Trzech pracowników zespołu szkół katolickich Orchard Lake w Michigan w USA, w tym dwóch duchownych, oskarżyło księdza Mirosława Króla, rektora uczelni, o molestowanie seksualne. Duchowny prywatnie jest przyjacielem kard. Stanisława Dziwisza. Inny z pracowników ks. Króla wyjawił w rozmowie z "Faktem" kulisy sprawy.
Polacy – dwóch księży i pracownik cywilny, wszyscy z zespołu szkół katolickich Orchard Lake w Michigan w USA, złożyli w poniedziałek pozew w sądzie federalnym dotyczący molestowania ich przez księdza-rektora uczelni Mirosława Króla. Sprawa ta wstrząsnęła Polonią w Stanach Zjednoczonych, bo duchowny jest jej opoką i wspiera ją w każdy możliwy sposób.
To jemu przecież kard. Stanisław Dziwisz miał powierzyć misję realizacji testamentu Jana Pawła II w Ameryce Północnej. Na zdjęciach na Facebooku szkoły widać, że krakowski hierarcha odwiedzał księdza Króla i razem odprawiali msze.
Tymczasem Polacy, których ks. Król ściągnął do USA do pracy w jego szkole, zarzucają mu, że próbował wykorzystywać ich seksualnie.
"Podczas spotkania Król wypił kilka drinków i poszedł do łazienki. Kiedy wrócił, usiadł obok powoda, położył dłoń na jego nodze i zaczął powoli przesuwać ją w górę uda. W tym samym czasie Król sięgnął drugą ręką do swoich spodni i zaczął się masturbować. Król poprosił powoda, aby uprawiał z nim seks i powiedział mu, że go kocha" – przytacza fragment oskarżenia "Fakt".
Pracownik zdradza kulisy sprawy
Podaje także, że ksiądz Król nie przyznaje się do winy i pozwala na publikację swojego wizerunku. Tabloid dotarł również do innego pracownika szkoły w Michigan, który zdradził kulisy sprawy oraz zdradził, co się dzieje za murami tej instytucji edukacyjnej.
– Kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, chciało mi się wymiotować. Ale stosunki homoseksualne pomiędzy polskimi duchownymi się tam zdarzały. Jeden z księży wręcz pomieszkiwał z młodym klerykiem. Nie kryli się specjalnie, wiedzieli o tym prawie wszyscy, nawet sprzątająca u nas pani Basia z Polski – opisuje rozmówca "Faktu".
Dodaje, że pytał w rozmowie prywatnej księdza Króla, czy jest winny. Ten jednak nie przyznał się i oskarżył swoich oskarżycieli. Twierdzi, że oni sami są homoseksualistami, którzy zmówili się, by go oskarżyć i dostać pieniądze z odszkodowania. Szkoła ma być bowiem ubezpieczona na 10 milionów dolarów. On sam nie zrobił podobno nic, poza tym, że ze swoimi oskarżycielami spożywał alkohol.
– W Kościele jest wielu gejów. Wielu z nich nie ma prawdziwego powołania, ale wstępuje w stan kapłański z wygody. Tak jest i w Polsce, i w USA. Dla nich to wygodne życie. Są pieniądze, a swoje potrzeby można załatwiać między sobą – dodaje informator tabloidu.
Król wsparł Dziwisza
Twierdzi także, że ksiądz Król kontaktował się z kard. Dziwiszem po tym, jak pod adresem krakowskiego hierarchy padły oskarżenia sformułowane przez polskie media. Duchowny miał mu udzielić wsparcia przez telefon i obiecać modlitwę.
Przypomnijmy, że chodzi o dokument "Don Stanislao", w którym reporter TVN wraz z innymi zagranicznymi dziennikarzami pokazał inne, nieznane oblicze kard. Dziwisza, gdy ten jeszcze był osobistym sekretarzem Jana Pawła II. Miał on podobno tuszować przed papieżem przypadki pedofilii.
– Meksyk, Irlandia, USA, Argentyna. Gdy tylko pojawia się pytanie o tuszowanie pedofilii, zawsze pojawia się nazwisko Dziwisza. On wiedział. Tajemnicą pozostaje, czy informował Jana Pawła II. Nie mam wiedzy, czy sam molestował kogokolwiek – mówi w dokumencie francuski dziennikarz Frédéric Martel.
Z kolei amerykański dziennikarz śledczy Jason Berry stwierdził w nim, że kard. Dziwisz był zaangażowany w największy skandal pedofilski w historii Kościoła katolickiego. Mowa o Legionistach Chrystusa, organizacji, w której członkowie, na ogół wpływowi i zamożni księża, mieli molestować i wykorzystywać seksualnie setki dzieci.
Zdaniem Berry'ego zarówno kard. Dziwisz jak i kard. Angelo Sodano otrzymywali duże sumy pieniędzy od Legionistów Chrystusa. Za co otrzymywał je Dziwisz? Żeby wprowadzać zamożnych ludzi na papieskie msze w prywatnej kaplicy Jana Pawła II w Pałacu Apostolskim. Ponadto Legioniści mieli sfinansować polskiemu kardynałowi kilka przyjęć, w tym jedno na kilkaset osób z okazji święceń biskupich w 1998 roku.