normalnych warunkach weto byłoby tylko elementem gry negocjacyjnej. Ale jeśli robi to Jarosław Kaczyński pospołu z Mateuszem Morawieckim i Zbigniewem Ziobrą, to larum grają.
Zapewne słyszą Państwo zewsząd te uspokajające głosy, że PiS na pewno nie zechce pójść brytyjską drogą, bo polskie społeczeństwo wysoko ceni sobie obecność w unijnych strukturach. Tyle że prezes PiS projektuje nasz los w dłuższym horyzoncie czasowym, stąd musimy się wychylić w przyszłość, a jeszcze wcześniej wrócić do nieodległej, lecz zapomnianej historii.
Jest czwartek, 18 września 2003 roku. Trwa posiedzenie Sejmu IV kadencji. Polska już za kilka miesięcy ma się stać członkiem UE. Posłowie debatują nad projektem traktatu konstytucyjnego Wspólnoty, na mównicę wchodzi Jarosław Kaczyński. To prezes Prawa i Sprawiedliwości, ugrupowania, które w wyborach z 2001 roku wprowadziło na Wiejską czterdzieści kilka osób.
"Mało mieliśmy hegemonii w ciągu ostatnich 280 lat?" – grzmi z mównicy. "Ja wiem o tym, że są tacy Polaczkowie, którzy twierdzą, że polskie sprawy można załatwiać z zewnątrz, ale to wyraz braku godności".
Wcześniej przekonywał, że akcesja "zagraża sprawom elementarnym: niepodległości i demokracji”. Swój pierwszy rząd utworzy z silnie eurosceptycznym LPR-em.
Kiedy premier Tusk rozpocznie dyskusję o wejściu Polski do strefy euro, będzie dowodził, że tylko własna waluta jest gwarantem suwerenności oraz straszył drastyczną podwyżką cen i upadkiem eksportu. Jego posłowie - w roku 2012 - wieszczyli, że Unia może się wkrótce rozpaść (Szczerski) i, że byłoby lepiej dla Polski, gdyby faktycznie do tego doszło (Pawłowicz).
Kiedy PiS powtórnie bierze w Polsce władzę, to nie po to, żeby się nią z kimkolwiek dzielić. Symboliczna scena ma miejsce raptem dwa miesiące później, kiedy to – po ataku na Trybunał Konstytucyjny – Parlament Europejski organizuje w Strasburgu poświęconą temu debatę. Kto wspiera wówczas oklaskami Beatę Szydło? Parlamentarzyści eurosceptyczni i/lub prorosyjscy: Petr Mach, zwolennik wyjścia Czech z UE, Nicolas Bay z finansowanego przez Moskwę Frontu Narodowego Marie Le Pen, wróg waluty euro Hans-Olaf Henkel… Oto swój swego rozpoznał.
PiS przez kolejne lata się umacnia, zmieniając ustrój Polski. Nie niszczy systemu politycznego jako całości, tylko tak modyfikuje kształt instytucji, by całą władzę skupić w rękach Jarosława Kaczyńskiego. Mamy jednoosobowe rządy partyjnego przywódcy, któremu Bruksela wadzi, bo występuje w obronie owych przejmowanych instytucji – spowalnia lub zmusza do wycofania się o krok lub dwa. Czyli ogranicza rządy Kaczyńskiego, czego ten nie toleruje.
Stąd wypowiedział jej zimną wojnę. Tak jak Sowieci zohydzali kapitalizm, tak rząd, partia i TVP zohydzają Polakom Unię. Unia to parawan dla niemieckiej dominacji. Zagraża naszej suwerenności i tożsamości narodowej. Podstępnie szykuje kulturowy i cywilizacyjny przewrót.
Ostatnio okazało się wręcz, że w sumie nie mamy z niej nawet żadnych wielkich korzyści finansowych. Głupie, bo Polak potrafi liczyć? Właśnie w tym miejscu trzeba spojrzeć w przyszłość. Wszak kiedyś, już całkiem niedługo, przestaniemy być beneficjentem unijnych środków. Część społeczeństwa jest merkantylna i dopóty za Unią, dopóki można wyciskać brukselkę. Gdy zaś strumień euro wyschnie, gdy trzeba będzie więcej wpłacać do wspólnego budżetu, mogą oni nie dostrzec innych korzyści, jakie mamy z członkostwa, choćby geopolitycznego bezpieczeństwa czy podmiotowości, jaką Unia gwarantuje Europie wobec potęg chińskiej i amerykańskiej.
Kaczyński już teraz tworzy podglebie do działania, kiedy euroentuzjastów będzie np. połowa, a nie cztery piąte narodu. A że do tego jeszcze daleka droga? Pamiętajmy, że prezes wierzy w nieśmiertelność władzy PiS-u i bardzo też stara się zagwarantować swej formacji długie rządy – wszelkimi dostępnymi metodami, głównie nieuczciwymi i bezprawnymi.
Kaczyński zakłada, że już wkrótce dojdziemy do takiego stanu rzeczy, że przewaga rządzących, którzy skleili nasze państwo ze swoją partią zwiększy się tak, że opozycja nie będzie w stanie wygrać wyborów. Przecież już Andrzej Duda latem zwyciężył tylko dlatego, że PiS wykorzystał w kampanii wyborczej cały aparat państwa i szachrował.
A przy okazji tego procesu okopywania się na zajętych terytoriach, PiS powoli i metodycznie działa na rzecz tego, by w przyszłości wyjście Polski z Unii nie był scenariuszem zgoła fantastycznym, ale realnym, po prostu jedną z opcji. Kaczyński rozumie, że nie od razu Kraków zbudowano, wie i to, że nastroje społeczne podlegają modyfikacji, a będąc wytrwałym w propagandzie można je zmienić i o 180 stopni.
Czytaj także: "Zbrodnia na społeczeństwie w 6 krokach". PiS może wyprowadzić Polskę z Unii w 48 godzin
Polacy uwierzyli w stojących u naszych bram uchodźców i w potwora gender, który miał dzieciom zmieniać płeć. Zadrżeli przed inspirowaną Marksem ideologią LGBT. Dlaczego nie mieliby dać wiary opowieści o Berlinie, który rękoma Brukseli pozbawił nas niepodległości?
Dlatego tego kolejnego zagrożenia ze strony PiS-u nie można bagatelizować, nawet jeśli zakładamy – a wiele na to wskazuje - że to ostatni sezon tej władzy, że utraciła ona zdolność wyprowadzania inicjatywy strategicznej i nie wróci do dawnej potęgi. Kaczyński, który wielokrotnie działał wbrew polskiej racji stanu, wciąż jeszcze może wiele zepsuć. I pozostawić po sobie zatrute dziedzictwo.