Szefowie firmy Brand24 nakręcili z blogerami nowy hit sieci "Internety robię" i… wygrali internet [wywiad]
Michał Mańkowski
28 września 2012, 12:38·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 września 2012, 12:38
Jeden dzień wystarczył, żeby zrobili prawdziwą furorę w sieci. Na co dzień poważni szefowie firmy Brand24 pod szyldem "zespołu" Bitsy Boys nagrali piosenkę i teledysk, która szturmuje YouTube'a. Z kolosalnym dystansem do siebie i swojej pracy w zaledwie pięć minut "wyśpiewali" filozofię branży internetowej. – Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, że to się tak rozejdzie – mówi w rozmowie z naTemat Michał Sadowski, prezes Brand24.
Reklama.
Kim jest tych dwóch "raperów", którzy w dresie "robią internety"?
Jesteśmy założycielami jednego z polskich projektów internetowych Brand24, który na co dzień zajmuje się monitoringiem marki w sieci. Z branżą internetową jesteśmy związani bardzo aktywnie od ośmiu lat.
Skąd pomysł na takie nagranie?
Na konferencjach i spotkaniach, gdzie czasami mamy skromne prelekcje, jesteśmy często pytani, jak robić start-upy i jak skutecznie działać w branży internetowej. Wpadliśmy na pomysł, że zaśpiewamy to, co do tej pory mówiliśmy. Zbliżała się duża konferencja w Rzeszowie, na której właśnie jestem i tam chcieliśmy zaprezentować to szerszej publiczności.
Zawodowo monitorujecie internet. Spodziewaliście się, że wrzucając teledysk na YouTube'a zrobicie taką furorę?
Mimo że żyjemy z tego, żeby sprawdzać, co piszczy w internecie, nie mieliśmy najmniejszego pojęcia, że tak się to skończy. Nikt nie przypuszczał, że rozejdzie się to tak wirusowo. Szczerze mówiąc to byłem przekonany, że będziemy musieli prosić znajomych, żeby sami podsyłali i udostępniali klip dalej.
Zobacz teledysk "Internety robię"
Kilkadziesiąt tysięcy w jeden dzień robi wrażenie. Od wczoraj kilkanaście razy widziałem, jak moi znajomi udostępniali klip na Facebooku.
To mnie najbardziej zaskakuje. Na dobrą sprawę filmik jest bardzo niszowy. Nie śpiewaliśmy o informatykach, którzy są dużo bardziej liczną grupą zawodową, ale o ludziach, którzy robią strony internetowe, czyli są znacznie mniejszą grupą docelową. Chcieliśmy nadać ludzkiej twarzy ludziom, którzy są znani tylko z nazwisk lub nawet pseudonimów.
No właśnie, zaprosiliście prawdziwą blogową śmietankę.
To taki nasz wyraz szacunku dla tych osób. My na dobrą sprawę robimy takie pitu pitu, a oni naprawdę zmienili polską branżę internetową. Nie widzieliśmy tego projektu bez nich, wtedy klip nie byłby autentyczny.
Ciężko było ich namówić?
Byliśmy zaskoczeni, ale wszyscy od razu się zgodzili. Mimo małej branży oni mają taki status celebrytów, więc niektórym ciężko się nawet zdobyć na rozmowę z nimi. Mimo że coś tam już osiągnęliśmy, to nie mamy nawet jednej dziesiątej ich autorytetu.
Nie widać za to żadnych kobiet.
(śmiech) Z założenia w teledysku miało być pełno kobiet, żeby stworzyć wrażenie krainy mlekiem i miodem płynącej, ale w końcu zdecydowaliśmy się na inną formę. Jeżeli chodzi o osoby z branży to zupełnie przypadkiem złożyło się, że dziewczyny, które chcieliśmy, żeby wystąpiły, były za granicą lub po prostu nie mogły.
Na co dzień jesteś prezesem poważnej firmy. Nie bałeś się, że teledysk, który jest na tyle zabawny, że nie przystaje do wizerunku szefa źle wpłynie np. na twoją wiarygodność?
Wręcz przeciwnie. Ja wszystkich przekonuję, że warto uczłowieczać markę w internecie. Od lat spotykamy się z przypadkami, gdzie bardzo młode firmy na siłę udają wielostopniowe poważne struktury itd. My się staramy od tego uciekać, sprawić, żeby ta marka miała trochę bardziej ludzką twarz, a nie kojarzyła się z bezduszną korporacją. Jesteśmy młodzi, chcieliśmy być fajni i zabawni, czasem żałośni, a czasami tacy i tacy. Pokazać, że ludzie niezależnie od bycia przedsiębiorcą potrafią się bawić.
Branża internetowa jest chyba jedyną, która odważyłaby się na coś takiego? Odzew pokazuje, że trafiliście w dziesiątkę
Na Zachodzie jest to dużo bardziej popularne, tam takie przedsięwzięcia były już realizowane. W Polsce, gdy prezes dużej firmy przyjdzie bez krawata, to jest już traktowany na luzie. Nam było łatwiej, bo śpiewaliśmy o branży, która faktycznie jest trochę bardziej wyluzowana. Myślę, że generalnie w tę stronę będzie to teraz zmierzać, benefity z uczłowieczenia firmy są ogromne. Jestem fanem podejścia, że jak coś robić, to inaczej niż zwykle. Tak by wyróżniać się na tle tych smutnych i szarych notatek prasowych.
Cały klip jest utrzymany w zabawnym stylu, ale wystarczy posłuchać słów, żeby wiedzieć, że sytuacje, o których śpiewacie naprawdę zdarzają się w waszej branży. Taka branża w pigułce.
Dokładnie, to sytuacje naprawdę z życia wzięte. Wiadomo, że gdybyśmy chcieli powiedzieć wszystko, to jeden teledysk by nie wystarczył, ale mamy nadzieję, że ktoś wyciągnie z tego jakieś wnioski. Oczywiście ciężko mówić o wielkiej misji, bo na dobrą sprawę głównie się tam wygłupiamy.
Kto układał słowa? Przyznam, że "zakładam bloga na Wordpressie, moja morda w świat się niesie" budzi uśmiech na twarzy.
Zrobiliśmy to wspólnie dosłownie na kolanie dwie godziny przed rozpoczęciem nagrań.
A ten kobiecy głos, który dzielnie was wspiera?
To nasza koleżanka, która zgodziła się nam pomóc.
Ile trwało nagrywanie?
Całość z montażem zajęła gdzieś 30-40 godzin, ale robiliśmy to na przestrzeni trzech miesięcy. To nie jest nasza praca tylko taki luźny projekt non-profit, nie chcemy na tym zarabiać. Składaliśmy to po godzinach, dosłownie po nocach. Najwięcej czasu pochłonęły nagrania w studiu i montaż.
Piosenka wpada w ucho. Umiecie śpiewać?
Tak się nam przynajmniej wydawało, do czasu aż pan w studiu nie puścił nam na głośnikach efektów nagrań. Nasze samopoczucie zostało szybko zweryfikowane.
Muszę spytać: a te "niesamowite" stroje?
One nadwyrężyły nasz budżet. Poszliśmy do lumpeksu w dniu, w którym była dostawa, więc wszystko było sporo droższe. Już zgłosiła się do nas jedna z organizacji, która chciałaby wystawić mój sweter z tygrysami na charytatywnej aukcji.
Mówisz o budżecie. Ile kosztowała Was całość?
Zamknęliśmy się w dwóch tysiącach.
Czemu nagrywaliście w dwóch miastach, we Wrocławiu i Warszawie?
Skąd wiesz, poznałeś? (śmiech)
Przeczytałem na waszym fanpage'u.
Pochodzimy z Wrocławia, a oddział firmy mamy w Warszawie. Trochę taki lokalny patriotyzm, poza tym blogerzy, którzy występowali w teledysku, są głównie ze stolicy.
Fanów już macie. Będą kolejne produkcje?
Na pewno. Mimo że robimy to non profit to w przyszłości już pod banderą Brand24 – a nie Bitsy Boys – spróbujemy nagrywać firmowe wideo, które ma być naszą promocją na Zachodzie. Chcemy, żeby za ich pomocą ludzie siedzący w Dolinie Krzemowej zwrócili na nas uwagę, więc nagramy je już po angielsku.Chociaż patrząc na popularność "Gangnam Style" może i klip po polsku byłby dla nich ciekawą egzotyką.