Jesteśmy trzy miesiące przed największą piłkarską imprezą w historii naszego kraju. Najwyższy czas, by porozmawiać o tym, jak chcemy, by w czerwcu wyglądały nasze stadiony. Czy tak jak wczorajszy 60 tysięczny milczący teatr, czyli Stadion Narodowy?
Na dwa tygodnie przed meczem Polska - Portugalia na forum powstałego kilka miesięcy temu oficjalnego Klubu Kibica Reprezentacji Polski jeden z kibiców zapytał: "czy będzie prowadzony jakiś doping na meczu z Portugalią?". Mijały dni, a pod wpisem zatroskanego kibica rozgorzała dyskusja. Ktoś napisał, że "coś tam" było ustalane, ale szczegółów nie zna. Inny stwierdził, że dopingu na pewno nie będzie. Jeszcze ktoś pesymistycznie orzekł: "doping się skończył i nie wróci". A jak wyszło w praktyce?
Ano tak, że zorganizowanego dopingu na Stadionie Narodowym rzeczywiście nie było. Co z tego, że z tysięcy gardeł wybrzmiało "Jeszcze Polska nie zginęła", skoro przez całe spotkanie kibice (a raczej widzowie) tylko sporadycznie wznosili okrzyki "Polska, Polska". I to przeważnie wtedy, kiedy polscy piłkarze zbliżali się pod bramkę przeciwnika. Przyśpiewki, tak dobrze znane z wcześniejszych meczów kadry, pojawiały się i zaraz cichły tylko w niektórych sektorach.
Doping był, ale się zmył
Zaskoczeni? Niezupełnie. Co najmniej od kilku miesięcy względna cisza na trybunach podczas meczów naszej piłkarskiej reprezentacji stała się normą. "Względna", bo kibice z równym zaangażowaniem co hymn, potrafią śpiewać jeszcze "J***ć, j***ć PZPN". Tak było we wrześniu na PGE Arena przy okazji meczu Polska - Niemcy i w listopadzie we Wrocławiu, kiedy Polska grała z Włochami. Kibicowska drętwota w tych przypadkach może martwić tym bardziej, że były to imprezy inauguracyjne polskich aren na Euro 2012.
Gdyby wspomniana drętwota panowała u nas od zawsze, a polscy kibice na każdym meczu reprezentacji Polski oglądaliby rozgrywki w milczeniu, pewnie moglibyśmy przejść nad tym do porządku dziennego. Ale tak nie jest, bo głośny, entuzjastyczny, rozśpiewany polski kibic to fenomen dostrzegany nie tylko w naszym kraju. Poniżej doskonały na to dowód ze stadionu w niemieckim Gelsenkirchen.
Warto postawić więc pytanie, skąd taka zmiana? Dlaczego trybuny w trakcie meczów reprezentacji zamieniły się w teatralną salę z milczącymi widzami wpatrującymi się w aktorów widowiska?
Wróg PZPN i gość na pikniku
Za co kibice nie lubią PZPN
- za usunięcie orzełka z koszulek piłkarskiej reprezentacji Polski;
- za "aferę taśmową", czyli nagrania, które sugerują, że Grzegorz Lato i Zdzisław Kręcina mogli dopuścić się korupcji przy przetargu na budowę nowej siedziby PZPN;
- za wizerunek
- za "leśnych dziadków", czyli starych działaczy, którzy od dawna trzymają się we władzach PZPN;
- za Zdzisława Kręcinę, byłego sekretarza związku. Pijany został wyrzucony z samolotu;
- za prezesa Grzegorza Latę, który w sześć miesięcy po objęciu stanowiska miał uzdrowić polską piłkę.
Odpowiedź nie jest prosta i o dziwo nie da się jej sprowadzić jedynie do zawołania "J***ć PZPN". Prawdą jest oczywiście, że kibice po aferze z godłem na koszulkach reprezentacji, po ujawnieniu machlojek przy przetargu na nową siedzibę PZPN i ze względu na "całokształt związkowej twórczości", mają opory przed radosnym i głośnym dopingowaniem. Widocznie uważają, że dobra atmosfera to aprobata działań prezesa Grzegorz Laty i spółki. Nienawiść, jaką darzą piłkarski związek, to jednak tylko jedna strona medalu.
- Teraz jest inny przekrój kibica. Kiedyś podczas meczu z Anglią czy Włochami na starym stadionie Legii Warszawa było wiadomo, że kryta trybuna to półtora tysiąca krawaciarzy, a reszta to autentyczny kibol z krwi i kości. W tej chwili postawiono na klienta z trochę innym portfelem i kibic wywodzi się z zupełnie innych środowisk - mówi dla naTemat Mateusz Borek, dziennikarz sportowy Polsatu.
Od kilku lat na reprezentacyjne mecze przychodzą nie tylko fanatyczni kibice gotowi śpiewem zdzierać sobie gardło od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty. Dziś mecz to nie tylko sportowy pojedynek, ale swoisty piknik, na który rodzice zabierają dzieci w niedzielne popołudnie. Siedzą, obserwują, rozmawiają i... bardzo rzadko dopingują. - To nie jest tak, że nie ma tego kibola, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jest, ale rozczłonkowany - dodaje Mateusz Borek. Rozczłonkowany, ale równocześnie zdenerwowany i gotowy wyprosić ze stadionu tych, którym nie w głowie głośne śpiewy i krzyki.
Im na Narodowym strzelać nie kazano. Dziesięć naszych wniosków po meczu z Portugalią.
Inna sprawa, że szumnie zapowiadany przez PZPN Klub Kibica Reprezentacji Polski nie spełnia dopingowych oczekiwań. - Klub kibica jest tworem, którego nie interesuje organizowanie dopingu, tylko robienie biznesu i wyciąganie od ludzi pieniędzy. Wiceprezes PZPN zobligował w moim programie siebie i swoich kolegów, że za chwile klub kibica zostanie zbojkotowany przez sam PZPN - mówi Borek.
Stadion - wolimy teatr czy wulkan emocji?
Jesteśmy trzy miesiące przed największą piłkarską imprezą w historii naszego kraju. Najwyższy czas, by porozmawiać o tym, jak chcemy, by w czerwcu wyglądały nasze stadiony. Czy tak jak wczorajszy 60 tysięczny milczący teatr, czyli Stadion Narodowy? - Wolę taką atmosferę jaka była wczoraj na Stadionie Narodowym niż przekomarzanie się, walki słowne i przekleństwa. Chcę żeby na stadionach podczas Euro było po prostu elegancko, fantastycznie, z brawami podczas hymnu przeciwnika. To nie musi być wymachiwanie czym się tylko da, na prawo i lewo. Jeśli chodzi o wczorajszą atmosferę, oprócz gwizdów, kiedy schodził Ronaldo, nie ma się do czego przyczepić - twierdzi Marcin Daniec, satyryk i kibic. Właśnie taki bierny model kibicowania przyjął się z małymi wyjątkami w Anglii czy Hiszpanii.
Alternatywą jest stadion rozśpiewany i rozkrzyczany. Słowem - wulkan emocji. - Jeśli chcemy spokoju i ciszy to idziemy do teatru czy filharmonii. Jeśli chcemy pokrzyczeć, pobawić się, pośmiać, wybieramy stadion. Przyznam, ze wczoraj można było na Narodowym usłyszeć myśli kolegów obok - mówi Mateusz Borek.
Jedno jest pewne - każda opcja będzie lepsza od tej pośredniej, czyli drętwej przyśpiewki co kilkanaście minut.