Już w najbliższą sobotę podczas drugiej edycji znanego polskiego programu "The Voice Senior" będzie można zobaczyć wyjątkowy występ. Na scenie zaśpiewa najstarsza uczestniczka w historii wszystkich edycji międzynarodowego show. Pani Danuta Krasnodębska ma prawie 95 lat.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
Napisz do mnie:
weronika.tomaszewska@natemat.pl
Pełna elegancji i pogody ducha pani Danuta Krasnodębska uczestniczka "The Voice Senior 2", urodziła się w 1926 roku.
– Skończyłam 94 lata cztery miesiące temu – wyznała w wywiadzie w czasie nagrań do znanego programu emitowanego na TVP2.
Pani Danuta jest najstarszą uczestniczką, jaka kiedykolwiek zaśpiewała na scenie "The Voice Senior", spośród wszystkich światowych edycji.
Warto przypomnieć, że to znane show emitowane jest w 12 państwach, m.in. na Litwie, we Włoszech, w Brazylii, Niemczech, Meksyku i w Rosji.
Pani Danuta to niezwykle pogodna i bardzo ciekawa osoba. Jest warszawską malarką, a jak przyznała w rozmowie przed występem, w jej mieszkaniu często pojawiały się osoby ze świata polskiej muzyki i teatru.
Podczas rozmowy z Martą Manowską, 94-latka wspomniała o latach młodości, które przypadły na czasy II wojny światowej. I opowiedziała o początkach swojej działalności konspiracyjnej.
Występ na muzycznej scenie to dla seniorki pierwsze od lat tak radosne przeżycie, bo jak przyznała, od 10 lat była pogrążona w smutku, a to z powodu śmierci jej ukochanego syna.
Pani Danuta Krasnodębska nie kryła wzruszenia, wyznając, że udział w programie to dla niej wielka przygoda.
– Takiej przygody, jaka dzisiaj mnie spotkała, w tych latach, nie spodziewałam się. Jestem i oszołomiona, i zadowolona, i zachwycona. Cieszę się że tu jestem – przyznała uczestniczka.
Moja żywotność nie pozwalała mi usiedzieć na miejscu. Kiedyś umówiłam się z koleżanką, że pójdziemy gdzieś narozrabiać. Ona powiedziała mi wtedy, że jej siostra jest łączniczką. Dostałyśmy dwa koszyki. Na wierzchu leżały jakieś warzywa. Nagle natrafiłyśmy na Niemców na motorze, którzy się zatrzymali i zapytali nas skąd idziemy. Powiedziałam, że gdzieś tam jest ogród i stamtąd wracamy. Jeden z nich wsadził rękę do koszyka i ją sobie pobrudził. Zdenerwował się po czym na szczęście odjechali. W koszyku była broń zawinięta w kapuście.
To jest pierwsze wystąpienie od śmierci syna. Takie radosne, takie że chce mi się jeszcze żyć, bo do tej pory żyłam wspomnieniami, żyłam tym że już nie zobaczę więcej syna. Jeżeli gdzieś tam mnie widzi, to się cieszy z dzisiejszego występu.