
- Po prostu go nie trawię. Po co on się tak drze? - czytamy na forach internetowych na temat pewnego spikera stadionowego. Jedni twierdzą, że mecze bez niego to już nie to samo, inni że stadiony mamy na poziomie europejskim, a on sprawia, że cofamy się o lata świetlne i lądujemy na wiejskiej dyskotece. O kim mowa? O Wojciechu Hadaju, stadionowym spikerze Legii i reprezentacji Polski. W tym tekście nie tylko dowiecie się czegoś o nim, ale i usłyszycie jak odpowiada na zarzuty Tomasza Lisa.
Ale jak się okazuje poza emocjami jest też drugie dno całej sprawy. Gdy jeszcze przed meczem z Portugalią, rozmawiałem na temat Hadaja z kibicami reprezentacji, to spotkałem się też z ciekawą opinią: - Ok, nie mam nic przeciwko temu, że wkłada tyle emocji w to spotkanie. Mogę nawet zaakceptować jego niecodzienny głos. Ale to, że zawsze głośno i publicznie daje wyraz temu że jest kibicem Legii, to chyba spikerowi reprezentacji nie przystoi? To zły wybór - usłyszałem. Jednak kolejny z kibiców stwierdza: - Nie przesadzajmy, to może prowadzić do jakiejś paranoi. To normalne, że spiker może być przy okazji kibicem jakiegoś klubu. Ważne, żeby dawał z siebie wszystko na meczach biało-czerwonych. Ale muszę przyznać, że słyszałem, że to kontrowersyjny człowiek.
Andrzej Olejniczak (Gazeta Wyborcza) w liście do rzecznika Legii
Życzy Pan nam więcej uśmiechu, ale nie ukrywam, że Pana list nie sprawił mi ani trochę radości. Rozumiem, że europejskie kontakty Legii sprowadzały się w ostatnich latach do pucharowych epizodów na Litwie, Białorusi, w Rosji i Danii, ale pański klub aspiruje wyżej - chce dołączyć do elity. Zarzuca nam Pan, że nie umiemy docenić rzeczy niecodziennych. Fakt, Wojciech Hadaj to stadionowy spiker niecodzienny. Standardów Ligi Mistrzów nie trzyma. Nie trzyma ich nawet w prowincjonalnej polskiej lidze. - Kto to jest? - spytał angielski dziennikarz, gdy Hadaj rozpoczął swój występ przed sobotnim meczem z Arsenalem. - Czy on tak zawsze? - dziwił się, kiedy spiker zaczął się nakręcać. - Czy on nigdy nie skończy!? - pytał już wyraźnie zirytowany histerycznym rykiem. Swego czasu Hadaj przypominał kibolom, że kolejny mecz jest w Łodzi, więc trzeba zabrać kamienie.
Tylko czy na pewno tak powiedział? Szybko doniesienia medialne zdementował serwis kibiców Legii - legia.net:
Od redakcji (serwis Legia.net)
Szanowny panie Andrzeju pisze pan, że spiker Hadaj przypominał kibolom, że kolejny mecz jest w Łodzi, więc trzeba zabrać kamienie. Otóż nie kamienie, a kaski! A takie stwierdzenie padło, gdyż na poprzednim meczu w Łodzi w stronę sektora zajmowanego przez fanów Legii leciały kamienie. Poza tym przypominał nie kibolom, a kibicom. Jedno zdanie i dwie nieścisłości. Dlatego apelujemy, zajmijcie się pisaniem o stronie sportowej. A o tym czy Wojciech Hadaj jest spikerem trzymającym pewne standardy czy nie pozwólcie zdecydować publiczności.
Tomasz Lis napisał po meczu z Portugalią, że stadionowy zapiewajło, Wojciech Hadaj wprowadza taką atmosferę, że ma się wrażenie, że to disco w remizie. Tego samego spikera krytykowała też Gazeta Wyborcza. Jak na to reaguje najbardziej zainteresowany?
Spikerów nie kupuje się w Biedronce. Wszyscy pracują w którymś z klubów i każdy komuś kibicuje. I zapewniam pana, że tak samo jest z dziennikarzami. Nikt mi nigdy nie powie, że dziennikarze w Łodzi kibicują tak samo Widzewowi jak Legii, albo że ci z Warszawy nie mają nic wspólnego z Legią. Zresztą PZPN to mój pracodawca "na 5 minut". Wiedzą o mnie wszystko i zdecydowali się mnie zatrudnić do tej roli. Miałem powiedzieć: "Nie, nigdy nie będę komentował meczów kadry, bo jestem kibicem Legii"?
Wiedzą o panu wszystko, to może umknęła im przyśpiewka powtarzana co tydzień na stadionie Legii. Pan krzyczy "Ile goli ma Legia?", oni odpowiadają np. "Trzy", pan - "Dziękuję", a kibice...?
- No i widzi pan znowu nieporozumienie. Kibice odpowiadają "null" - niemieckie zero. A nie to, co pan myślał...(uśmiech).