- Po prostu go nie trawię. Po co on się tak drze? - czytamy na forach internetowych na temat pewnego spikera stadionowego. Jedni twierdzą, że mecze bez niego to już nie to samo, inni że stadiony mamy na poziomie europejskim, a on sprawia, że cofamy się o lata świetlne i lądujemy na wiejskiej dyskotece. O kim mowa? O Wojciechu Hadaju, stadionowym spikerze Legii i reprezentacji Polski. W tym tekście nie tylko dowiecie się czegoś o nim, ale i usłyszycie jak odpowiada na zarzuty Tomasza Lisa.
Brak profesjonalizmu, obiektywizmu i przede wszystkim tragiczny, denerwujący głos - to zarzuty, które padają wobec Wojciecha Hadaja. Jak na nie odpowiada sam spiker? - Przynajmniej mam swój styl. Niewielu spikerów w Polsce jest rozpoznawalnych - mówił w wywiadzie dla serwisu legia.net.
Tylko czy bycie rozpoznawalnym to główne zadanie spikera stadionowego? Takie pytanie wygląda trochę jak konflikt starej i nowej szkoły. Ta pierwsza powie, że w dobie rosnącej profesjonalizacji nie ma już miejsca na emocje i pan Hadaj powinien po prostu informować kibiców o tym co się dzieje na stadionie. Drugie podejście jest zgoła odmienne - tacy ludzie jak Hadaj dostarczają nam emocji, powodują że serce mocniej zabije i że nawet najnudniejszy mecz zostanie zapamiętamy na dłużej.
Z drugim stwierdzeniem z pewnością zgodzi się duża część kibiców Legii. - Nie rozumiem tej całej dyskusji. Gość jest niesamowity, do tego jest z nami od wielu lat. Sprawia, że mogę naprawdę poczuć atmosferę meczu - mówi jeden z nich. - Pamiętam jak było otwarcie stadionu Legii, graliśmy wtedy z Arsenalem. Świetny mecz, mnóstw bramek, stadion pełen kibiców. Pomyślałem wtedy, że naprawdę ciężko będzie się mediom do czegoś przyczepić. Ale jednak udało się. Kozłem ofiarnym stał się właśnie Hadaj. Usłyszeliśmy, że owszem - stadion profesjonalny, nawet kibole nie rozrabiali, ale za to ten przerażający spiker… Nie wiem może niektórym przeszkadza, że facet potrafi aż tak tym wszystkim żyć?
Ale jak się okazuje poza emocjami jest też drugie dno całej sprawy. Gdy jeszcze przed meczem z Portugalią, rozmawiałem na temat Hadaja z kibicami reprezentacji, to spotkałem się też z ciekawą opinią: - Ok, nie mam nic przeciwko temu, że wkłada tyle emocji w to spotkanie. Mogę nawet zaakceptować jego niecodzienny głos. Ale to, że zawsze głośno i publicznie daje wyraz temu że jest kibicem Legii, to chyba spikerowi reprezentacji nie przystoi? To zły wybór - usłyszałem. Jednak kolejny z kibiców stwierdza: - Nie przesadzajmy, to może prowadzić do jakiejś paranoi. To normalne, że spiker może być przy okazji kibicem jakiegoś klubu. Ważne, żeby dawał z siebie wszystko na meczach biało-czerwonych. Ale muszę przyznać, że słyszałem, że to kontrowersyjny człowiek.
Kontrowersyjny? A może to doniesienia medialne zrobiły z niego kontrowersyjnego człowieka? W Gazecie Wyborczej zasugerowano kiedyś, że Wojciech Hadaj podczas jednego z meczów ligowych miał powiedzieć do publiczności - Weźcie kamienie, w końcu za tydzień jedziemy do Łodzi.
Andrzej Olejniczak (Gazeta Wyborcza) w liście do rzecznika Legii
Życzy Pan nam więcej uśmiechu, ale nie ukrywam, że Pana list nie sprawił mi ani trochę radości. Rozumiem, że europejskie kontakty Legii sprowadzały się w ostatnich latach do pucharowych epizodów na Litwie, Białorusi, w Rosji i Danii, ale pański klub aspiruje wyżej - chce dołączyć do elity. Zarzuca nam Pan, że nie umiemy docenić rzeczy niecodziennych. Fakt, Wojciech Hadaj to stadionowy spiker niecodzienny. Standardów Ligi Mistrzów nie trzyma. Nie trzyma ich nawet w prowincjonalnej polskiej lidze. - Kto to jest? - spytał angielski dziennikarz, gdy Hadaj rozpoczął swój występ przed sobotnim meczem z Arsenalem. - Czy on tak zawsze? - dziwił się, kiedy spiker zaczął się nakręcać. - Czy on nigdy nie skończy!? - pytał już wyraźnie zirytowany histerycznym rykiem. Swego czasu Hadaj przypominał kibolom, że kolejny mecz jest w Łodzi, więc trzeba zabrać kamienie.
Tylko czy na pewno tak powiedział? Szybko doniesienia medialne zdementował serwis kibiców Legii - legia.net:
Od redakcji (serwis Legia.net)
Szanowny panie Andrzeju pisze pan, że spiker Hadaj przypominał kibolom, że kolejny mecz jest w Łodzi, więc trzeba zabrać kamienie. Otóż nie kamienie, a kaski! A takie stwierdzenie padło, gdyż na poprzednim meczu w Łodzi w stronę sektora zajmowanego przez fanów Legii leciały kamienie. Poza tym przypominał nie kibolom, a kibicom. Jedno zdanie i dwie nieścisłości. Dlatego apelujemy, zajmijcie się pisaniem o stronie sportowej. A o tym czy Wojciech Hadaj jest spikerem trzymającym pewne standardy czy nie pozwólcie zdecydować publiczności.
Jak pan reaguje na zarzuty które padają wobec pana, że brakuje profesjonalizmu? W skrócie - wkłada pan w mecze za dużo zbędnych emocji?
Odniosę się najpierw do słów pana redaktora Lisa. Bardzo żałuję, że skrytykował sposób, w jaki pracuję. Chciałem powiedzieć, że dla mnie Tomasz Lis to bardzo dobry, rzetelny dziennikarz. Ja go cenię i przykro mi, że ocenia negatywnie moją pracę. Niestety jednak nawet tak dobry dziennikarz nie wszystko wie najlepiej. Mam swój określony sposób bycia i nie zamierzam tego zmieniać. Wywodzę się z kibiców, czuję to środowisko i uważam, że tak jak jest, jest najlepiej. Nie będę na stadionie pełnym emocji komentował meczu piłkarskiego w stylu zapowiedzi pociągu na dworcu - jakbym zapowiadał pociąg do Zielonej Góry... Kibice mają żyć meczem i czuć go, emocje są niezbędne. W ogóle to zapraszam redaktora Lisa na mecz w sobotę z ŁKS-em, niech mi pokaże, jak się powinno zapowiadać mecze. Ja się za dziennikarstwo nie biorę.
A z czego wynika ten sposób w jaki zapowiada pan mecze? Natura, emocje, a może na kimś się pan wzoruje?
Nie wzoruję się na nikim. Bóg mnie takim stworzył i taki jestem. Emocje wynikają z mojej natury. Gdybym miał określić na mapie, które miejsce najbardziej pasuje do mojej natury, to pewnie byłbym Włochem, Hiszpanem. No i jak już mówiłem wywodzę się z kibiców. Czuję ich.
A czy Wojciecha Hadaja da się "ustawić"? Gdyby ktoś z przełożonych powiedział panu: "Panie Wojtku może jednak trochę mniej emocji, bo się pogniewamy..."
Ustawiać to mnie mogą moje autorytety, trochę też pracodawca. Ale za to powiem kto na pewno nie może mnie ustawiać - media. W trakcie tego całego sporu z Gazetą Wyborczą były sugestie - podkreślam sugestie, a nie nakazy - żeby może trochę "zluzować". Ale nikt nigdy nie powiedział mi: "albo się pan zmieni, albo do widzenia". Tego nie było. Może dlatego, że zdecydowana większość kibiców Legii mnie akceptuje i docenia to co robię?
To może zatrzymajmy się chwilę przy kibicach Legii. Pan też nim jest i nigdy pan tego nie krył. Przystoi spikerowi reprezentacji Polski zawsze tak głośno opowiadać się za jednym klubem?
Spikerów nie kupuje się w Biedronce. Wszyscy pracują w którymś z klubów i każdy komuś kibicuje. I zapewniam pana, że tak samo jest z dziennikarzami. Nikt mi nigdy nie powie, że dziennikarze w Łodzi kibicują tak samo Widzewowi jak Legii, albo że ci z Warszawy nie mają nic wspólnego z Legią. Zresztą PZPN to mój pracodawca "na 5 minut". Wiedzą o mnie wszystko i zdecydowali się mnie zatrudnić do tej roli. Miałem powiedzieć: "Nie, nigdy nie będę komentował meczów kadry, bo jestem kibicem Legii"?
Wiedzą o panu wszystko, to może umknęła im przyśpiewka powtarzana co tydzień na stadionie Legii. Pan krzyczy "Ile goli ma Legia?", oni odpowiadają np. "Trzy", pan - "Dziękuję", a kibice...?
- No i widzi pan znowu nieporozumienie. Kibice odpowiadają "null" - niemieckie zero. A nie to, co pan myślał...(uśmiech).